Targi nto - nowe

Skatował ją deską nabitą gwoździami. Teraz wybudziła się ze śpiączki

fot. Paweł Stauffer
Maria Stein trafiła na OIOM w Koźlu z obrzękiem mózgu. Miała połamane kości: skroniową, ciemieniową, klinową i prawy oczodół.
Maria Stein trafiła na OIOM w Koźlu z obrzękiem mózgu. Miała połamane kości: skroniową, ciemieniową, klinową i prawy oczodół. fot. Paweł Stauffer
To cud, że pani Maria żyje - przyznają lekarze. Blisko półtora miesiąca była w śpiączce po tym, jak 24-letni sadysta omal nie zakatował jej deską nabitą gwoździami. - Żyję chyba tylko dlatego, że się mocno modliłam - mówi pani Maria.

Był grudniowy wieczór, sobota. 71-letnia Maria Stein z Długomiłowic wracała rowerem do domu położonego na uboczu wsi z popołudniowej mszy. Mieszka w nim sama. Po drodze zajechała do sklepu. Kupiła kawałek kiełbasy i znicze.

Następnego dnia chciała zapalić je na grobie męża. Gdy dojechała na swoje podwórko, było już ciemno. Miała schować rower do szopy, gdy zza niej wyskoczył Zbigniew W. z Dębowej, wsi obok. Nic nie mówił, uderzał deską nabitą gwoździami. Raz, drugi, trzeci, pani Maria straciła rachubę, a potem przytomność. Celował w głowę. Potem zabrał jej 153 zł i zostawił nieprzytomną na dworze.

Sędzia, który kilka dni temu skazał Zbigniewa M. na 25 lat więzienia, nie miał wątpliwości - mężczyzna chciał zabić. 24-latek dożywocia nie dostał tylko dlatego, że pobita przez niego starsza kobieta przeżyła.

Chciał zabić

- A przeżyłam dzięki Bogu, mocno się modliłam. Do aniołów stróżów i świętego Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych. Nikt nie chce umierać - mówi pani Maria.

Nieprzytomną, skatowaną kobietę dopiero następnego dnia, 8 grudnia 2007 r., około ósmej rano znalazła jej kuzynka.

- Synowa opowiadała, że na podwórzu było pełno krwi - na ziemi, na schodach, na drzwiach stodoły - wspomina Alojzy Kupka, kuzyn pani Marii. - A nasza Maryja leżała pod płotem. Szczęściem, że była wtedy ciepło ubrana, bo w nocy był lekki przymrozek...

Pani Maria nie zamarzła, bo zimna zawsze się bała. Tamtego dnia do kościoła włożyła dwie pary rajstop, spodnie, ciepłe buty i kurtkę.

- Gdyby nie to, bylibyśmy już po pogrzebie - mówi ze łzami w oczach żona Alojzego, Krystyna Kupka. - Lekarz powiedział, że gdybyśmy ją znaleźli cztery godziny później, byłoby po wszystkim.

Od szpitala do szpitala

Maria Stein trafiła na OIOM w Koźlu z obrzękiem mózgu. Miała połamane kości: skroniową, ciemieniową, klinową i prawy oczodół.

- Była wyziębiona, a po pobiciu długo leżała nieprzytomna - wspomina dr Iwona Parzonka, ordynator OIOM-u w Koźlu. - Jej stan był bardzo ciężki, a zagrożenie życia bardzo duże. Ale czasem cuda się zdarzają. To był jeden z nich...

W śpiączce była prawie półtora miesiąca. Najpierw leżała w szpitalu w Koźlu, potem w Kędzierzynie. Następnie na miesiąc trafiła do Branic na rehabilitację, a stamtąd do domu starców w Głogówku. Placówka okazała się jednak zbyt droga - za miesiąc pobytu trzeba by płacić około dwóch tysięcy, a pani Maria emerytury ma tysiąc.

W kwietniu kobietę przygarnęła do siebie siostra z Budziska pod Kuźnią Raciborską. Pani Maria nie może znaleźć słów, by jej za to podziękować.
- Mam tu swój pokój, rower do rehabilitacji, bliskich, z którymi mogę porozmawiać
- mówi wzruszona. - A jestem im tym bardziej wdzięczna, że jak mnie brali, to nie wiadomo było, czy będę na tyle sprawna, żeby się z łóżka podnieść.

Dziś może już chodzić, choć niedaleko - najwyżej 200-300 metrów. Dalej brakuje jej tchu. Nie widzi też na prawe oko i ciągle jeszcze bolą ją plecy i prawa ręka.
- Musiałam się nią zasłaniać przed ciosami, bo długo była spuchnięta i posiniaczona - opowiada.

Męczą ją też potężne bóle i zawroty głowy. Potrzebna jej pomoc przy ubieraniu i kąpieli. - I ciągle mam lęk, jak ktoś za mną staje - mówi. - Ale i tak już jest dobrze, bo na początku prosiłam, żeby ze mną w nocy spali, tak się bałam.

Chce się czuć pomocna, więc czasem ziemniaki obierze, pranie rozwiesi. Opiekuje się też 15-miesięczną Laurą, wnuczką siostry.
- Tylko tej werwy, co wcześniej miałam, mi brakuje - żali się. - Jakby ze mnie kawałek życia uszedł.

Nocy z 7 na 8 grudnia ubiegłego roku prawie nie pamięta.
- Znam ją tylko z opowiadań - przyznaje. - Pamiętam tyle, że z kościoła wracałam i że na podwórku rower chciałam odstawić. I pierwszy cios też pamiętam.

- W lutym, dwa miesiące po napadzie, jeszcze nie wiedziała, co się z nią dzieje
- dodaje Agnieszka Blachut, siostra. - Pamięć jej wtedy całkiem odjęło. W szpitalu nas dopytywała, gdzie jest i czemu się tu znalazła.

Lubił czasem coś zniszczyć

Policja wpadła na trop Zbigniewa M. w kilka godzin po zgłoszeniu. Pomogły policyjne psy, które w mig złapały trop. Prowadził prosto do gospodarstwa pana Bernarda. Mieszkali z nim trzej przygarnięci z sierocińca w Mysłowicach bracia. Najstarszy, Zbyszek, już wcześniej był znany i policji, i okolicznym mieszkańcom. Miał na koncie kradzieże, a ludzie słyszeli też, że jeszcze będąc w bidulu, kogoś pobił.

- Ale żeby tu komuś krzywdę do tej pory zrobił, to nie - mówią mieszkańcy wsi.
Pan Bernard, opiekun Zbigniewa M., przyznaje, że chłopak sprawiał kłopoty wychowawcze.

- Kilka razy złapałem go na tym, że sąsiadom coś ukradł - a to rower, a to magnetofon - wspomina. - Pytałem, on się przyznawał, więc ja te rzeczy odnosiłem. Zgłaszałem to też policji. Miał już wcześniej kłopoty z prawem - jako siedemnastolatek napadł jakiegoś starszego pana. Chciałem więc, by policja miała go na oku.

Wspomina też, że Zbyszek czasem lubił coś zniszczyć - a to dachówki w okolicznych ruderach potrzaskać, a to wrak samochodu zdewastować.
- Więc chyba do końca normalny nie był. Ale w domu ręki na nikogo nie podnosił - ani na człowieka, ani na psy, których mamy kilka - zapewnia.

Pan Bernard uważa, że 25 lat więzienia to zbyt surowy wyrok dla jego podopiecznego.

- Jego trzeba leczyć, a nie do więzienia wsadzać - przekonuje. - Jakby się tak nim zająć, przypilnować, toby na ludzi może wyszedł. Jak do mnie trafił, to jeździł ze mną po ludziach i starszym pomagał. Ale potem trafił w złe towarzystwo, pić zaczął. A i przy tym napadzie na panią Stein to mnie się wydaje, że nim ktoś manipulował.

Lubi zadawać ból i cierpienie

Sąd jednak do takiego wniosku nie doszedł. Sędzia, uzasadniając wyrok, powiedział, że kara 25 lat więzienia to właściwa odpłata za jego czyn.

- Zbigniewa M. trzeba odizolować od społeczeństwa, bo zdaniem sądu wątpliwe jest, że podda się on resocjalizacji - tłumaczy Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego opolskiego sądu okręgowego. - Oskarżony nie został skazany na dożywocie tylko dlatego, że pokrzywdzona przeżyła.

Zdaniem sędziego obraz oskarżonego jest przerażający. Zadawanie innym bólu i cierpienia sprawia mu przyjemność. Jest osobą pozbawioną refleksji nad własnym zachowaniem. Jest niebezpieczny dla otoczenia, bo czerpie satysfakcję z popełniania przestępstw. W jego przekonaniu czynią go one kimś wyjątkowym.

24-latkiem kieruje nie tylko motywacja sadystyczna, ale też chęć zysku i osiągania korzyści majątkowych. Dlatego prócz 25 lat więzienia i pozbawienia go na 10 lat praw publicznych sąd nakazał Zbigniewowi M. zapłacić skatowanej kobiecie 10 tys. zł nawiązki.

Mieszkańcy Długomiłowic i Dębowej, choć od dramatycznych wydarzeń minął już rok, pamiętają je dobrze. Zresztą wyrok wszystko odświeżył. - Bo do tej pory nic tu się takiego złego nie działo - mówią. - Owszem, trochę pijaków i obiboków tu jest - mówi jedna z mieszkanek. - Zamiast do roboty iść, to od rana na piwo i bełty chodzą. Ale dotąd nikt u nas nikogo zabić nie chciał...

- A już na pewno nie sąsiad sąsiada - dodaje inny rozmówca. - Toż oni się znali, niedaleko siebie mieszkali. Ale widać teraz takie czasy, że i za dwa złote jeden drugiemu gotów gardło podciąć...

Zdaniem miejscowych 25 lat więzienia dla Zbigniewa M. to słuszna kara. - Choć przez ten czas spokój tu będzie - mówią. - Byle tylko sąd wyrok utrzymał, bo przecież jeszcze jest nieprawomocny.

Pani Maria też twierdzi, że jej oprawcy tyle lat za kratami się należy. - Choć ja nigdy nikomu krzywdy nie życzyłam - bije się w piersi. - Temu chłopcu też. I do dziś mi się w głowie nie mieści, że mógł tak z zimną krwią się na mnie zaczaić, a potem bić, aż padłam. Za 153 złote...

72-latkę czeka jeszcze długa rehabilitacja i kolejne wizyty u neurologów i okulistów. Czeka też na sztuczną szczękę, bo napastnik wybił jej zęby. Ale nawet gdyby wydobrzała na tyle, żeby być samodzielną, to powrotu do Długomiłowic sobie nie wyobraża.

- Nie miałabym odwagi wejść na to podwórko, na którym noc przeleżałam, i w domu sama zostać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska