Skromny zasiłek za wielki wysiłek

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Pracownicy i petenci opolskiego urzędu skarbowego przeżywają sądne dni. Wszystko przez zaświadczenia o dochodach potrzebne do otrzymania zasiłku rodzinnego.

Góra kazała i już
Krzysztof OGIOLDA
Ustawodawca nakazał i może się dalej nie martwić. Zabrakło wyobraźni, by przewidzieć przemęczenie urzędników i zniecierpliwienie petentów. Taki brak wyobraźni władzy świadczy o słabości państwa. Jeden z czekających na zaświadczenie petentów skwitował tę sytuację cytatem z Drozdy: "Polska to kraj jaj". Mimo że zdanie to pochodzi od satyryka, śmiać się z niego trudno.

Od połowy kwietnia przez urząd przewalają się tłumy składających podania i odbierających zaświadczenia. Ten horror potrwa pewnie aż do końca czerwca. Ustawodawca nałożył na urzędy skarbowe obowiązek wystawiania tego typu zaświadczeń, ale nie uwzględnił, że wytrzymałość zarówno urzędników, jak i klientów ma jednak pewne granice.
- Urząd został postawiony na baczność - mówi Łucja Żebrowska, zastępca naczelnika I Urzędu Skarbowego w Opolu. - Oddelegowaliśmy około 20 osób dodatkowo tylko do tej pracy. Zanim wystawi się zaświadczenie, trzeba ustalić dochody, sprawdzić nazwiska, numery NIP-u itp. To jest naprawdę mrówcza praca. Jeśli jednego dnia tysiąc osób składa podania, to po tygodniu (tyle trwa zwyczajnie procedura) te same tysiąc osób przychodzi odebrać swoje zaświadczenia.
Kiedy rozpoczęło się oblężenie urzędu, treści zeznań podatkowych nie były jeszcze wczytane do komputerów. Potrzebnych petentom informacji trzeba było więc poszukiwać w stosie 50 tysięcy zeznań.
Ludzi czekających na zaświadczenia niewiele te trudności obchodzą. Widzą przede wszystkim, jak długa jest kolejka i jak wolno płynie czas czekania. Najbardziej radykalne nastroje panują w ogonku do pokoju, gdzie wyjaśnia się błędy popełnione w zeznaniach rocznych. Tu stoją ci, którzy wracając do urzędu po tygodniu, nie doczekali się swego wymarzonego papierka.
- Czekam od ponad trzech godzin i naprawdę jest coraz bardziej nieciekawie. Wchodzimy pojedynczo. Sprawdzenie jednego petenta trwa często i czterdzieści minut. Wątpię, czy uda mi się dziś "wystać" swoje zaświadczenie - mówi pani Katarzyna, bezrobotna z Opola, która dzięki otrzymanemu w urzędzie papierkowi może liczyć na całe 83 złote rodzinnego.
- Podanie złożyłem ponad tydzień temu, dołożyłem ksero swojego zeznania o dochodach, żeby przyspieszyć i pomóc w szukaniu, ale nie pomogło, bo ksero i podanie gdzieś zaginęły - oburza się Bolesław Bender z Opola. - Jeśli będę musiał złożyć wniosek na nowo, to kolejne tygodnie przyjdzie czekać na zaświadczenie. Nie waham się powiedzieć, że tu jest burdel nieprzeciętny. Urząd wie, jak wyciągnąć pieniądze od ludzi, ale żeby dostać zaświadczenie, które może człowiekowi pomóc, trzeba się wyczekać bardzo długo.
- Państwo czekacie na zaświadczenia do rodzinnego? - pyta ktoś nowy, przyglądając się długiej kolejce. - Przecież nie za chlebem - odpowiada ktoś z ogonka. - A właściwie to za chlebem i to bardzo biednym - dodaje.
Małgorzata Król, inspektor w urzędzie skarbowym, zapewnia, że w jej instytucji nie giną niczyje dokumenty, choć ruch jest tu większy niż kiedykolwiek. - Wystawiłyśmy w maju tyle zaświadczeń, co w całym ubiegłym roku - mówi. - Wiele zeznań rocznych jest źle wypełnionych przez podatników. Jeśli mam 200-300 takich osób, to wyjaśnienie musi trwać, ale staramy się wszystko załatwić w ciągu jednego dnia lub najdalej w dniu następnym - dodaje. A błędy są przeróżne: od złego PIT-u, na którym rozliczył się podatnik, przez braki adresu lub mylny adres, nie wpisany NIP lub brak podpisu pod zeznaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska