Sonet rybnicki

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik archiwum
Skład Tanich Linii Kolejowych sunie przez Małopolskę. Do przedziału dosiada się mężczyzna, na oko pod siedemdziesiątkę. Buty trapera, sfatygowana torba podróżna, zmęczona twarz. Nie pamiętam, kiedy ostatnimi razy rozmawiałem z kimś dłużej w pociągu. W pendolino, którym jeżdżę służbowo, każdy gapi się w swój ekranik, a tu, w przedziale TLK, od razu zawiązuje dyskusja. Towarzysz podróży wraca, z licznymi przesiadkami, znad ukraińskiego Morza Czarnego. Relacjonuje mi drogę spod Rybnika, gdzie mieszka, przez Kijów („piękne miasto”), do Odessy („patrz pan, zrobiłem zdjęcia, jeszcze piękniejsze”). Okazuje się, że na Ukrainę zawiodły go sprawy sercowe. Na portalu matrymonialnym poznał panią Swietłanę. Umówili się w Odessie, pod pomnikiem Adama Mickiewicza, który pisał tu miłosne sonety.

I co? - Ładna? - Będzie coś z tego? - pytam kierowany grzecznością, ale i rosnącą ciekawością, czy emeryt ze Śląska może sobie ułożyć życie z młodą Ukrainką. - Nie przyszła… - mówi cicho, jakby z obawą, że będę się z niego śmiać. - Zaraz, zaraz - już na dobre odkładam tablet. - Jak to tak, nie przyszła? To pan się spod Rybnika do Odessy tarabanił, na specjalne zaproszenie pan się tam udawał, a ona tak po prostu nie przyszła? zapomniała? Fryzjer jej wypadł? Głowa ją rozbolała?

- Nie wiem, dlaczego nie przyszła - odpowiada podróżnik. - Czekałem kilka godzin po próżnicy, a potem, cóż było robić, poszedłem pozwiedzać Odessę. Zostałem na noc w hotelu i nazajutrz do domu.

Na moją delikatną sugestię, czy pan Jurek nie spróbowałby sobie może znaleźć żony pod Rybnikiem, słyszę:

- Była jedna pani, ale szybko się okazało, że najbardziej zależy jej na mojej, niemałej, emeryturze. W końcu trafiłem na szkolenie seniorów, na którym nauczyli mnie tego całego internetu. Znalazłem portal i otworzyłem oczy - ile samotnych kobiet się marnuje po świecie!Zaczynam się rozglądać po przedziale, czy aby nie jestem nagrywany, czy to nie jakaś ukryta kamera, czy inne „Mamy cię”. Bo mężczyzna opowiada gotowym filmem.

- Po Chinkę jechałem na Okęcie - mówi. - Też nie dojechała, ale za to zwiedziłem Warszawę. Ta Odessa miała być pewna, bo Swieta tak pięknie pisała, że chce się ze mną zestarzeć...Wjeżdżamy na Śląsk, mam niewiele czasu, by sprowadzić pana Jurka na ziemię. Uświadomić mu, że padł ofiarą oszustów. Że nie było ani żadnej Chinki, ani tęskniącej Swiety. Że pisali do niego pracownicy firmy, pewnie jacyś studenci. Że od początku był naciągany.

- No fakt - przypomina sobie. - Do mnie kiedyś zadzwoniła pani, z którą niby miałem się spotkać w Białymstoku. A ja nawet o tym nie wiedziałem. Dałem im też wszystkie moje dane, wpłaciłem kilka tysięcy „na koszty”. Ech, łobuzy…Gliwice, gdzie pan Jurek ma ostatnią przesiadkę. - Wie pan co, uśmiecha się, szybko pogodzony z porażką. - Może i dobrze się stało. Gdyby nie wiara, że jadę do mojej Swiety, nie ruszyłbym się spod Rybnika, nie zobaczyłbym nigdy pięknej Odessy. A gdyby Swieta jednak istniała, gdyby pod pomnik przyszła, to nie wiadomo, czym by się to skończyło. Może by mnie nie wyśmiała, żem już dla niej za stary - kłania się na do widzenia.

Uświadamiam sobie, że rozmawiałem właśnie z typem człowieka, znanym mi dotąd głównie z kronik policyjnych. Bo dzięki takim ludziom, jak pan Jerzy, istnieją w Polsce te wszystkie złodziejskie firmy wciskające ludziom poduszki na bezsenność, kosmodyski na plecy, czy spreje na żylaki. Jacek Kurski nazwał ich kiedyś „ciemnym ludem”. Krzywdząco, bo pan Jurek to prostolinijny, naiwny, ale jasny i dobry człowiek. Tak w sam raz, by po raz enty dać się zrobić w wyborczą trąbę. A potem wzruszyć ramionami: widocznie tak nam było pisane...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska