Tradycja malowania symboli, które byłyby znakiem rozpoznawczym dla danego rodu, wzięła się jeszcze z czasów średniowiecza, gdy rycerze stawali naprzeciwko siebie, by toczyć bitwy. Walka w ciężkich zbrojach i hełmach, które przykrywały niemal całą twarz z jednej strony stanowiła dobre zabezpieczenie przed ciosami przeciwnika.
Z drugiej jednak sprawiała, że rycerze na polu walki po prostu nie mogli się rozpoznać - zbroje były do siebie bardzo podobne, w związku z czym zdarzały się przypadki, że swój atakował swego, w ramach jednego oddziału. Żeby zapobiec takim pomyłkom, powszechne stało się stosowanie chorągwi oraz malowanie herbów na hełmach i tarczach. Symbole te musiały być proste i zrozumiałe. Jednocześnie starano się, żeby umieszczać na nich różne ornamenty, bo herb miał być dumą całego rodu.
Jednym z ciekawszych herbów, którym posługiwali się tutejsi właściciele ziemscy należał do rodziny Strachwitzów. Swoją siedzibę mieli oni w pałacu w Szymiszowie. Ale zanim dotarli w te strony, żyli w Strachowicach koło Wrocławia.
Dziś w miejscu majątku ich przodków znajduje się port lotniczy. Z kart historii wiemy, że w bitwie z Tatarami pod Legnicą w 1241r. z rodziny Strachwitzów poległo aż czternastu rycerzy. Potomkowie jedynego mężczyzny, który przeżył w tym rodzie zapoczątkowali kolejne pokolenia. Pierwotnie w herbie Strachwitzów widniały lilie, ale z czasem dołożono do niego dwie głowy dzików (odyńców), które miały duże kły.
Zwierzęta były przedstawiane jako wyjątkowo groźne - z krwią ściekającą z pyska. Skąd akurat taka symbolika? Wzięła się ona najprawdopodobniej z historii, która przekazywana była w rodzinie z pokolenia na pokolenie, a dotyczyła okresu, w którym jeden ze Strachwitzów służył na dworze jako giermek. Pewnego dnia podczas polowania jego władcę zaatakowały dwa odyńce. Giermek dzielnie uratował pana, a w nagrodę miał dostać tytuł szlachecki. Herb z podobizną dwóch dzików do dziś widnieje na sufitach pałacu w Szymiszowie, w którym dziś mieści się Dom Pomocy Społecznej.
Herb rodu Kalinowskich, którzy na tych terenach zamieszkiwali Kalinowice, przedstawia z kolei białą lub srebrną strzałę skierowaną grotem ku górze. Widnieją na nim także sześcioramienne gwiazdy, a w hełmie herbu umieszczono strusie pióra oraz jeszcze jedną strzałę skierowaną w lewą stronę. Można się dziś domyślać, że strzały miały symbolizować w średniowieczu waleczność. Faktem jest natomiast, że Andrzej Kalinowski - jeden z najstarszych znanych przedstawicieli - walczył w bitwie pod Obertynem w 1531 r., gdzie wojska polskie stoczyły batalię z armią mołdawską.
Kalinowski walczył po stronie polskiej, bo część przedstawicieli tego górnośląskiego rodu przeprowadziła się z czasem do Polski.
Z kolei ród Kiczka (Kyczka, Kitschke), który w XV w. miał swoją posiadłość w Dolej, prezentował w swoim herbie łańcuch rozdarty na trzy części. Wiąże się z nim historia przekazywana w rodzinie od pokoleń, a opowiada o nieznanym z imienia Kiczce, który miał czterech synów. Najstarszy z nich odziedziczył cały jego majątek, a trzem młodszym ojciec kazał iść w świat.
By mieli za co przetrwać pierwsze dni, matka miała dać im na drogę fragmenty złotego łańcucha, który podzieliła na trzy części. Faktem jest, że w XV w. ród podzielił się na kilka rodowych linii, które przyjęły inne nazwiska. Dzisiaj trudno określić jak byli spokrewnieni, a o pochodzenie osób o nazwisku Kiczka do dziś spierają sie polscy i niemieccy heraldycy.
W herbach można też spotkać symbole, których pochodzenie do dziś jest nieznane. Dla przykładu ród Kochtitzkich, który związany jest z Siedlcem i Płużnicą umieścił w nim gęś, która później została zamieniona na czaplę lub żurawia trzymającego w dziobie rybę. Z kolei rodzina Tenczin, do której w XVIII w. należały m.in. Sucha, Borycz, Grodzisko, Kadłub, Krośnica, Osiek, Rozmierka i Rozmierz miała w swoim herbie topór.
Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, znawcą lokalnej historii. Wykorzystano fragmenty książki Romana Sękowskiego, "Herbarz Szlachty Śląskiej."