Pani Ilona często przyjeżdża do Opola, by cieszyć się swymi bliskimi i spotykać ze znajomymi. O duńskich odmianach szczęścia opowiada "Opolance".
- Gdzie poznała pani swego męża?
- W Polsce, dokąd przyjeżdżał w sprawach biznesowych.
- Czy nie bała się pani wyjechać z mężem do kraju, który jest u nas znany właściwie głównie z bardzo trudnego języka?
- Wiedziałam, że jest on bardzo trudny - wyrazy inaczej się pisze, a inaczej czyta. Duński ma ponad 20 samogłosek, a mieszkańcy tego kraju posługują się dialektami, więc ci z Kopenhagi często nie rozumieją tych znad morza. Wcześniej, będąc w Danii, stwierdziłam, że można się posługiwać w sklepach i urzędach angielskim, a miłość pokona inne bariery. Zorientowałam się też, że jeśli nawet małżeństwo mi się nie uda, to moja nowa ojczyzna otoczy mnie opieką.
- Na czym taka opieka może polegać?
- Ze względu na nieznajomość języka nie mogłam pracować, ale państwo duńskie wypłacało mi przez 3 lata świadczenie pieniężne, które jest równowartością najniższego średniego wynagrodzenia w tym kraju. Będąc żoną obywatela Danii, nabywałam także prawa do szeroko pojętej ochrony, przynależnej rodowitym mieszkankom w trudnej sytuacji.
- Z czego więc mogą tam korzystać kobiety, które są na przykład krzywdzone przez mężów?
- Moja znajoma dostała po poskarżeniu się na męża miejsce w domku jednorodzinnym, gdzie od zaraz mogła zamieszkać w niewielkim apartamencie. Oprócz niej mieszkała tam jeszcze tylko jedna kobieta. Mąż nie mógł się dowiedzieć, pod jakim adresem przebywa żona. Można tam przebywać od trzech miesięcy do roku. Urzędnicy dbają o to, by ich podopieczne były najedzone i odziane. Dostają nawet bilety do teatru czy na imprezy kulturalne. Chodzi o to, by czuły się w tej sytuacji komfortowo. Nikt nie dociekał, czy kobieta mówiła prawdę o zachowaniu męża. W ciągu kilku miesięcy urzędnicy pomagają też wynająć mieszkanie.
- Po jakim czasie mogła tam pani podjąć pracę?
- Jestem choreografem. Po trzech latach nauki języka mogłam porozumieć się z ludźmi. Ponieważ zapotrzebowanie na takich fachowców jak ja nie jest duże, pracuję w placówce kultury w Aalborgu na pół etatu. Postanowiłam jednak zdobyć nowy zawód. Zorientowałam się, że największe zapotrzebowanie jest tam na pracowników socjalnych, więc poszłam do takiej szkoły, a państwo przez kolejny rok wypłaca mi kwotę, za którą mogę się utrzymać. W trakcie nauki zapoznałam się z funkcjonowaniem opieki socjalnej w Danii.
- Podobno Duńczycy niezwykle troskliwie dbają na przykład o niepełnosprawnych i starszych ludzi…
- Jeśli starszy człowiek (po 75. roku życia) chce sam mieszkać, sprzątać i sobie gotować - pracownik socjalny tylko mu robi zakupy. Jeśli nie - może liczyć na sprzątanie i dostarczanie posiłków, a nawet pomoc w porannej i wieczornej toalecie. Po każdą objętą opieką osobę podjeżdża rano bus, który zabiera chętnych na zajęcia terapeutyczne, a jeśli osoba nie wyjdzie przed dom, obowiązkiem kierowcy jest ustalenie, z jakiego powodu.
- A jak wygląda opieka nad niepełnosprawnymi?
- Wszystko zależy od stopnia niepełnosprawności. Byłam w domu jednorodzinnym, gdzie mieszka 5 młodych ludzi z zespołem Downa i lekkim upośledzeniem umysłowym. Mieszka z nimi opiekunka, która pomaga im żyć, robić zakupy, zarządzać pieniędzmi. Osoby, które nie mogą chodzić, a chcą prowadzić aktywne życie, dostają małe busiki z ruchomymi platformami, do których wchodzi wózek i sprawnie się nim z pojazdu wyjeżdża. Dzięki temu mogą pracować.
- Na co mogą liczyć rodzice niepełnosprawnych dzieci?
- Znam polską rodzinę, która przyjechała tu z dwojgiem niepełnosprawnych dzieci. W Danii każdego ranka podjeżdża pod ich dom samochód i zabiera te dzieci do szkół i je przywozi do domu, a po południu ktoś je odwozi na rehabilitację i zajęcia dodatkowe. Korzystają też z darmowej usługi firmy sprzątającej.
- To wszystko jest możliwe, ponieważ płaci się tam ogromne podatki…
- Zabrane przez państwo pieniądze wracają do ludzi w różnej formie - bezpłatnej opieki zdrowotnej, nauki i studiów, darmowych podręczników.
- Po raz kolejny w badaniach nad samopoczuciem poszczególnych narodów Duńczycy uważają się za najszczęśliwszych. Z drugiej zaś strony odnotowuje się tam najwięcej samobójstw. Jak to wytłumaczyć?
- Duńczycy, odpowiadając na pytanie, czy są szczęśliwi, pomylili szczęście z poczuciem bezpieczeństwa. Wypływa ono z tego, że państwo dba, by nie mieli oni żadnych problemów. Starymi rodzicami opiekuje się gmina i młodzi są z tego zwolnieni. Nikt się nie martwi o pracę, bo odpowiednie instytucje zadbają o jej znalezienie, pomogą zdobyć nowy zawód. Ludzie żyją dniem dzisiejszym.
- Czy daleko stąd do szczęścia?
- Jeśli Duńczykowi dzieje się coś złego, to urzędnicy pytają, w czym mogą pomóc, a nie najbliżsi. Ja mam częsty kontakt z mamą, córką i dalszą rodziną, bo przyjeżdżam do Opola, Warszawy i Jawora, gdzie mam rodzinę, co kilka miesięcy. Mailujemy do siebie, rozmawiamy przez skype'a. Mój duński mąż, który ma trzech braci, widzi się z nimi raz na pół roku i podobnie rzadko synowie spotykają się z mamą. Kiedy wychodziła ze szpitala, żaden z nich po nią nie pojechał, bo przecież to obowiązek gminy. Tylko że taka troska gminy czy państwa nie daje poczucia szczęścia ani bezpieczeństwa. Ludzie pragną, by się o nich ktoś troszczył nie tylko z obowiązku. Chcą być dla kogoś ważni i kochani.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?