Sztuka pod sprawnym młotkiem

Redakcja
Z Andrzejem Starmachem, marszandem i właścicielem Starmach Gallery w Krakowie, rozmawia Danuta Nowicka

- Jaką najwyższą cenę udało się panu uzyskać za dzieło sztuki?
- Milion dwieście tysięcy złotych na aukcji warszawskiego Domu Aukcyjnego Polswiss Art. Za obraz Eugeniusza Zaka. Niestety, nie pamiętam tytułu.

- Kto go przelicytował?
- Nie wiem, nigdy nie staram się tego ustalić.

- Podobno sztukę kupują w Polsce przede wszystkim biznesmeni.
- Biznesmeni i wolne zawody. Pojawiła się też grupa menedżerów wysokiego szczebla, zarabiających duże pieniądze.

- A muzea?
- Muzea nie kupują, bo nie mają pieniędzy. W ten sposób w zbiorach powstaje luka nie do wypełnienia. Lata 90. w ogóle nie zostały zdokumentowane.

- Powodzenie licytacji w dużym stopniu zależy od sprawności młotka. Jak pan to robi, że pański jest tak skuteczny?
- Nie przeceniałbym swojej roli. Powodzenie aukcji zależy przede wszystkim od jakości towaru i zasobności uczestników oraz ich chęci do kupowania. Ja jestem tylko od tego, żeby to wszystko uporządkować.

- Jakim warunkom powinien odpowiadać aukcjonariusz?
- Przede wszystkim niezbędna jest podzielność uwagi, bo trzeba równocześnie liczyć i zezować na wszystkie strony.

- A co ze znajomością towaru?
- W Polsce nie jest to cecha obowiązująca. Bardzo często ci, którzy prowadzą aukcję koni, prowadzą też aukcje dzieł sztuki.

- Pan to pochwala?
- Nie, co nie znaczy, że robią to źle. Ja nigdy w życiu nie odważyłbym się prowadzić aukcji koni.
- Jak sytuacja przedstawia się z drugiej strony lady? Co należy robić, by podgrzać atmosferę?
- To zależy, czy mamy do czynienia z aukcją profesjonalną, handlową, czy np. charytatywną. Na tej drugiej w grę wchodzi nawet dialog z publicznością, jakiś żart czy ewidentne naciąganie z wywoływaniem po imieniu i nazwisku. Natomiast w przypadku aukcji profesjonalnej niezbędna jest pewna doza powagi. Nieraz trzeba operować bardziej oczami niż językiem.

- Tym bardziej, że język nieraz płata figle?
- O tak. Kiedyś zapowiedziałem, że teraz będziemy licytować całą grupę obrazów Tadeusza Mazowieckiego. Oczywiście chodziło o Makowskiego.

- Ludzie częściej wiedzą czy nie wiedzą, co kupują?
- Nie wierzę, by nie wiedzieli, wydając ogromne pieniądze.

- Zdarzyło się panu żałować, że obraz trafił w te, a nie inne ręce?
- Nie. Jeśli żałuję, to tego, że oddaję do galerii coś, co chciałbym zatrzymać. Miałem kiedyś wspaniały informel Kantora, który sprzedaliśmy z żoną kupując dom. Do dzisiaj dzieci nie mogą mi tego wybaczyć.

- Zdarzyło się panu sprzedać falsyfikat?
- Nic o tym nie wiem.

- A oddać za duże pieniądze coś, co było zdecydowanie mniej warte?
- Dzieło jest tyle warte, ile wynosi jego wartość rynkowa. Nie ma czegoś takiego jak wartość realna. W przeliczeniu na normalne wzory ekonomiczne obraz tak naprawdę jest nic niewart, bo to jest to zaledwie kawałek blejtramu, płótno, farba, zużyta energia plus 15 procent zysku.
- No i talent.
- Niewycenialny.

- Zdarza się jednak, że coś, co zdaniem historyków sztuki przedstawia większą wartość, uzyskuje niższą cenę niż obiekt, który wedle ich oceny jest wart mniej. Czym to tłumaczyć?
- Słabością polskiej krytyki, która tak naprawdę niewiele ma do powiedzenia. Nie ma krytyków, którzy naprawdę się liczą, ani gazet, które poważnie się tym zajmują.

- Sądzi pan, że wiedza krytyków przekłada się na gotowość do kupowania klientów?
- Nie. Brakuje autorytetów, którym ludzie by zawierzyli. Więc kupują wedle własnego gustu.

- W ostatnich latach najwyższe ceny padły za Wierusza-Kowalskiego, Malczewskiego, Chełmońskiego. Czy to są nazwiska, które określają nasz gust?
- Na pewno, choć powoli szala się przechyla w kierunku współczesnym. Świadczą o tym powodzenie Ecole de Paris, chociażby Zaka, czy rekordowe ceny, jakie padają za Makowskiego. Zmierzamy w kierunku, w jakim już od dawna podąża Zachód.

- Podobno w polskich galeriach sztuki współczesnej daje się zauważyć coraz więcej zachodnich klientów?
- To się skończyło wraz ze zmianą relacji złotówki do dolara. Minęły czasy, kiedy dobry obraz można było kupić za kilkadziesiąt dolarów. W tej chwili sytuacja jest odwrotna: Polacy skupują współczesną polską sztukę za granicą, bo tam jest tańsza.

- Czy mamy już kolekcjonerów z prawdziwego zdarzenia? Poza Fibakiem... Niemczyccy też mają wiele obrazów, ale czy to już kolekcja?
- Amerykańscy marszandzi mówią, że klient, którego uważali za kolekcjonera i który pewnego dnia oświadcza, że więcej już nie kupi, bo nie ma gdzie wieszać, jest dekoratorem wnętrz. Prawdziwy kolekcjoner kupuje bez względu na miejsce. Najważniejsza jest dla niego potrzeba uzupełnienia zbioru. Jeśli przyjąć ten punkt widzenia, w Polsce przeważają dekoratorzy.

- Internet to zagrożenie czy korzystna perspektywa dla aukcji?
- Nie jestem fanem ani komputerów, ani internetu, co nie znaczy, że z niego nie korzystam. Aukcje internetowe dotyczą rzeczy mniej cennych. Obraz jest czymś tak niepowtarzalnym, że żeby doszło do transakcji, trzeba go zobaczyć. Oczywiście zdarza się uczestnictwo w żywej aukcji poprzez internet, na tej samej zasadzie, co przez telefon.

- Podobno jest teraz taka moda: przyjęcie z udziałem licznych gości, gospodarz, posługując się komórką, bierze udział w aukcji.
- Mnie zdarzyło się licytować na parkingu, bo był telefon, że moja kolej, i na wczasach w Turcji.

- Jedni w Turcji kupują ciuchy, a pan kupił...
- Mikulskiego.

- Gdyby miał pan Czytelników "NTO" zachęcić do kupowania dzieł sztuki, jakby pan to zrobił?
- Przede wszystkim stwierdzając, że nie znam takich ludzi, którzy w nie inwestując cokolwiek by stracili. Oczywiście potrzeba na to czasu, czasem nawet stuleci. To doskonała lokata kapitału, stosunkowo mało mobilna, za to najbardziej nobilitująca. Nic tak dobrze nie świadczy o gospodarzach, jak kilka dyskretnie powieszonych obrazów. Milionerzy amerykańscy, poważni prezesi banków od dawna wiedzą, że za biurkiem powinien wisieć poważny drogi obraz.

- A jeśli nie jest się prezesem?
- To trzeba kupować grafikę albo bardzo młodych tanich artystów. Ja zacząłem od Nowosielskiego. Jego pierwszy obraz kupiłem za 20 dolarów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska