Tajne komando ze Sławięcic rozpętało drugą wojnę światową. Specjalna kompania SS miała dać Hitlerowi "powód" do ataku na Polskę
Tajemnicze limuzyny
Kilka kilometrów za Sławięcicami oddział, który kierował się do Rybnika, stanął w lesie. Nagle esesmani zauważyli kolumnę około 8-10 czarnych limuzyn. W jednej z nich dostrzegli jakąś postać, ale ta szybko zaciągnęła zasłony. Członkowie akcji nie mogli rozmawiać o tym, co widzą. Jeden z nich powiedział po cichu "Widziałeś, jakieś grube zwierzaki.". "Ciekawe, czy przewodnik jest tutaj...?" - dodał inny. Kim miał być ów przewodnik? Na pewno nie chodziło o samego Adolfa Hitlera, bo ten przebywał wówczas w swojej kwaterze w Berlinie i właśnie przechodził… załamanie nerwowe. Przed chwilą odebrał bowiem telefon z informacją, że Anglia podpisała pakt o współpracy wojskowej z Polską. Hitler wpadł w szał i natychmiast wydał rozkaz odwołania prowokacji na granicy polsko-niemieckiej. Sęk w tym, że specjalne komanda były już prawie na miejscu i szykowały się do ataku.
SS-Obersturmführer Otto Hellwig otrzymał zaszyfrowaną wiadomość telegraficzną o odwołaniu akcji, ale odczytał ją jako... potwierdzenie szykowania się do ataku. W niemieckim sztabie zapanowała panika. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby wysłać kuriera na motorze. Ten nie zdążył się nawet przebrać i pędząc na złamanie karku w mundurze SS wjechał do Polski i w lesie odnalazł szykujący się do ataku oddział. Akcję w ostatniej chwili odwołano. Wszyscy wrócili do Sławięcic, gdzie na kilka dni skryli się w pałacu i gospodzie.