Turawa: windsurfing w cuchnącej zielonej zupie

Archiwum
Archiwum
- Po zajęciach z windsurfingu cała byłam oblepiona cuchnącą mazią - skarży się uczestniczka obozu letniego w Turawie.

Studenci wychowania fizycznego Politechniki Opolskiej, którzy przyjechali na tygodniowy obóz organizowany nad Jeziorem Turawskim w Turawie nie mogę ot tak spakować się i wyjechać. - Jeśli nie zaliczymy jakichś zajęć, to mamy rok w plecy - mówią. Dlatego każdy zaciska zęby i wchodzi do tej śmierdzącej wody - dodają.

- Kiedy tu przyjechałam nie było wiatru, więc woda dosłownie stała w miejscu. Zresztą trudno nazwać to wodą, bo to co zobaczyłam przypominało raczej śmierdzącą, zieloną zupę, w której pływały martwe ryby - relacjonuje Sandra (imię zostało zmienione). - Nasz instruktor nawet palca nie zamoczył w tym świństwie, a my nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy wejść do wody, bo inaczej nie dostalibyśmy zaliczenia - mówi rozżalona dziewczyna.

Co na to sanepid? Jak uczelnia zamierza rozwiązać problem? Czytaj we wtorkowym wydaniu "Nowej Trybuny Opolskiej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska