Tylko żydok po nich został

Jolanta Jasińska-Mrukot [email protected]
Anna i Franciszek Gąsiorowie nad grobem krewnej Edyty Stein.
Anna i Franciszek Gąsiorowie nad grobem krewnej Edyty Stein.
Kiedy Anna Gąsior krząta się po kuchni, widzi z okna w zaciszu między polami schowany żydowski cmentarz. Jak na kinowym ekranie przywołuje obrazy z przeszłości.

Mój Franciszek tam się urodził, na tym kirchowie - opowiada Anna. - Jego rodzice poszli na spacer, matka była przy nadziei i po prostu tam nagle złapały ją bóle...
Tak w życie Franciszka Gąsiora, Ślązaka i katolika, wpisał się żydowski cmentarz. Kirchow, kirchówek - jak mawiają tutejsi. Albo po prostu: żydok.
Do jego wschodniej ściany, na wprost największego kasztanowca na cmentarzu - na który wspinał się 6-letni Francik, żeby lepiej zobaczyć perspektywę Dobrodzienia - przylegało niewielkie gospodarstwo grabarza Johanna Maziola, dziadka Franciszka Gąsiora.

Franciszek i Anna (później jego żona) byli świadkami dwóch ostatnich pogrzebów na dobrodzieńskim kirchówku. Ten ostatni był w 1936 roku. Wtedy grabarz Johann Maziol wykopał grób dla 10-letniej Kate Brauer.
- Oj, co to była za rozpacz, mieli ją jedną - wspomina Anna Gąsior. - To było takie piękne i mądre dziecko, a zmarła chyba na dyfteryt...
Bracia Brauerowie pozostali w Dobrodzieniu do 1938 roku, byli znani w okolicy z handlu szmuglowanymi końmi.
- Po tym pogrzebie słuch o całej rodzinie zaginął, chyba cichcem z Dobrodzienia wyjechali - wspominają Gąsiorowie
Wcześniej z Dobrodzienia cichcem wyjechała też żona i dzieci Kutnera, ostatniego Żyda w Dobrodzieniu, który w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął w 1943 roku.
- Wyjechali i nikt z nich już nigdy się nie odezwał - opowiadają Gąsiorowie. - Oni wszyscy za bezcen dobytek całego życia zostawiali i cicho tak, że nikt nawet nie wiedział, opuszczali miasteczko.
Dla Gąsiorów żydowscy sąsiedzi byli takimi samymi ludźmi jak oni.
- No, może trochę inaczej jak my, bo na pogrzebach to okropnie zawodzili - mówi Franciszek Gąsior.
Wie, bo widział ich dużo. Miał 6 lat, kiedy jego wujka Franciszka Maziola, który pomagał swemu ojcu przy pogrzebach, wzięli do wojska. Wtedy Francik zastąpił wujka go przy cmentarnej bramie, przygotowywał miskę z wodą.
- Bo po pogrzebie każdy obmywał ręce i dostawał biały ręcznik do otarcia - wspomina Franciszek Gąsior. - Wrzucali mi fenigi do kastli, potem były długie hebrajskie modlitwy.
- To byli takie same ludzie jak my, przez tyle lat my ich mieli za sąsiadów, to dobrze wiemy - podkreśla Anna Gąsior, która zawsze się oburzała, kiedy słyszała, jak po innych wsiach opowiadali różne obraźliwe rzeczy o Mojżeszowych. - Bo jak się miało za sąsiada kogoś innego wyznania, to człowiek złego słowa nie da na Żyda pedzieć...
Wąskie uliczki, ich niska zabudowa, podobnie jak w wielu innych polskich miasteczkach do dzisiaj zachowały klimat po dawnych mieszkańcach.
Wnuczka Gąsiorów, Małgosia Kotysz, uczennica miejscowego liceum, opowieści dziadków skrzętnie notuje: "Bracia Brauer, ci od końskiego handlu, mieli duży budynek przy Lublinieckiej...".

Dalej z notatek Małgosi wynika, że sklep w rynku, niemal na rogu dzisiejszej Lublinieckiej, tuż przy Domu Kultury, to Geschaeft fuer Hausartikel, który należał do Siednera. Za jego sklepem mieszkał Eisner, który miał sklep spożywczy i porcelanę. Dentysta Wolf mieszkał w rynku, wynajmował piętro od Kozaków. W rynku mieszkał też weterynarz Hirsch.
Wnuczka Gąsiorów w swoim pamiętniku notuje, że przy ulicy Edyty Stein, gdzie teraz są siostry elżbietanki, mieszkała krawcowa Mina, którą nazywano Knicks. Utykała, bo miała chory staw biodrowy. Wyszkoliła wiele szwaczek. Mina była prawdopodobnie krewną Edyty Stein...
Pierwsze fale operacji "Endloesung", hitlerowskiego "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". dotarły do Dobrodzienia w nocy z 9 na 10 listopada 1939 roku. Szkło na peryferiach Trzeciej Rzeszy podczas "kryształowej nocy" posypało się jak na terenie całych Niemiec.
- Miałam 12 lat - opowiada Anna Gąsior. - Prowadziłam z ciotką kozę do kozła, kiedy już przy Bahnhofstrasse słychać było krzyki, płacz i rozbijane szkło, a mężczyźni w brązowych i czarnych mundurach tłukli wystawy sklepu Siednera. Przed wystawą zgromadziło się bardzo dużo ludzi...
Siedner błagał znanego mu policjanta, żeby pomógł mu ratować dobytek i rodzinę. Policjant w geście całkowitej bezradności pokazywał, że na to, co robiło SS i SA, nie ma żadnego wpływu.
- Zaraz się znalazły jakieś kobiety i chciały coś brać z tego sklepu - opowiada Anna. - Jedna trzymała już wózek, taki dla dziecka, inna też coś w garści miała, ale ci w tych brunatnych mundurach zaczęli krzyczeć, żeby niczego nie ruszać, bo to żydowskie. Każdy, kto chciał ten dobytek brać lub ratować, został przez nich pobity...
Tej samej nocy spłonęła synagoga w Dobrodzieniu. Ogień przeskoczył na stojące obok budynki.
- Podjechała straż pożarna - wspomina Anna. - Ale fojermany ratowali tylko te domy, które nie należały do Żydów. Tylko te ocalały...
Po Kristalnacht w Dobrodzieniu nikt już nie widział Siednerów.
- Ludzie mówili, że tej samej nocy jeszcze wyjechali za granicę... - mówią Franciszek i Anna. W ich głosie wciąż słychać nadzieję, że właśnie tak się stało.
Najdłużej w Dobrodzieniu został Kutner.
- To był ten ubogi koński handlarz - opowiadają Gąsiorowie. - Niemal do wiosny 1943 roku ludzie widzieli go na kirchówku, jak pomagał grabarzowi Maziolowi. Nie wiadomo, dlaczego zawczasu nie wyjechał jak inni Żydzi...
Od grabarza Maziola nigdy nie wyszedł głodny, ale potem ludzie już tylko po kryjomu dawali mu jedzenie, a sam Kutner mówił, że nie chce nikogo narażać. Któregoś dnia, jak zwykle, dziadek Franciszka czekał na niego, ale Kutner już się nigdy więcej nie pojawił. Zniknął, jakby zapadł się pod ziemię.

- Ludzie mówili, że wywieźli go do Oświęcimia - mówi Franciszek.
Frenkel, Schoppenhauer, Sachs - tych ludzi Gasiorowie dobrze znali. Te nazwiska Małgosia Kotysz spisała z macew, czyli nagrobków na kirchówku.
Kiedy Anna i Franciszek przekraczają bramę cmentarną, jakby nagle ubywało im lat.
- My byli dziećmi, ale dobrze pamiętamy - jeszcze raz podkreślają z ożywieniem. - O, choćby jak chowali 20-letniego chłopaka, który się powiesił na drzewie...
Anna przyspiesza kroku i zaczyna szukać nietypowej macewy, którą postawili dla samobójcy. Długo nie może jej znaleźć.
- Przecież dwa lata temu, kiedy ostatnio na kirchówku byłam, to stała na swoim miejscu - tłumaczy zdziwiona. W końcu znajduje...

Macewa samobójcy jest naturalnej wielkości pniem drzewa, który oplata żmija. - Ty byłeś taki młody i taki wolny... - Anna powtarza z pamięci epitafium z nagrobka.
- A kasztan to był mniejszy, kiedy ja za dziecka to na sam szczyt się pchałem, żeby popatrzeć na okolicę - tęsknie spogląda na drzewo Franciszek Gąsior. - Tutaj za płotem moja ciocia i praprababcia jeszcze do 1956 roku mieszkały. Kiedy się wyprowadziły, rozpoczęła się dewastacja i kradzieże, złodzieje szukali czarnego marmuru. Ale groby w poszukiwaniu złota też plądrowali.
- O tam, dalej, pochowali Kate Brauer - Anna pokazuje miejsce, gdzie nawet szczątki kamienia nie zostały. Być może resztki macewy trafiły do prowizorycznego lapidarium, gdzie każda najmniejsza, nadgryziona czasem część jest opisana...
Anna pokazuje też miejsce, gdzie do niedawna były kamienie pierwszych grobów z przełomu XVII i XVIII wieku, ofiar miejscowej epidemii czarnej ospy.
- Macewy opisuje ktoś z Izraela, ktoś, kto przeżył okupację w Polsce - wyjaśnia Stanisław Górski, dyrektor Domu Kultury z Dobrodzienia. - Każda, najmniejsza część nagrobka ma swój numer, ewidencja jest w Izraelu. A w 2002 roku przyjechała tutaj nawet kobieta, która znalazła się na liście Schindlera.
W 1998 r. żydowski cmentarz z Dobrodzienia trafił do rejestru wojewódzkiego konserwatora zabytków. Potem, w ramach akcji "Antyschematy", młodzież z Dobrodzienia, Sulejówka i Wielkopolski porządkowała kirkut. Po przeprowadzeniu prac porządkowych w 2002 roku wyłonił się czytelny układ alejek.
Gąsiorowie i inni mieszkańcy, którym zależy na tym Kirchhofie mieli nadzieję, że po ostatniej wizycie na Opolszczyźnie ambasadora Izraela, podobnie jak inne żydowskie cmentarze, także i ten z Dobrodzienia zostanie objęty specjalną ochroną. Ale tak się nie stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska