- Wziąłeś pieniądze za wojnę z socjalizmem. Dwadzieścia pięć tysięcy. Jak siedziałem na sali sądowej i słuchałem rozprawy, poczułem dyskomfort.
- Dlaczego?
- Bo to taka lodowata logika: wziąłeś zgodnie z prawem, ale musiałeś?
- Tłumaczyłem przecież - skoro między PRL a III RP nie postawiono żadnej granicy, skoro zdecydowano się na ciągłość, to jesteś pewny, że wziąłem odszkodowanie od III RP czy od PRL.
- Od Polski wziąłeś.
- PRL to nie była Polska.
- A co niby?
- Forma sowieckiego zaboru.
- A ludzie w niej to nie byli Polacy?
- Wiem, wiem, budowali domy, odbudowali stolicę... Oczywiście, że to byli Polacy, ale zamknięci w sowieckim więzieniu.
- Ale im się to więzienie podobało. Popatrz na aktualne wyniki badań: ludzie współczują Jaruzelskiemu, mówią, że stan wojenny był potrzebny. Na logikę zatem, mówią: słusznie, że zamknęli Ukleję. Więc czemu mają ci teraz płacić?
- Dwadzieścia lat urabiania opinii przez "Gazetę Wyborczą" zrobiło swoje. Najlepiej obrazuje to jedna z wypowiedzi pani prokurator, która stwierdziła, że skoro nas w więzieniu żywili pęcakiem i kotletami, to jakże domagać się za to odszkodowania?
- Jej sprawa. Ale moja córka, gdy jej opowiedziałem o twoim odszkodowaniu, wściekła się. Mówiła: Ja mam z moich podatków płacić wasze rachunki? Wy leśne dziadki! - że resztę pominę...
- Sugerujesz, że tak myśli większość młodego pokolenia?
- Nie sugeruję. Stwierdzam. Nie chcą płacić ani Tobie, ani rachunków za drugą wojnę światową. I jestem po ich stronie.
- A ich nie niepokoi to, że co miesiąc w Polsce płacone są wysokie emerytury byłym esbekom? Nie niepokoi, że twórcy stanu wojennego, będącego zbrodnią przeciwko narodowi, mają się nieźle i kpią ze sprawiedliwości i nie mają moralnych dylematów?
- Ale to wywiad z Tobą...
- No to powtórzę: dwadzieścia lat indoktrynacji prowadzonej przez "Gazetę Wyborczą" i jej sojuszników dało efekty i nie dziwię się, że takie są poglądy obecnego młodego pokolenia. Nikt przecież tak do końca nie jest odporny na propagandę.
- A wiesz, co usłyszałem w przerwie sprawy sądowej od jednego z jej obserwatorów? Powiedział: wolałbym, żeby żołnierze nie wystawiali rachunków za swoje poświęcenie...
- Przecież ja skorzystałem tylko z uchwalonego, obowiązującego prawa!
- Skoro to tak oczywiste, czemu wielu ludzi mówi, że byli internowani wykonują po prostu skok na kasę?
- Niech odpowiedzą na to w swoich sumieniach. Ale niech wezmą pod uwagę i to, że internowanie to nie było tylko wzięcie człowieka na więzienny garnuszek państwa. To były realne skutki później: wilcze bilety, czyli nieformalny zakaz pracy, więc także i zwykła bieda.
- Wyceniłeś wartość represji, jakie Cię spotkały. 200 tysięcy złotych. Skąd ta kwota?
- Miałem zakaz pracy. Moja rodzina, gdy przerzucali mnie z więzienia do więzienia, wydawała realne pieniądze, jeżdżąc na odwiedziny. Siedziałem rok, co przecież ustawowo w 2007 roku prawnie uznane zostało za bezpodstawne pozbawienie wolności, a potem musiałem potajemnie jeździć do pracy, żeby SB nie kazała mnie z niej zwolnić.
- Jak potajemnie można jeździć do pracy?
- Pod domem ciągle stało dwóch esbeków. Znalazłem pracę tylko dlatego, że szef firmy nie miał pojęcia, kim jestem. Chodziło o to, bym zdążył przepracować w niej dwa tygodnie okresu próbnego, bo potem już musiał mnie przyjąć. Przed wyjściem z domu przebierałem się...
- Za kogo?
- Najczęściej za staruszkę. Umiałem w dodatku nieźle symulować kuśtykanie. Wkładałem ojca kapotę, duże okulary...
- A zatem, drogi Wiesławie, oszukiwałeś i państwo uznawane przez ONZ, i jego filary, czyli esbeków!
- Tak. Byłem oszustem. Oszukałem bowiem także mojego pracodawcę, nie informując go o mojej sytuacji. A wracając do tych esbeków - czasem im po prostu uciekałem. Biegałem szybko...
- Byliśmy młodsi... Tylko że gdy opowiadałeś na sali sądowej o okolicznościach swego internowania, miałem wrażenie, że to było pasmo anegdot: pozorowane ucieczki z więzienia, robienie wariatów ze Służby Więziennej. Gdzie tu kombatanctwo?
- Opowiadałem o tym, jak odreagowywaliśmy stres. "Gazeta Wyborcza" w Opolu wybiła w tytule wątek mojego kombatanctwa oraz kwotę, na jaką je wyceniłem. Niczego nie zrozumieli z przesłania, jakie było w moim wystąpieniu. Bo czy tak swobodnie kpiliby, gdybym opowiedział o wpajanym w nas przez konwojentów przekonaniu, że jedziemy nie do kolejnego więzienia na wschodzie Polski, lecz do ZSRR? Pewnie na rozwałkę?
- Dziewczynom z Opolszczyzny, gdy wieziono je do ośrodka w Gołdapi, esbecy wmawiali, że jadą do Sowietów. Płakały, bo w klimacie tamtych czasów to było do wyobrażenia...
- Redaktorzy "Wyborczej" kpią, udając, że niczego nie rozumieją, bo taka jest linia ich gazety.
- A może po prostu odzwierciedlają pogląd większości społeczeństwa?
- Typowy przykład sprzężenia zwrotnego: najpierw przez dwadzieścia lat ten pogląd się kształtuje, potem na niego powołuje, mówiąc, że to tylko cytowanie opinii publicznej.
- To chyba bardziej skomplikowane. Myślę, że ludzie doceniają poświęcenie, ale podejrzliwie podchodzą do pretensji o gratyfikację za nie.
- Niesłusznie. Gdzie jest wina, tam powinna być kara. Sprawcy zbrodni nie powinni mieć się lepiej niż ofiary.
- Pewien chiński polityk zapytany o to, jak się w Chinach ocenia rewolucję francuską, odparł, że za wcześnie jeszcze na to...
- Będziemy rozmawiać o konfucjanizmie?
- Lepiej nie. Powiedz młodym czytelnikom, co wtedy znaczyło - być represjonowanym.
- Jak już mówiłem, to był na przykład "wilczy bilet". Po prostu nie było szans na znalezienie pracy. A jak nie było pracy, nie było pieniędzy. Zwykła bieda zmuszała wielu ludzi do tego, by emigrować. Nie chcę opowiadać o ofiarach śmiertelnych czy ludziach bitych i katowanych. To fakty coraz lepiej już znane.
- Też miałem propozycję emigracji, co oznaczało po prostu danie mi paszportu...
- Oddanie.
- No tak. Komuniści mi go bowiem ukradli, jak wszystkim Polakom. Też Ci radzili wyjechać?
- Nie mieli na to szansy, bo przyjąłem wtedy zasadę nierozmawiania z bezpieką. To była dobra metoda, bo dawała gwarancję, że człowiek nie da się uwikłać w żadne bezpieczniackie gry.
- Na sali sądowej mówiłeś, że właściwie nie miałeś wyboru: skoro istniała PRL, musiałeś "knuć". Dla wielu lojalnych peerelowców jesteś denerwującym wyrzutem sumienia.
- Nic na to nie poradzę. Tego typu wyborów każdy dokonuje we własnym sumieniu i w oparciu o własne przekonania.
- Wziąłeś jednak tę kasę. To teraz się już uspokoisz?
- Zawsze byłem spokojny.
- W sensie: zamykam wojnę z komuną. Rachunki wyrównane.
- Ależ skąd! Rachunki nie zostały wyrównane, choćby dlatego, że wciąż ze środowiska pookrągłostołowego słyszę zarzuty i pretensje. Nawet o to moje odszkodowanie. Tymczasem powtarzam od lat wciąż to samo: dokonany tam handel polityczny oceniam jako haniebny, bo szkodliwy dla Polski. W jego efekcie środowisko postsolidarnościowe zostało przez większość społeczeństwa uznane za winne wszelkich nieszczęść, jakie dotknęły Polaków po okrągłym stole. Mówię o obniżeniu poziomu życia, bezprecedensowym w Europie - czego dowodzą badania - rozwarstwieniu społecznym, uwłaszczeniu partyjnej nomenklatury, fortunach powstałych na złodziejskich zasadach.
- Czyli: Ukleja wziął, co mu się należało, ale nie siądzie z kotem na kolanach przed telewizorem, tylko nadal będzie dymił?
- Jeśli komuchy czytają tę rozmowę, niech wiedzą, że jestem uczulony na koty, więc nie zgnuśnieję z tym zwierzem przed telewizorem.
- Masz dla nich jakieś jeszcze gorsze wiadomości?
- Zastanawiam się, czy nie wytoczyć serii procesów cywilnych opolskim esbekom. Siłą rzeczy znam ich wielu. I ciekaw jestem, czy gazeta, o której w tej rozmowie mówiłem wiele, znajdzie jakiś powód, by i tym razem mi próbować przyłożyć.