Urzędnik nie pomoże, Opolanie muszą radzić sobie sami

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Ewie Gawin w obecności Marcina Gambca (z lewej) pieczątkę przybił Andrzej Toczek, przewodniczący zarządu rady Szczepanowice-Wójtowa Wieś.
Ewie Gawin w obecności Marcina Gambca (z lewej) pieczątkę przybił Andrzej Toczek, przewodniczący zarządu rady Szczepanowice-Wójtowa Wieś. Sławomir Mielnik
Z powodu różnic w prawie Polski i Niemiec wielu Opolan ma problem z pieczątkami.

Małżeństwo z Opola chciało dorobić sobie w Niemczech przy zbieraniu truskawek. Trafili do polskiego przedstawiciela niemieckiego gospodarstwa rolnego w Purkshof pod Rövershagen. Żeby dostać zatrudnienie, musieli wypełnić kilkustronicowy formularz. Jedna z rubryk dotyczyła potwierdzenia przez urząd gminy lub sołtysa, że są gospodynią domową/gospodarzem domowym (Hausfrau/Hausmann in Heimatland). Zarówno urząd miasta, jak i wydział spraw społecznych urzędu wojewódzkiego odmówiły wydania takiego potwierdzenia. Jak tłumaczyli urzędnicy, w Polsce nie ma statusu gospodyni domowej/gospodarza domowego.

- Polak, który przesyłał mi to pismo i usłyszał, że mieszkam w Opolu, dopytywał, czy nie będę miała problemów z tym formularzem, ale wówczas nie wiedziałam, co mnie czeka - mówi mieszkanka Opola.

Od przedstawiciela niemieckiego gospodarstwa rolnego usłyszeliśmy, że owo potwierdzenie jest absolutnie konieczne. Czemu ma służyć? Jak wyjaśnili nam eksperci znający rynek niemiecki - chodzi o podatki. W Niemczech bowiem inne składki płaci student, innych żąda się od osoby pracującej, przebywającej np. na urlopie bezpłatnym, a jeszcze innych od gospodyni domowej.
Tymczasem opolskie urzędy pracy, z którymi rozmawialiśmy o problemie mieszkańców Opola, tłumaczą, że nasze prawo nie jest spójne z niemieckim, dlatego Polacy nie uzyskają takiego potwierdzenia w kraju. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Zdesperowane małżeństwo szukało nawet pomocy u sołtysa podopolskiego Winowa, ale też nic nie wskórali. W końcu rozwiązanie znalazł Marcin Gambiec, nowy radny Opola, przedstawiciel mniejszości niemieckiej. Po konsultacjach z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej ustalił, że pieczątkę wymaganą przez stronę niemiecką może podbić przewodniczący zarządu rady dzielnicy.

- To odpowiednik sołtysa w mieście - wyjaśnia radny Gambiec, który zawiózł opolankę do przewodniczącego dzielnicy, a ten przystawił pieczątkę na formularzu.

Okazuje się, że to nie jedyny przykład, gdy brak analogii między prawem polskim a obowiązującym w innych krajach utrudnia życie Opolanom i ich rodzinom za granicą.
Opolski radny Marcin Gambiec też nie może zrozumieć, dlaczego urzędnicy nie wyjaśnili opolance, gdzie może szukać pomocy. Nieoficjalnie usłyszeliśmy w jednym z urzędów, że w takich sytuacjach mieszkańcy proszą o potwierdzenie np. proboszczów parafii.

- Tymczasem wystarczyła konsultacja z ministerstwem i sprawa była jasna - mówi Marcin Gambiec.

Przypadek braku spójności prawa między krajami, z którym borykali się opolanie, nie jest jednak odosobniony. Były wójt Strzeleczek opowiada, jak za jego kadencji do urzędu często przychodzili mieszkańcy, prosząc o potwierdzenie, że otrzymali od krewnych z Niemiec pieniądze na opał czy leki.

- Takiego poświadczenia złożyć nie mogłem, bo nie byłem przy przekazaniu pieniędzy, ale potwierdzałem oryginalność podpisu pod stosownym oświadczeniem - opowiada Bronisław Kurpiela.

Bo w Niemczech takie darowizny można odliczać od podatku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska