Węgiel to nie przeżytek

Katarzyna Konwalcka
Jerzy Buzek (fot. Paweł Stauffer)
Jerzy Buzek (fot. Paweł Stauffer)
Rozmowa z Jerzym Buzkiem, byłym premierem, europosłem, lobbystą na rzecz zeroemisyjnej elektrowni w Kędzierzynie-Koźlu.

- Zakłady Azotowe Kędzierzyn i Południowy Koncern Energetyczny chcą zbudować elektrownię poligeneracyjną z instalacją zgazowania węgla. Starają się o miliard euro dofinansowania unijnego do tego projektu. Mają szansę na takie wsparcie?

- Zdecydowanie tak. To bardzo nowatorski, nietypowy w pozytywnym znaczeniu projekt.

- A co w nim jest tak nowatorskiego?

- Do Komisji Europejskiej zgłoszono w sumie 40 projektów, które starają się o to dofinansowanie. Dostanie je tylko dwanaście. Zdecydowana większość z tych czterdziestu zgłoszonych pomysłów dotyczy tylko produkcji energii elektrycznej i ciepła. Projekt ZAK i PKE stwarza dodatkowo realną możliwość dywersyfikacji dostaw gazu. W Kędzierzynie-Koźlu, prócz energii i ciepła, ma być bowiem produkowany także gaz syntetyczny, czyli gaz z węgla. Może on zastępować gaz naturalny sprowadzany do nas głównie z Rosji.


- Mogłoby to poprawić bezpieczeństwo energetyczne Polski?

- Zdecydowanie, i to nie tylko Polski. Gdyby podobną technologię zastosować też w każdym z krajów europejskich, który ma złoża węgla kamiennego lub brunatnego, poprawiłoby to również bezpieczeństwo energetyczne Europy. A to, w czasach międzynarodowych konfliktów wokół dostaw tego surowca, pożądana perspektywa. Projekt ZAK i PKE to pierwszy krok w tym kierunku.

- Tylko czy gazu z węgla będzie aż tyle, by zaspokoić potrzeby?

- Gdyby technologię produkcji gazu syntetycznego, jaką zakłada projekt ZAK i PKE, wprowadzić we wszystkich dużych firmach chemicznych w Polsce, to moglibyśmy zastąpić nim aż 25 procent ogólnej ilości zużywanego w Polsce gazu ziemnego. A że importujemy 60 procent potrzebnego nam gazu, to moglibyśmy ograniczyć import niemal o połowę. To potężne oszczędności.


- Wystarczy nam węgla do produkcji gazu?

- Polskie zasoby węgla wystarczą na 200 lat. Inną sprawą jest jego wydobycie. Pod tym względem mogą być trudności. Reforma górnictwa z lat 1999 i 2002 radykalnie poprawiła sytuację, ale potem nic już nie zrobiono i jest coraz gorzej. Problemy polskiego górnictwa są stare i niezmienne, ale to osobna historia. Tu mówimy o nowych sposobach wykorzystywania węgla, który znalazł się już na powierzchni.

- Mówił pan o oszczędnościach wynikających z mniejszego zapotrzebowania na importowany gaz ziemny. Projekt ZAK i PKE ma być też zeroemisyjny. Dwutlenek węgla, za który Unia będzie „karać”, naliczając opłaty za każdą wyemitowaną tonę, w Kędzierzynie-Koźlu ma być przerabiany na metanol lub tłoczony pod ziemię. To kolejne oszczędności?

- Oczywiście. Tona emitowanego do atmosfery CO2 to, jak się przewiduje, koszt około 39 euro. W skali roku to ogromne pieniądze. Gdyby stosować zeroemisyjną technologię, czyli tzw. CCS, to można na kupowaniu pozwoleń na emisję sporo zaoszczędzić, zwłaszcza jeśli cena podskoczy. Dzięki temu nasza gospodarka mogłaby się stać bardziej konkurencyjna.


- Ale budowa elektrowni poligeneracyjnej to ogromne koszty – około 5,5 miliarda złotych. Opłaca się ją budować, porównując z kosztami opłat za emisję?
- Tak. Instalacja CCS służąca do wyłapywania dwutlenku węgla póki co rzeczywiście jest droga, bo nowatorska. Jednak po dopracowaniu technologii jej cena może spaść nawet 2-3-krotnie i nie będzie wątpliwości, że opłaca się wykorzystać tę instalację. Dla porównania - pierwsze instalacje do odsiarczania spalin, wykorzystywane dziś w każdej elektrowni, na początku były niezwykle kosztowne. Koszt energii produkowanej w zakładach, które pierwsze wprowadziły tę technologię, był o 50 procent wyższy. Dzisiaj wpływają ledwie na 5 procent wzrostu ceny. Zapewne tak samo będzie z CCS. No a poza tym po dopracowaniu taką technologię będzie można sprzedawać – na przykład Chińczykom czy Hindusom.


- Czy gaz z węgla, który ma być wytwarzany na Opolszczyźnie, mógłby być wykorzystywany w gospodarstwach domowych przez przeciętnego Kowalskiego? I czy byłby na jego kieszeń?

- Tak, może on być wykorzystywany w gospodarstwach domowych. Według wyliczeń cena tego gazu ma być porównywalna z ceną gazu ziemnego. A jak dopracujemy technologię, może być nawet tańszy. Gaz z Rosji, która ciągle podwyższa cenę i szantażuje nas zamykaniem kurka, może za jakiś czas okazać się droższy. Poza tym światowe zasoby gazu ziemnego się kurczą. Dostawy węgla z gazu będą niezależne od klimatu politycznego i pewne, bo wytwarzane u nas, z naszego węgla.


- Wystarczy go nam?

- Mamy największe zasoby węgla kamiennego i brunatnego w Europie i drugie co do wielkości na świecie. Nikt nam więc tu kurka nie przykręci, co dla wspomnianego Kowalskiego też nie jest bez znaczenia.

- Mówi pan, że cena gazu z węgla może być niższa, gdy dopracujemy technologię. A jak dużo czasu musi upłynąć, nim ta technologia będzie dopracowana?

- Gaz syntetyczny z węgla produkuje się od dziesięcioleci. Na świecie działa kilkaset gazyfikatorów, czyli instalacji zgazowania węgla. Są w Południowej Afryce, USA, a także Europie. Tu nie odkrywamy Ameryki. Chodzi jednak o to, by robić to sprawnie, tanio, a przy okazji opracować technologię wychwytywania dwutlenku węgla. Na tym właśnie polega nowatorstwo technologii ZAK i PKE i właśnie to trzeba będzie dopracować.

- Projekt ZAK i PKE zakłada, że część wychwyconego CO2 będzie przerabiana na metanol, a reszta ma być skroplona i tłoczona specjalnym rurociągiem pod ziemię, prawdopodobnie w okolicach Jury. A jak się tłoczy pod ziemię coś, co zostanie z produkcji chemicznej, to może się to ludziom źle kojarzyć. Pytanie więc – czy to jest bezpieczne?

- Dziś w niejednym mieszkaniu wykorzystujemy gaz ziemny, obok niejednego domu są duże butle z gazem. A on jest wybuchowy, trujący i łatwopalny, a więc groźny. Mimo to żyjemy z nim na co dzień i nie odczuwamy szczególnych emocji. Dwutlenek węgla nie jest ani wybuchowy, ani trujący, ani łatwopalny. To gaz życia. Gdyby nie było go w atmosferze, nie mogłyby rozwijać się rośliny, a więc także zwierzęta i ludzie - i życie na planecie by zamarło. Jedynym mankamentem jest to, że gdy jego stężenie wzrośnie ponad poziom, który jest na Ziemi od milionów lat, to ociepla się klimat. To jest jedyne niekorzystne działanie CO2.

- Dlatego należy go tłoczyć pod ziemię? - Właśnie tak. Z ekologicznego punktu widzenia nie ma w tym zagrożeń. Nawet gdyby się okazało, że CO2 wydostaje się spod ziemi, to co najwyżej ponieślibyśmy ekonomiczną stratę - bo zainwestowaliśmy w wyłapywanie i wstrzykiwanie. Przekreśliłoby to też nasz program walki ze zmianami klimatycznymi i wpłynęło na ocieplenie klimatu. Ale nie byłoby groźne dla ludzi i zwierząt ani tym bardziej dla roślin, które nie mogą żyć bez dwutlenku węgla.

- Czy ktoś już tłoczył w ten sposób CO2?

- Próby odbywają się na świecie od 20 lat, na przykład w Norwegii i w USA. Wypadały zazwyczaj pomyślnie. Nikt jednak nie robił tego na taką skalę. To także novum tego projektu.


- Lobbuje pan na jego rzecz w Brukseli. Kogo jeszcze trzeba przekonać?

- Lobbuję na rzecz tego projektu od półtora roku. Dziś w Brukseli przekonywać do niego specjalnie nikogo już nie trzeba. W ramach pakietu klimatycznego uchwalonego w grudniu większością głosów udało się przekonać Unię Europejską, że węgiel to trwały surowiec Europy, który może dać jej niezależność ekonomiczną i polityczną. Jedynym warunkiem jego stosowania jest właśnie wprowadzenie technologii typu CCS. Cała Europa jest więc zainteresowana tym, by nam się udało.


- Od kogo zależy, czy dostaniemy dotację?

- To, czy projekt ZAK i PKE znajdzie się w dwunastce dofinansowanych, zależy już tylko od nas. Od tego, czy Południowy Koncern Energetyczny, Elektrociepłownia w Blachowni Śląskiej i Zakłady Azotowe w Kędzierzynie poważnie potraktują to zadanie. Czy będą miały pełne poparcie polskiego rządu, czy naukowcy włączą się we wdrażanie tej technologii. Będę do tego gorąco przekonywał.

- A co w tej sprawie powinni robić nasi politycy – samorządowcy i parlamentarzyści opolscy?

- To, co już zaczęli – przekonywać władze centralne do szybkich działań, starać się o dofinansowanie z funduszy krajowych, w tym strukturalnych. Potrzebne jest 100-150 milionów euro na start projektu. By znaleźć się na liście dwunastu i dostać nawet miliard euro, trzeba jak najszybciej zacząć budowę tej instalacji. Bruksela musi widzieć, że Polsce, Opolszczyźnie i Śląskowi zależy na realizacji tego projektu.

- Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska