Wrestling na Opolszczyźnie. Podwórkowi gladiatorzy

Krzysztof Strauchmann
Maciej Zawadzki, Twoje Życie Głuchołaz
Nie są grzecznymi chłopcami. O sobie mówią: Lepiej, żebyśmy na podwórzu uprawiali wrestling, niż zaczepiali przechodniów na ulicach.

Pot i krew są prawdziwe. Cold Blad (Zimna Krew), czyli 15-letni Adrian Kurosz, po ostatniej gali nosi na czole 5-centymetrową szramę z pięcioma szwami. Kiedy koledzy znosili go z ringu, dzieci z widowni weszły na scenę, żeby sprawdzić czy to czerwone to keczup, czy krew.

- To miało być tylko udawane uderzenie głową w podłoże, ale nie zdążyłem podłożyć ręki - tłumaczy Adrian. - Przejechałem czołem po śrubie do naciągania liny. Krwi było bardzo dużo, ale przytomności nie straciłem. Trochę żałuję, że mam bliznę, ale trenuję dalej. Podoba mi się ten sport.

- Mieliśmy też jedno złamanie obojczyka - przyznaje Tomek (Terry Shadow) Wiśniowski. - Dwie godziny przed naszą pierwszą galą koledzy jeszcze trenowali. Marcin przy ciosie źle upadł. Miał potem miesiąc czy dwa przerwy w treningach, ale wrócił na ring.

Według Wikipedii od 1911 roku na świecie zginęło 66 zawodników wrestlingu. Umarli w czasie walki na ringu albo w wyniku odniesionych obrażeń czy przesilenia organizmu. Telewizyjne transmisje zawodów poprzedzają komunikaty, żeby nie powtarzać takich zachowań i prezentowanych w czasie walki chwytów, bo sport jest niebezpieczny dla zdrowia i życia.

W niektórych krajach transmisje telewizyjne muszą być nadawane po godz. 23, żeby uniemożliwić oglądanie przez dzieci. W części stanów USA na gale wrestlingu dzieci się nie wpuszcza. Stało się tak po głośnym wydarzeniu, gdy jakiś chłopak, naśladując wrestlerów, zabił swojego kilkumiesięcznego kuzyna. Niektóre organizacje skupiające rodziców prowadzą kampanie społeczne przeciwko wrestlingowi i organizującym rozgrywki federacjom sportowym.

Internet naucza

Tomek Wiśniowski z Głuchołaz, 17-letni uczeń technikum, dwa lata temu obejrzał w telewizji walkę wrestlerów i chwycił bakcyla tych niezwykle widowiskowych i reżyserowanych zapasów. Z kolegami śledzili wyczyny Johna Ceny, Batisty, Reya Misterio, Big Showa czy Undertakera.

W internecie dziesiątki razy oglądali filmiki z walk, powtarzali sceny z reżyserowanymi chwytami czy przewrotami, studiowali je niemal klatka po klatce w zwolnionym tempie. Wczytywali się w internetowe wiadomości o wrestlingu i zawodnikach. Na podwórku u Tomka na trawniku poukładali materace i stary dywan i zaczęli regularne treningi.

- W roku szkolnym ćwiczymy dwa razy w tygodniu, a w wakacje co drugi dzień. Nie mamy trenera. Trenujemy sami, żeby się ciągle szkolić - opowiada brat Tomka, Paweł Wiśniowski (18 lat). - Poza tym każdy we własnym zakresie ćwiczy siłę. Młodzi ciągle chcą do nas dołączyć, ale na razie skupiamy się na podnoszeniu poziomu u tych, którzy ćwiczą już dłużej. Trzeba dużo razem ćwiczyć, żeby się zgrać, żeby każdy wiedział, co ma zrobić. Żeby nie zrobić sobie krzywdy.

Wrestling backyardowy, czyli po polsku podwórkowy, jest bardzo popularny w Stanach Zjednoczonych i zaczyna zdobywać zwolenników w Polsce. Nieformalne związki działają w Wołowie, Wrocławiu, Gnieźnie.

- Przed rokiem wpadliśmy na pomysł, żeby zbudować własny ring - opowiada Tomek. - Było nas wtedy piętnastu. Poskładaliśmy się, ile kto mógł dać. Za 2 tysiące kupiliśmy deski, słupki, liny. Sama budowa trwała z tydzień. Nikt nam nie pomagał, nie było żadnego fachowca, ale jakoś trzyma się do dziś.

Instrukcję filmową, jak się w Stanach robi podwórkowe ringi, też znaleźli w internecie. Na ziemię kładzie się warstwy opon, żeby sprężynowały arenę. Na nich buduje się z desek drewnianą konstrukcję o wymiarach 5 na 5 metrów, wykłada się ją materacami i obciąga brezentem. Słupki w narożnikach należy wbić głęboko w ziemię. Śrubami mocuje się do nich linę żeglarską, bo taka jest najtańsza i najbardziej dostępna. Ring stanął na prywatnym podwórzu, za płotem między dwiema stacjami benzynowymi w centrum miasta.

- W Polsce to pierwszy taki podwórkowy ring do wrestlingu - chwalą się chłopcy z Głuchołaz. - Federacja DDW z Rzeszowa ma natomiast w swoim mieście jedyny profesjonalny ring na hali.

Kiedy ring był gotów, rozwiesili na mieście plakaty, przynieśli na podwórko ławki i opony do siedzenia i zaprosili widownię na pierwszą galę wrestlingu w Głuchołazach. Wymalowali sobie twarze, przygotowali stroje, ochraniacze, maski, akcesoria, deski, stoły i krzesła. Ściągnęli kamerzystę i wyszkolili sędziego, który długo studiował w internecie zasady rozgrywek.

Od tej pory robią galę regularnie co miesiąc. We wrześniu zakończyli tegoroczny sezon treningów ostatnią, szóstą i najbardziej hardcorową galą. Przyszło kilkadziesiąt osób. Nagrania filmowe z gal i treningów, ze swoich cotygodniowych spotkań, zamieszczają na swojej stronie internetowej (www.pxw.dbv.pl).

A rodzice rwą włosy

- Najbardziej niebezpieczne są skoki i ciosy na głowę - opowiada Tomek. - Zwłaszcza poza ringiem, a we wrestlingu dużo się dzieje poza ringiem. Trawa nie amortyzuje tak jak materace.

Na ostatniej gali Tomek wykonał najbardziej efektowną ewolucję. Skoczył z dachu szopy na przeciwnika leżącego na drewnianym stole. Przeleciał prawie 4 metry z wysokości 2,5 metra. Spadł na kolegę klatką piersiową, po czym obaj runęli na ziemię, bo stół się załamał.

- Fajne uczucie w czasie lotu, ale ledwo doleciałem, bo skakałem bez rozbiegu - opowiada. - Nie trenowaliśmy wcześniej tego momentu, ale nic nie bolało.

Stoły zbijają z desek po paletach sklepowych. Do okładania przeciwnika wykorzystują deseczki z boazerii. Przyznają szczerze - są podpiłowane, ale lekko, żeby pękły w odpowiednim miejscu.
- Jak się dostanie deską pierwszy raz, to każdemu chce się płakać, bo boli bardzo - opowiada Paweł. - Ja za pierwszym razem zwijałem się przez chwilę z bólu, a potem poszedłem walczyć dalej. Przełamałem się.

- Kiedyś w czasie gali dałem deskę chłopakowi z widowni, żeby uderzył mojego przeciwnika po plecach - opowiada Tomek. - Stuknął go lekko, przekonany, że zaraz się złamie. Potem uderzył mocniej. Złamała się dopiero kiedy walnął z całej siły, a gość się aż przewrócił.

- Boli, ale trzeba być odpornym na ból - dodaje Adrian. - Trzeba się przełamać, dać się walnąć i dopiero potem martwić się, co się stało.

Każdy rodzic wrestlera z Głuchołaz podpisał oświadczenie, że bierze pełną odpowiedzialność za dziecko w czasie treningu i gali. Sami to zebrali, żeby nikt nie robił pretensji kolegom.
- Matki przychodzą obejrzeć walkę na treningu czy gali i łapią się za głowę, co tu robią z ich synem. Nie mogą patrzeć, jak ich dzieci obrywają na ringu - opowiada Tomek. - Ale nikt dotychczas od nas nie odszedł z tego powodu.

- Kiedy po ostatniej gali wróciłem do domu z raną na czole, to mama się bardzo wystraszyła, że coś mi będzie - opowiada Adrian. - Namawiała mnie, żebym sobie dał spokój z treningami.

Wrestling to dla nich nie tylko popis sprawności fizycznej, ale też aktorstwa. Każdy wymyśla własną postać, uczestnika widowiska. Nadaje mu odjechane imię, wymyśla jego osobowość, historię. To także jest zgodne z regułami wrestlingu, gdzie zawsze musi występować heel - czarny charakter, nie lubiany przez widownię, oraz face - dobry zawodnik, lubiany przez wszystkich. Oni nawet poza ringiem powinni się nienawidzić i zwalczać.

- Ja mam "imidż" świra - opowiada Paweł, nawet przybrał sobie pseudonim Demente, czyli po hiszpańsku wariat. - Nagraliśmy kiedyś filmik, w którym jestem w szpitalu psychiatrycznym, przywiązany do krzesła. Udało mi się wyrwać pielęgniarzom i uciekłem z psychiatryka na ring, gdzie zacząłem bić wszystkich. Sam byłem zaskoczony, że granie świra tak dobrze mi wychodzi.

Wrestlerzy z Głuchołaz właśnie rejestrują swoje stowarzyszenie. Kiedy będą mieli już za sobą wszystkie formalności, pójdą do burmistrza po pomoc. Chcą wybudować nad swoim podwórkowym ringiem zadaszenie, żeby trenować przez cały rok, a nie przerywać wszystko, jak zaczyna padać. Marzą o profesjonalnym ringu za 30 tysięcy ze specjalną amortyzacją i sprężynowym podłożem. Na przyszłe wakacje wybierają się też na szkolenie do federacji w Rzeszowie, które uprawnia do prawdziwych startów na ringu. A do Głuchołaz już zaprosili miłośników backyardu z Wołowa, którzy nie mają jeszcze swojego ringu. Wystąpią gościnnie. To będzie dopiero widowisko!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska