Byłam już tutaj w 1998 roku, bo mam w Prudniku krewną - opowiada pani Maria. - To piękne miasto. Jesteśmy z mężem szczęśliwi, że dane nam było dożyć dnia, kiedy wróciliśmy do ojczyzny. Nie było to łatwe - samo załatwienie formalności trwało dwa lata. 75-letni mąż musiał na przykład mieć zaświadczenie, że nie płaci alimentów. Jechaliśmy tutaj pociągiem cztery dni i noce.
Oboje mieszkali w latach 30. ubiegłego wieku w okolicach Żytomierza, tuż przy polsko-sowieckiej granicy. W 1936 roku sowieccy żołdacy załomotali kolbami do drzwi i zaczęła się ich gehenna. 4-letnią wówczas Marię i 9-letniego Dionizego zesłano z rodzicami do Kazachstanu.
- Tam zima trwa siedem miesięcy, a mrozy są takie, że minus dwadzieścia stopni Celsjusza to już ciepło - opowiada pani Maria. - Kiedy miałam osiem lat, zostałam sama w domu, bo rodziców zabrali do trud-armii. Przez dwadzieścia lat, do 1956 roku nie wolno nam było oddalać się więcej niż kilometr od wioski. Mamy z mężem różne nazwiska, bo komendant nie zgodził się na wspólne - musiałby wypełniać za dużo papierów.
W Kazachstanie zostały jeszcze ich dwie córki. Synom udało się wyjechać - jeden mieszka w Niemczech, drugi w Polsce.
- Mam nadzieję, że wydostaną się stamtąd wszystkie dzieci - mówi Dionizy Dobryński. - W Kazachstanie jest ciężko. O pracę trudno, a zarobki niewysokie. Zięć dostaje w przeliczeniu 100 dolarów miesięcznie i musi utrzymać za to trzy osoby.
W powiecie prudnickim rodziny z Kazachstanu przyjmą niedługo również gminy Biała i Głogówek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?