Wściekłość zamieniła się w euforię

Robert Lodziński
Robert Lodziński
Gdyby piłkarze mogli usłyszeć, co w pierwszej połowie sobotniego meczu mówili o nich kibice, prawdopodobnie znacznie wcześniej strzeliliby zwycięskie bramki.

Słaba gra opolskich zawodników i oddalające się szanse na pierwszą ligą rozwścieczyły w ostatnich dniach co bardziej zapalczywych kibiców. Przed sobotnim meczem z RKS Radomsko w Internecie można było przeczytać pogróżki pod adresem klubu. W przypadku kolejnej porażki "kibiole" zapowiadali sprawienie "łomotu" samym piłkarzom.
Jeszcze gorzej nastrojonych było kilka tysięcy ludzi zgromadzonych na stadionie, kiedy po sześciu minutach meczu opolanie stracili bramkę. Trybuny zareagowały na nią groźnym pomrukiem niezadowolenia. Wypowiadane komentarze nie wróżyły nic dobrego. Dostawało się zarówno piłkarzom, jak i szefom klubu. - Wypier... trzech najlepszych zawodników, to teraz nie ma kim grać. Zamiast płacić piłkarzom, to udają wielkich bosów - komentowało ostatnie decyzje zarządu klubu kilku na oko 25-latków, owiniętych szalikami Odry. Zapomnieli już, że przed meczem pomiędzy sobą "obstawiali" wynik 3:0 dla miejscowych.
W żaden cywilizowany sposób nie można opisać epitetów, jakimi obdarzali dyrektora generalnego klubu Mariana Nowackiego. Oczywiście dostawało się też samym zawodnikom. W ich kierunku padały wyjątkowo paskudne określenia. - Mają wpierd... Kasę grubą biorą, a g... robią. Leją na klub - stwierdzali jednomyślnie kibice. Po trzydziestu minutach frustracja stadionu była na tyle duża, że jednogłośnym okrzykiem "Odra grać, k... mać!" zachęcał on swoich "pupili" do żywszej gry.
Dwie bramki strzelone przez opolan zupełnie zmieniły nastroje. Od tej pory w ich kierunku nie padła już żadna obelga. Ten sam "kibol", który kilkadziesiąt minut wcześniej złorzeczył szefom klubu, zmienił zupełnie opinię. - W trzech meczach z najsłabszymi drużynami zdobyli jeden punkt. Musieli przecież zaprowadzić porządek - rozgrzeszał kierownictwo z zawieszenia trzech podstawowych zawodników. Cała ta złota myśl przeplatana była oczywiście siarczystymi przekleństwami. Do zwycięskiego końca meczu publiczność była już z zespołem. "Kibole" złego słowa nie powiedzieli nawet o napastniku Odry Dariuszu Solnicy, który pod koniec meczu zmarnował wyborną sytuację strzelecką. - Dobry jest. Zyskał dla nas kupę czasu - oceniał łysy młodzieniec. Razem z kilkoma tysiącami ludzi dopingował zespół na granicy wytrzymałości własnych strun głosowych.
Tuż przed końcem meczu policja i ochrona uformowała na placu przed klubem prostokąt, broniąc rozentuzjazmowanym kibicom dostępu pod sam budynek. Tłum wychodził, śpiewając "Wygramy, pierwszą ligę mamy". Kilku małolatów próbowało sprowokować policjantów do awantury. Funkcjonariusze nie reagowali jednak na wyzwiska. I słusznie - wszystko wskazywało na to, że kibice mają większą ochotę nosić piłkarzy na rękach, niż wdawać się z nimi w awanturę. Do następnego meczu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska