Wspominki o opolskiej 'Jedynce'. Tylko tyle już im zostało

Zbigniew Górniak
"U Blauta” grupa mężczyzn o spracowanych dłoniach kilkakrotnie wzniosła toast za pamięć swojego przedsiębiorstwa. Fot. Paweł Stauffer
"U Blauta” grupa mężczyzn o spracowanych dłoniach kilkakrotnie wzniosła toast za pamięć swojego przedsiębiorstwa. Fot. Paweł Stauffer
Okazuje się, że można zatęsknić za bazą sprzętową przedsiębiorstwa, które zajmowało się budowaniem przemysłowych instalacji. Dawnego Opolskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego nr1.

- I niech pan podkreśli jeszcze, że nie zwołujemy się za pomocą internetu, tych wszystkich fejsbuków i naszych klas, ale po bożemu: telefonicznie - zaznacza Marian Sobyluk, motor całego przedsięwzięcia, co jest określeniem tym mocniej adekwatnym, że pan Marian był przez lata mechanikiem-kierowcą.

Naprawiał i prowadził wszystkie te wielkie samochody, które po wielkich budowach socjalizmu rozwoziły beton, stal, cegły oraz robotników i ich poranne zmęczenie.

Zobacz: Jak robić biznes z Japończykami

W sobotę w groszowickim lokalu "Bawaria”, znanym bardziej jako "U Blauta”, grupa mężczyzn o spracowanych dłoniach kilkakrotnie wzniosła kieliszki z wódką w toaście za pamięć swojego przedsiębiorstwa i na pohybel tym, którzy doprowadzili do jego upadku.

A potem - zakąsiwszy golonką - mechanicy, kierowcy, ślusarze, stolarze, operatorzy koparek i spychów oddali się męskiej nostalgii.

Bo firma była elitarna. Opolskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nr 1. Popularna "Jedynka” - gigant wśród opolskich firm budowlanych. Stawiała cementownie, oczyszczalnie, huty, blachownie, ale także szpitale, między innymi dzisiejszy WCM.

Pracować tam to było jak złapać Pana Boga za nogi. Dobre zarobki, fachowe otoczenie i najważniejsze: możliwość tzw. eksportu, czyli pracy za granicą. OPBP stawiało fabryki i huty nie tylko w kraju, ale i na obszarze zaprzyjaźnionych demoludów, a nawet we wrażym wtedy ideologicznie Berlinie Zachodnim.

- To było za PRL coś nie do przecenienia. Życie jak w Madrycie - mówi Roman Kozioł, który przyszedł do "Jedynki” w latach 70., od razu po wojsku, i pracował aż do zgonu firmy w 2005 roku. - W Czechosłowacji robotnik dostawał 2,8 tysiąca koron, a my dwa razy tyle, z czego połowę w bonach Pekao. A ile się nawiozło lentilków, czekolady Studenckiej, krupiczki. Każdy miał na targowisku w Opolu zaprzyjaźnioną budę i ją zaopatrywał.

Bony Pekao to były odpowiedniki dolarów, za które można było kupować w Peweksie amerykańskie wranglery i polską żytnią.

Zobacz: Inkubator w Kluczborku czeka na chętnych

- Spotykamy się, żeby nie zapomnieć o kolegach - tłumaczy Alfred Raudzis, kierowca, a jakże.

- Spotykamy się, bo chcemy wiedzieć, kto jeszcze żyje - dodaje Józef Piontek, też kierowca, tyle że ruskiej koparki giganta E-320.

Po OPBP nr 1 są jeszcze dziś dwa opolskie ślady: dawny biurowiec na ul. Kośnego, który widać z obwodnicy Nysy Łużyckiej. Dziś jest tam sąd administracyjny i szkoła wyższa. Oraz baza sprzętową przy ul. Kępskiej, widoczna z ruchliwej ul. Budowlanych. To znaczy widoczną w takim sensie, w jakim można zobaczyć puste pole.

- Jak jadę Nysy Łużyckiej i widzę biurowiec, to mi serducho pika - mówi Marian Sobylak. - Ale jak jadę Budowlanych i widzę ten ugór, to mi ono podchodzi do gardła.

Ktoś się nachyla i snuje porównanie: - To tak, jakby jechał pan koło nto, a tam nie ma nic, pusta dziura po kultowym w mieście budynku. Rozumie nas pan?

Jakże nie rozumieć.

- A mi na pamiątkę zostało 12 akcji OPBP nr 1 - wzdycha Zdzisław Piotrowski, operator ciężkiego sprzętu. - Chyba sobie nimi kibel wytapetuję, ale na działce, bo w domu za bardzo by mnie stresowały.

Zobacz: Zbigniew Adamiszyn, prezes Artim o kondycji firmy i branży

Rzadko się słyszy, aby robotnicy o dyrektorze swojej firmy mówili zdrobniale i po imieniu: Tomek. Tomek to, Tomek tamto, a pamiętacie Tomka? I nie jest to efekt spotkań integracyjno-szkoleniowych, na których magicy od "coachingu” nakazują przechodzić z szefami na ty. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, co to jest coaching, a załogę lepiej motywowały premie niż trenerzy osobowości.

- Tomek, czyli dyrektor Tomasz Michalski - tłumaczy Zdzisław Środa, emerytowany kierowca, mechanik. - Swój chłop, najlepszy dyrektor, jakiego miała ta firma. Teraz już takich szefów nie ma.

- A jaki żartowniś! Jak ja lubiłem z nim jeździć, nie ma pan pojęcia - zwierza się Edward Salamon, który służbowymi samochodami OPBP objechał kulę ziemską przynajmniej dziesięć razy. - Jestem szesnasty rok na emeryturze, ale brakuje mi tego wstawania o trzeciej w nocy.

Pan Edward był swego czasu zaopatrzeniowcem ośrodka wczasowego OPBP nr 1 w Między-wodziu. W chudych latach Jaruzela dokonywał cudów aprowizacji, którym warto poświęcić większy fragment reportażu. Inny fragment powinno się dedykować mistrzostwu Józefa Piontka, który swą monstrualną koparką potrafił się posługiwać tak jak chirurg z lancetem.

I tak się stanie już w najbliższy piątek - w wydaniu magazynowym nto.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska