Takie zatrzęsienie nauczycieli na brzeskich listach to nic nowego. Jeszcze cztery lata temu miastem rządził zarząd, który złośliwi nazywali radą pedagogiczną. Zarówno burmistrz, jego zastępca, jak i troje członków zarządu na co dzień uczyło bowiem w brzeskich szkołach.
Teraz może być podobnie: na listach ubiegających się o miejsce w radzie miasta doliczyliśmy się 50 obecnych i emerytowanych nauczycieli.
- Rzeczywiście jesteśmy wyjątkowo aktywną grupą - mówi Nadzieja Nawrocka, radna miejska od dwóch kadencji i wiceprezes brzeskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
- Ale to całkiem naturalne: przecież przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja prowadzi burmistrz, a szkoły ponadgimnazjalne starosta. Wchodząc do rad, staramy się, żeby dla oświaty znalazło się jak najwięcej pieniędzy. Na płace, ale też na remonty szkół. I dotąd to się dobrze udawało, dlatego nie dziwię się, że teraz też kandyduje tylu nauczycieli - uważa Nawrocka, która z przyczyn osobistych i zdrowotnych nie stara się o wybór na kolejną kadencję.
Nauczyciele wuefu na listach zapowiadają, że będę starali się o pieniądze na sport.
- Na sportowe zajęcia popołudniowe, boiska czy nawet zajęcia korekcyjne, bo wad postawy wśród dzieciaków jest mnóstwo - mówi Piotr Mizera, startujący z listy Samorządowego Porozumienia Prawicy. - Wiadomo, że w pojedynkę nikt z nas tego nie zrobi, ale jeżeli będzie nas więcej, to może się uda. Dlatego nauczycieli wychowania fizycznego zawsze było dużo na listach.
W tym roku wśród kandydatów do rady powiatu i rady miejskiej Brzegu jest ich aż 23! To już brzeska tradycja, że niektórzy z nich trafiają na eksponowane stanowiska: burmistrzem cztery lata temu był Maciej Stefański (uczy teraz wychowania fizycznego w gimnazjum nr 1), jego zastępcą - Piotr Rajtar (nauczyciel i trener baseballu), starostą jest Stanisław Szypuła (kiedyś trenował piłkarzy ręcznych), a cztery lata temu wicestarostą był Marek Antoniewicz (obecny burmistrz Grodkowa, a wcześniej nauczyciel i trener szczypiorniaka). Absolwenci akademii wychowania fizycznego szefują też kilku brzeskim szkołom.
Niektórzy nauczyciele śmieją się, że w wyborach startują sami belfrowie i lekarze. Tych drugich w tym roku na brzeskich listach nie ma jednak zbyt wielu. Nie brakuje za to małżeństw i rodziców z dorosłymi dziećmi, które dopiero niedawno weszły w dorosłe życie.
- To wszystko z powodu ordynacji wyborczej - żeby mieć szansę na zdobycie mandatu, trzeba było zarejestrować jak najwięcej kandydatów na radnych. A gdzie ich najłatwiej znaleźć, jeśli nie we własnych rodzinach - mówią szefowie lokalnych komitetów wyborczych.
Mimo to i tak sporo list w dużych brzeskich okręgach liczy zaledwie po 7-8 osób. I to mimo że prawo zezwalało na zarejestrowanie dwukrotnie większej liczby kandydatów, niż jest mandatów do zdobycia, czyli od 10 do 12.
- My akurat nie mieliśmy problemu z obsadzeniem list - mówi Jan Pikor z Towarzystwa Rozwoju Ziemi Brzeskiej. - TRZB liczy ponad 100 członków, nie działamy tylko od wyborów do wyborów i są ludzie, którzy chcą pracować. Chociaż nie ukrywam, że to, co się dzieje na górze, odstrasza wielu ludzi od działalności w samorządzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?