Zapach uwodzi i zabija. Rozmowa z Katarzyną Sosenko, kolekcjonerem i historykiem sztuki

fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
Do niedzieli włącznie w Muzeum Śląska Opolskiego można oglądać wystawę "Zapach luksusu", obejmującą ponad 400 przedmiotów z kolekcji Katarzyny Sosenko z Krakowa. Z kolekcjonerką o jej pasji rozmawiała Danuta Nowicka.

- Używa pani perfum?
- Tak. Ostatnio są to jardin sur le Nil, ze świeżą cytrynową nutą, zapach firmy Hermes, której początki sięgają 1837 roku.

- Oczywiście w pięknej buteleczce?
- Wolałabym, żeby była bardziej efektowna.

- Co panią skłoniło do kolekcjonowania flakoników?
- Wychowałam się w bardzo specyficznym wielopokoleniowym domu, z dużą ilością antyków, w którym zawsze panował duży szacunek dla przedmiotów. Jako dojrzewająca kobietka, zaczęłam się rozglądać, czy aby niektóre nie nawiązują do moich zainteresowań, a równocześnie pochodzą z innych epok. Z miejsc ogólnie dostępnych zaczęłam ściągać je do siebie. Teraz tworzą kolekcję; każda nowa zdobycz, która się w niej pojawia, posiada już chronologiczny kontekst.

- Przypuszczam, że Marek Sosenko, znany krakowski kolekcjoner, a równocześnie pani ojciec, nigdy nie ma kłopotu z wyborem prezentu dla córki...
- To prawda. Właśnie jemu zawdzięczam symbol mojej kolekcji, flakon, który zachował się jeszcze z zawartością. Szlifowana butelka posiada bardzo ciekawy mechanizm, zaopatrzony w zapadkę. W korku jest kluczyk, co dowodzi, że zapachy były kiedyś tak luksusowym produktem, że trzeba je było chronić przed służbą i dziećmi.
- Co jest rolls-royce'em pani zbioru?
- Zależy, jak na to spojrzeć: czy wziąć pod uwagę wartości emocjonalne, czy finansowe. Powodem mojej dumy są dwie buteleczki z XVII i XVIII wieku. Mniejsza, sporządzona z górskiego kryształu, posiada formę krzyża, na większej, ze złotymi paskami, wygrawerowano herb koligacyjny. Ale szczególnie sobie cenię grupę flakonów biedermeierowskich - średnio na rok przybywa mi jeden. Ich koszt to duże wyzwanie dla kieszeni, a przy tym pojawiają się rzadko. Cóż, ludzie niechętnie pozbywają się takich skarbów.

- Obiektów z czasów Cesarstwa Rzymskiego jeszcze pani nie posiadła?
- Sprezentowano mi flakon wykonany starą techniką łączenia szkła, a nie dmuchania, datowany na okres ok. 1500 lat przed naszą erą do 500 nowej ery. Na wystawie "Zapach luksusu" w Muzeum Śląska Opolskiego można także zobaczyć dzbanek z uchem; masa nieprzezroczystego szkła tworzy kolaż, przypominający lody truskawkowe. Obok ustawiłam flakoniki skorodowane, pozyskane podczas wykopalisk archeologicznych i, żeby kontekst był pełniejszy, zapinki do strojów, datowane na okres brązu oraz guzik pamiętający wczesne średniowiecze.

- Perfumowanych chińskich pieniędzy na jedwabiu nie widziałam...
- Niestety, nie mam ich. Natomiast mogę się pochwalić greckim dzbanuszkiem z okresu czerwonofigurowego.

- Na tłuste zapachowe stożki, które podczas uczty nakładali sobie na głowę starożytni Egipcjanie, licząc, że stopią się, spłyną na włosy i zaczną intensywnie pachnieć, nie mógł sobie pozwolić byle kto. Na Bliskim Wschodzie ceny ambry dorównywały cenom złota i niewolników...
- Toteż pierwszymi zapachowymi olejkami balsamowano jedynie bóstwa. Potem zapachy nieco się zdemokratyzowały, oddanie największego honoru odbywało się poprzez rytualne namaszczenie.

- Mazidła, bo taką konsystencję posiadały zapachy przed wiekami, miały swój początek na Bliskim Wschodzie?
- Zgadza się, a potem przewędrowały do starożytnej Grecji, jeszcze bez flakoników. Ich historia rozpoczyna się dopiero w pierwszej połowie XIV w., wraz z wynalezieniem destylacji i uzyskaniem nowej konsystencji zapachów. Treść płynną zaczęto umieszczać w puzderkach, pomanderach (nazwa pochodzi od ambry, wydzieliny w gruczołów kaszalota, która w kontakcie z alkoholem wydawała przepiękny zapach). Te ostatnie miały kształt kulisty i były podzielone jak pomarańcza, na dwie do sześciu części. W każdej znajdował się inny zapach, co każdemu umożliwiało tworzenie własnych kompozycji.

- Zapachy sproszkowane umieszczano w sakiewkach, przytroczonych do paska, o czym także można dowiedzieć się na wystawie...
- I tu historia zapachów splata się z historią torebki. Noszono ją w fałdach spódnicy, w kieszeniach na pasku, czasami haftowanych. Kiedy moda zaczęła być bliższa ciału i fałdy straciły na obfitości, kieszenie wyemigrowały na zewnątrz i zyskały formę koszyczka, tzw. retikula. W swoim czasie flakonik z perfumami przypinano ozdobną spinką, razem z miniaturowymi nożyczkami, scyzorykiem, lornetką, całym damskim niezbędnikiem. Nie trzeba go było niczym osłaniać, ponieważ pięknie wykonane elementy same w sobie stanowiły ozdobę.
- Gdzie zdobywa pani przedmioty do swojej kolekcji?
- Przede wszystkim na giełdach antykwarycznych, u innych kolekcjonerów, za granicą. Zdarzają się także podarunki od zupełnie obcych osób, które kierują się przeświadczeniem, że to, co u nich zalega na półce, zasługuje na lepsze wyeksponowanie.

- Inny aspekt tematu: zapachy, ich dzieje są wmontowane w historię higieny. W czasach, gdy uważano, że woda szkodzi, że za jej przyczyną rozprzestrzeniają się zarazki, z nieprzyjemnymi woniami radzono sobie, pokrywając je sztucznymi.
- Bodaj w XVIII w. nastała moda na perfumowanie wszystkiego, począwszy od peruk i rękawic, bo podczas garbowania skóra nasiąkała bardzo nieprzyjemnym zapachem. Z czasem, gdy poglądy na toaletę się zmieniły, perfumowanie stało się towarzyskim rytuałem. W renesansie, przed i po posiłku, przedstawiciele klasy wyższej obmywali ręce wodą różaną.

- Różne zapachy stosowano na różne części ciała...
- A w Wersalu perfumowano całe wnętrza, co, jak wiadomo, miało związek z brakiem kanalizacji. Madame Pompadour dbała o skrapianie porcelanowych kwiatów, zaczęto wyrabiać rozbudowane formy porcelanowe z ażurową przykrywką do przechowywania suchych kwiatów, tzw. poutpourris.

- Skoro znalazłyśmy się w Wersalu, warto przypomnieć, że Ludwik XVI słynął z wyjątkowo odrażającego zapachu. A, dla kontrastu, Rzymianie skrapiali wonnościami, nawet trzy razy dziennie, psy i konie.
- Czystość we Francji zawitała na dobre wraz z przybyciem Katarzyny Medycejskiej, żony Henryka II. Z rodzinnych Włoch królowa przeszczepiła bogatą wiedzę o perfumach, a jej osobisty perfumer Renato Bianco na Pont du Change w Paryżu założył pierwszy w historii sklep perfumeryjny. Także dzięki Katarzynie w Grasse, w Prowansji, założono największe uprawy komponentów zapachowych, głównie lawendy.

- Co w "Pachnidle" literacko spożytkował Patrick Süskind...
- Poruszająca lektura... O tym, że zapach może uwodzić, rozbudzać zmysły i zabijać.

- Podobno w czasach rewolucji francuskiej za perfumy można było zapłacić głową. Uchodziły za znak niewybaczalnego zbytku.
- To prawda. A zaczęło się od Napoleona I, który stworzył nową modę na klasycyzm, co się przekładało na strój i zapachy. Arystokracja francuska, wzorując się na cesarzu, lubiła ich używać.

- Jak wobec tego tłumaczyć jego liścik do Józefiny: "Nie myj się! Jadę do ciebie".
- Widać równie sobie cenił zapachy naturalne.

- Współcześnie co roku wprowadza się sto nowych zapachów w nowych flakonikach. Wszystkie pani kupuje?
- W tej setce mieszczą się wersje light, dzienna i wieczorna, a ich flakony różnią się jedynie kolorystyką. Niemniej rzeczywiście jest ich mnóstwo; gdybym zdecydowała się na wszystkie, nie byłabym w stanie tego okiełznać. Moja kolekcja zamyka się w latach 80. ubiegłego wieku. To wtedy moja babcia dostała od znajomej z Niemiec zapach luksusu na miarę tamtych czasów - flakonik co prawda miał formę dość banalną, ale wewnątrz znajdowała się gałązka z prawdziwym kwiatem. Dla mnie, ośmioletniej dziewczynki, to było fascynujące i stanowiło prawdziwy powiew Zachodu.

- Gdzie przeczekuje pani kolekcja przed kolejną prezentacją?
- Na strychu domu i w moim pokoju, gdzie każdy przedmiot pracowicie pakuję przed dostarczeniem do muzeum czy do teatru. Ostatnio Magda Piekorz zamówiła u mnie do sztuki w "Bagateli" przedmioty z drugiej połowy ubiegłego wieku. m. in. zalotkę, wazon i flakonik perfumeryjny. Gdybym nie dbała o dokładne opisanie zawartości pudeł, ze skompletowaniem miałabym niemały kłopot. Moja kolekcja z dziedziny toaletowo-perfumeryjnej składa się już z około trzech tysięcy obiektów, także parasolek, nakryć głowy, sukni, puderniczek, wachlarzy.

- Zainteresowanie kolekcjonerstwem doprowadziło panią na studia z zakresu historii sztuki...
- To było nieodzowne ze względu na potrzebę kontynuacji pewnych wątków i poznania mechanizmów analizy. Dostrzegając charakterystyczne cechy, potrafię odtworzyć historię każdego obiektu i łączyć w zestawy. Duża satysfakcja.

- Pani plany?
- Pozyskanie kolejnych flakonów biedermeierowskich, wyjazd do Paryża do muzeów perfumeryjnych i na tematyczne wystawy czasowe. Myślę też o zakupach na zagranicznych pchlich targach.

- Kolekcjonerstwo w przypadku rodziny Sosenków zaczęło się od pani taty, który dorobił się kilkudziesięciu tysięcy pocztówek, zabytkowych zabawek, biżuterii patriotycznej, starych filiżanek i sztućców.
- Tata również rozpoczynał jako mały szperacz domowy. Wyciągał znaczki z klaserów dziadka.

- Mama także posiada własną kolekcję?
- Zbiera dewocjonalia i święte obrazki, a brat - artysta-fotograf - dokumentuje rodzinne zbiory i kolekcjonuje sprzęty techniczne, szczególnie fotograficzne. Jest jeszcze siostra, specjalistka w dziedzinie sztuki epistolarnej, która nie ogranicza się do zbierania listów; interesują ją także pióra, kałamarze, zeszyty i wszystko inne, co ma związek z pisaniem. Zapewniam panią - pod każdym względem stanowimy zgraną rodzinę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska