Zbudujemy dom na skale

Redakcja
Sama chciałabym mieć taki dom, jaki opisała moja uczennica - przyznaje Joanna Jakubiak, nauczycielka z Publicznej Szkoły Podstawowej w Naroku.

W województwie opolskim złożono 239 prac na konkurs "Mieć taki dom".
Do finału ogólnopolskiego zakwalifikowało się około 300 prac z całego kraju, w tym 13 prac z województwa opolskiego.
Marta Szczepanowska z Łambinowic w finale ogólnopolskim konkursu zdobyła II miejsce w swej kategorii

Opolskie dzieci i młodzież wzięły udział w konkursie "Mieć taki dom", zorganizowanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Dom to najważniejsze miejsce dla każdego człowieka, bo tu rodzina prowadzi wspólne życie. Założeniem konkursu było promowanie wartości rodziny i pobudzenie młodych do samodzielnych przemyśleń o własnym domu.
Efekty konkursu przerosły oczekiwania. Wśród nadesłanych do komisji prac znalazła się wzruszająca kronika życia pięciu pokoleń jednej rodziny, od XIX wieku po dzień dzisiejszy - pełna dramatów i historycznych zawieruch. Była też jednoaktówka napisana wierszem.
Nagrodzone prace zakwalifikowały się do etapu centralnego.

Kto w Wigilię...
- Czytanie prac uczniów, szczególnie Kariny Kocot dostarczyło mi wielu wzruszeń. Zdałam sobie sprawę z tego, że czytam o domu i rodzinie, jaką każdy z nas chce mieć: wspólnie jedzone posiłki, bez pośpiechu. Czas na rozmowy i rodzinne wycieczki. Kultywowanie tradycji, których ukoronowaniem jest wieczerza wigilijna - mówi Joanna Jakubiak z Naroku.
- W wieku 10 lat zostać autorem książki to niezłe osiągniecie. Tak się czułam w ciągu ostatniego miesiąca - zwierza się Karina.
Fragment jej pracy:
W sam dzień wigilii wstajemy bardzo wcześnie, bo jak mówi moja babcia, kto w wigilię wcześnie wstaje, temu dobrze się będzie wstawać przez cały rok.
Następnie pomagam mamie w przygotowaniu przeróżnych posiłków (...) Uroczystą kolację spożywamy w jadalni, na świątecznie nakrytym stole, przy choince i oczywiście z wolnym miejscem dla nieznajomego...

Lampy gaszone głosem
Moi pradziadkowie ze strony ojca urodzili się na kresach wschodnich, w województwie tarnopolskim, powiat Barczów, we wsi Łanowce, dzielnica Szlachta...
Tak zaczyna się historia 5 pokoleń rodziny Marty Szczepanowskiej z Łambinowic. Historia ilustrowana kserokopiami zdjęć z epoki, użyczonymi Marcie przez krewnego spod Głogowa. Dwunastoletnia dziewczynka poinformowała go, że podejmuje się spisać dzieje rodu i prosi o pomoc. Krewny, w odpowiedzi, przesłał parę notatek dotyczących historii Szczepanowskich, także kopie zdjęć.
- Pisałam kronikę przez dwa tygodnie, wieczorami. Gdy noc mnie odrywała od pisania, byłam bardzo zmęczona, czasem zła. Ale dokończyłam pracę - mówi Marta.
To drobna dziewczynka - jej postać gubi się w wielkich korytarzach szkoły-molochu. Marta jest skromna i małomówna. Zarówno nauczycielka języka polskiego, jak i dyrektorka szkoły darzą ją wielkim szacunkiem, traktują jak szkolny skarb, bo Marta jest świetną pisarką. Bywa, że gdy czyta na lekcji swe wypracowania, koledzy i koleżanki biją jej brawo.
- Marta napisała historię nielukrowaną. Opisy jej krewnych są bardzo realistyczne, oddają zarówno zalety jak i wady ludzi - mówi nauczycielka języka polskiego ze Szkoły Podstawowej w Łambinowicach, Ilona Karpińska. - Inni uczniowie, gdy namawiałam ich do napisania historii, odpowiadali, że ich rodzina jest nieciekawa, bo zwykła. A przecież zwykłość może być ciekawa, i każdy człowiek ma w historii swego życia pasjonujące przygody.
"Mój pradziadek, Michał Szczepanowski urodził się w 1845 roku (...) Był bardzo zamożny jak na tamte czasy, posiadał najwięcej w okolicy ziemi, aż 15 hektarów. W tamtych stronach ziemia miała wielką wartość. (...) Pradziadek był wysokim, silnym, dobrze zbudowanym i stanowczym mężczyzną. W wiosce był bardzo szanowany. Lubił zachodzić do karczmy. Gdy wieczorem wracał do domu, jego żona Feliksa denerwowała się, że tak późno wraca. Michał, jak krzyknął by była cicho, to aż lampa naftowa gasła"
- Najbardziej ze wszystkich opisanych przeze mnie przodków chciałabym poznać osobiście prapradziadka Michała - przyznaje Marta. - Chciałabym zobaczyć, jak gasi lampy głosem.
Ulubione przez Martę przedmioty nauczania to język polski oraz historia, ale taka...
- ...bez wojen. Koniecznie! Bo ja krwi, śmierci, walki nie lubię - mówi dziewczynka.
Jednak wojnę opisała w swej pracy nie raz. Pisała jak dziadek uciekał z armii niemieckiej; jak w okolicach Monte Casino, porzucił rower w krzakach (służył w brygadzie rowerowej), wyrzucił karabin i czapkę, zerwał z munduru pagony, uciekł w góry i znalazł schronienie u rodziny włoskiej. Gdy pojawiło się wojsko alianckie, dziadek wyszedł na drogę i oddał się do niewoli. Trafił do armii Andersa.
- Najtrudniej było mi opisać rzeź Polaków dokonaną przez banderowców zimą 1944 roku - mówi dziewczynka.
- Najtrudniej było mi zahamować łzy, gdy czytałam ten fragment kroniki - mówi nauczycielka.
Fragment kroniki: "12 lutego we wsi Łanowce rozegrała się wielka tragedia. Banderowcy mordowali Polaków, nawet dzieci. Zabijali nożami, siekierami i bagnetami. Chorym starcom, leżącym na łóżkach obcinali głowy. Zamordowali również siostrę mojego dziadka oraz męża - uciekli wprawdzie na poddasze, ale ich tam znaleziono i zabito siekierami. Ich dzieci cudem ocalały. To były: 14-letni Józek, 5-letnia Marynia i 6 - dniowe niemowlę."
Dzieci zaszyły się na strychu i modliły się, aby niemowlę nie zaczęło płakać. Na szczęście spało mocno; sen niemowlęcia uratował mu i jego rodzeństwu życie.
"Przez dwie godziny banderowcy zamordowali aż 65 osób, w tym 23 dzieci" - kończy opis Marta.

To dopiero początek
Dom Marty w Łambinowicach to stary budynek, starannie remontowany przez mamę i ojczyma córki (ojciec umarł, gdy Marta miała roczek).
Kuchnia pachnie ciastem drożdżowym, salon impregnatem do odnawiania mebli. Na dywanie, przed starym stylowym kredensem, leżą rodzinne zdjęcia i pamiątki, w tym powycinane przez Martę dla mamy kolorowe serduszka. To są nie tylko okazjonalne laurki, ale także serduszka na przeprosiny, na przykład z napisem "Przepraszam Mamusiu, że krzyczałam na siostrę"
- Postanowiłam, że będziemy wspólnie kontynuować pracę Marty. Kroniki rodzinnej doczeka się zarówno ród męża, jak i mój - mówi Alina Szczepanowska, mama Marty.
Druga część kroniki dziewczynki to album ze współczesnymi zdjęciami, na których utrwalone są najważniejsze i najwspanialsze chwile w jej życiu: Dzień Babci, zabawy z braćmi, urządzanie skalniaków w przydomowym ogródku oraz zjazd rodzinny Szczepanowskich.
- Ten zjazd ma w sobie coś magicznego. Co roku, lub co dwa lata, w Wilkowie koło Głogowa spotykają się wszyscy Szczepanowscy. Około 100 osób. To taki wielopokoleniowy zjazd. Najmłodsi wręczają najstarszym kwiaty. Liderzy rodu odczytują fragmenty historii rodu. W tej rodzinie żyję się w wielkim poczuciu szacunku dla historii" - mówi pani Alina.
Na końcu kroniki Marta napisała: "Przedstawiając w tym albumie swoją rodzinę poprzez zamieszczone zdjęcia i opisy, pokazałam, jaki jest mój DOM i RODZINA.
My, jako, dzieci powinniśmy pielęgnować miłość, którą otrzymujemy od rodziców."

Dom na skale
Wesele wiejskie we wsi Dzięckowice. Jest wieczór, około godziny 20.00 - to treść didaskaliów do pracy konkursowej Piotra Brągla z Głubczyc. Piotr napisał wierszem jednoaktówkę "Zbuduję dom z cegieł miłości".
- Lubię pisać wiersze. Lubię też wgłębiać się w tematy natury filozoficznej - mówi Piotr Brągiel. Jest uczniem Liceum Ekonomicznego w Głubczycach. Przyznaje, że ekonomika i rachunkowość nie są jego ulubionymi przedmiotami.
- Często uciekam w poezję. Niektórzy mi zarzucają, że piszę o sprawach zbyt poważnych. Ale ja taki już jestem. Gdy umarł siostrzeniec, próbowałem sił pisząc utwory wzorowane na trenach Jana Kochanowskiego - mówi. - Aby już więcej nie pisać o śmierci, napisałem sztukę o miłości i o tym, że jeśli jest szczera, to przetrwa, nawet wbrew złym proroctwom zgorzkniałych, nigdy nie kochanych ludzi.
Bez miłości niczego nie da się zbudować, szczególnie szczęśliwego, rodzinnego domu - takie jest przesłanie sztuki.
Osoby jednoaktówki: Marek - pan młody, Zuzanna - panna młoda, Jan - starosta, Halina - sąsiadka, Antoni - ojciec pana młodego, Maurycy - ojciec panny młodej, Katarzyna - matka panny młodej, Ksiądz Witalis.
- Halina jest kobietą zgorzkniałą. Próbuje zepsuć młodym weselną radość - tłumaczy autor jednoaktówki.
HALINA:
Takie
puste to wasze gadanie.
Szczęścia, radości życzycie.
Za lat kilka zobaczycie,
tylko smutek wam zostanie.
Z ziemi piękne rosną kwiaty,
póki słońce na nie pada.
Przyjdzie mrok na wasze życie,
siwy, drętwy i szczerbaty.
Tak jak na mnie. Biada! Biada!
A pan młody wraz żoną i przyjaciółmi bronią się przed złymi słowami:
MAREK:
Zbudujemy dom na skale,
wiatr go na niej nie przemoże.
Będzie dumny stał wspaniale,
bo go zło zniszczyć nie może.
Nasze dzieci wychowamy
na ludzi pełnych dobroci.
Swoją mądrość im oddamy,
nasza miłość je ozłoci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska