- Z głębokim żalem zawiadamiamy, iż 29 września nad ranem odszedł po blisko 104 latach szczęśliwego życia nasz kochany ojciec, mąż, dziadek i pradziadek - poinformowała Marzanna Kondratowicz, córka zmarłego doktora weterynarii Zenona Voelkela.
- Kochał życie, był osobą niezmiernie rodzinną, troskliwą i ciepłą. Zasnął pogodzony i spełniony, choć zatroskany o losy Polski - dodaje rodzina zmarłego nestora weterynarii.
Msza żałobna w intencji zmarłego Zenona Voelkela zostanie odprawiona w czwartek (5 października) o godz. 12:00 w kościele pw. Jana Vianneya w Poznaniu. Po mszy świętej o godz. 13:00 nastąpi pogrzeb na cmentarzu przy ul. Lutuckiej w Poznaniu.
Kim był Zenon Voelkel
Zenon Voelkel był znanym lekarzem weterynarii. Dożył sędziwego wieku, w czerwcu skończył 103 lata.
- W ostatnich miesiącach już leżał i głównie spał, ale wcześniej niemal do końca był bardzo aktywny, świetnie pamiętał swoją zawodowe życie, którą spędził w Oleśnie - mówi Marzanna Kondratowicz.
Zenon Voelkel pochodzi z wielkopolskiego Kobylina, ale po studiach dostał nakaz pracy właśnie w śląskim Oleśnie. Został kierownikiem oleskiej lecznicy dla zwierząt.
Starość spędził w Poznaniu, ale do końca życia najlepiej wspominał swoje lata spędzone w Oleśnie.
- Czas w Oleśnie to najpiękniejszy okres w moim życiu! To przede wszystkim czas pięknych przyjaźni, z których niektóre trwają do dzisiaj, jak z lekarką Zuzanną Wartenberg, która nigdy nikomu nie odmówiła pomocy - mówi Zenon Voelkel.
- Ciocia Zula Wartenberg to taki oleski doktor Judym. Cudowny, skromny, wspaniały człowiek! - dodaje Marzanna Kondratowicz, córka lekarza weterynarii z Olesna.
Zenon Voelkel mieszkał i pracował w Oleśnie w latach 1950-62. Kiedy przyjechał na Śląsk, trwały jeszcze trudne powojenne czasy. Wprawdzie miasto zdążono już odgruzować (szacuje się, że Sowieci w styczniu 1945 r. zniszczyli Olesno w 75 procentach, oleski rynek leżał w gruzach), ale w mieście było dużo wolnych placów i przestrzeni, dopiero powoli rozpoczynano budowę nowych budynków i bloków.
- Dostałem kawalerkę obok oleskiego cmentarza, na piętrze, a lecznica dla zwierząt mieściła się w stolarni, obok której była stajnia - wspomina Zenon Voelkel. - Na dole był warsztat stolarski, do góry było biuro. Poza pracownikiem administracji, panem Adamczykiem, nie było tam nikogo. Nie było też leków. Musiałem jeździć do Katowic, żeby zdobyć leki dla zwierząt.
- Kiedy przyszedłem w pierwszym dniu do pracy, przywitała mnie pani Pawlikowa, żona dozorcy. Z ogromnym biustem, wywalona w oknie, zapytała: „Czego pan tu sobie życzy?". Odpowiedziałem, że mam tu pracować. „Nie ma potrzeby, mąż wszystko załatwia!" Dozorca Pawlik był siłaczem, miał ogromne zdolności w poskramianiu ogierów, a wtedy wiele koni było naprawdę narowistych.
Zenon Voelkel od podstaw budował nową lecznicę dla zwierząt przy ul. Krasickiego w Oleśnie (poradnia istnieje tam do dzisiaj!).
- Pewnego razu zgłosiła się do mnie elegancka pani w kapeluszu, z apaszką. Przedstawiła się: „Jestem lekarzem stomatologii, nazywam się Krzyczkowska. Mój mąż kończy weterynarię. Mam prośbę, żeby pan go przyjął do pracy, bo inaczej dadzą mu nakaz pracy w Olsztynie! - opowiada 100-letni lekarz weterynarii. - Rozwinęła się z tego cudowna przyjaźń z moim zastępcą Leszkiem Krzyczkowskim!
Wkrótce grono przyjaciół się powiększyło: Krzyczkowscy, Wartenbergowie, Zawilscy, Gołdzińscy, Foltynowiczowie, Poźniakowie.
- To były ciężkie czasy PRL-u, ale stworzyliśmy swój własny sympatyczny świat. Co sobotę spotykaliśmy się na imprezach towarzyskich z potańcówką przy gramofonie i z poczęstunkiem! Jesienią królowały grzyby i żurek - wspomina Zenon Voelkel.
- Praca była bardzo ciężka. Czasami pracowałem wręcz całą dobę. Ludzie wzywali mnie, żeby ratować zwierzęta gospodarskie, zwłaszcza że zwierząt było wtedy mało. W gospodarstwie każda krowa czy koń były na wagę złota - mówi 100-letni lekarz weterynarii.
Gospodarstwa głównie prowadziły kobiety. Ich mężowie zginęli na wojnie lub byli jeszcze w niewoli.
- Wiele Ślązaczek nie znało polskiego. Mówiłem z nimi po niemiecku, więc wezwano mnie do Urzędu Bezpieczeństwa! - dodaje Zenon Voelkel.
Ciekawostką jest, że synem lekarza weterynarii z Olesna jest Piotr Voelkel, jeden z najbogatszych Polaków. Urodził się w Oleśnie i doskonale pamięta swoje dzieciństwo.
- Mieszkaliśmy w budynku lecznicy dla zwierząt przy ul. Krasickiego. Na dole była przychodnia, na pierwszym piętrze mieszkaliśmy my, a na drugim dozorca. Przy lecznicy była stajnia, w której ojciec leczył zwierzęta - wspomina Piotr Voelkel. - Kiedy byłem dzieckiem w latach pięćdziesiątych, pamiętam już nie gruzy, ale wiele placów budowy, na których bawiliśmy się z kolegami. Koło naszego domu powstawały domy bliźniaki i bloki.
- Pamiętam naszą gosposię, starą Ślązaczkę, która chodziła w tradycyjnym śląskim stroju ludowym i nauczyła mnie nie tylko gwary śląskiej, ale także całej mszy świętej po łacinie! Pamiętam też, że mieliśmy kierowcę SS-mana! Tata jako dyrektor lecznicy dla zwierząt dostał samochód służbowy. Ale to były czasy, kiedy służbowy samochód mógł prowadzić tylko zawodowy kierowca. W Oleśnie nie było nikogo z takimi kwalifikacjami i w końcu władze znalazły w więzieniu byłego kierowcę zawodowego z SS. Został kierowcą w przychodni weterynaryjnej. Z drugiej strony sekretarzem w lecznicy był były polski żołnierz, czołgista z dywizji pancernej generała Stanisława Maczka - dodaje Piotr Voelkel.
W tym miejscu mieszkał Zenon Voelkel w Oleśnie

Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?