Ahoj, przygodo!

Ewa Bilicka [email protected]
Waldemar Kania na tle Machu Picchu.
Waldemar Kania na tle Machu Picchu.
Na 42. urodziny dostał w prezencie procę na kondory. U jego stóp rozpościerał się słynny peruwiański kanion Colca. Słuchając "Sto lat", przełykał łzy szczęścia. To były urodziny jego życia.

O PROGRAMIE:

O PROGRAMIE:

Program "Zdobywcy" jest projektem promującym (...) przygodę, aktywny styl życia i dokonania polskich podróżników, odkrywców.
Dzięki przygotowanym obozom i etapowi finałowemu, którym jest wyprawa do Peru "Śladami polskich odkrywców", uczestnik programu ma możliwość sprawdzenia siebie, poznania innych osób, nawiązania przyjaźni, uczestniczenia w przygodzie swego życia oraz spełnienia marzeń o dalekich egzotycznych wyprawach.

Modliłem się, by w telewizji nie pokazali zbliżenia mojej twarzy - mówi Waldemar Kania. Dostał się do emitowanego w TVP 2 programu "Zdobywcy". Dotrwał do ścisłego finału, był członkiem zwycięskiej drużyny i wyleciał do Peru.
Zaczęło się od ankiety, która wypadła z jakiejś gazety. "Weź udział w programie telewizyjnym, pojedź do Peru, zostań zdobywcą" - brzmiały hasła. Wypełnił druczek i wysłał, podobnie jak 11 tysięcy innych Polaków. Zakwalifikował się do grona 100 osób, które zaproszono na eliminacje. Był na nich jednym z najstarszych uczestników: czterdziestka dawno na karku, a wokół głównie dwudziestolatkowie.
Jedną z eliminacyjnych prób na obozie był sprawdzian pływacki: - Ja, dziadek, dołożyłem tym wszystkim siłaczom z AWF-ów - śmieje się. - Miałem najlepszy czas! To był efekt treningów w opolskich Mastersach.
Pan Waldemar trzy razy w tygodniu o 22.00 wchodzi do basenu i przepływa 3 kilometry w ciągu godziny. Rok temu zdobył w swej kategorii wiekowej tytuł mistrza Polski na dystansie 1500 metrów w stylu dowolnym.
Następnie były testy psychologiczne:
- Prawdziwe pranie mózgu, wszedłem do pokoju i siadłem naprzeciwko pani psycholog. Patrzyła mi w oczy przez trzy minuty, milcząc. Na całe szczęście nie przerwałem tego milczenia. Jak się okazało, to była "walka ciszą" i nie należało podczas niej ustępować - wspomina.
Potem były prowokacje: - Mogę załatwić panu wejście do programu... - proponowała psycholog.
Nie dał się nabrać.
- Odpowiedziałem, że nie muszę na siłę brać udziału w programie i że otrzymałem już swoją nagrodę: porozmawiałem w kuluarach z Krzysztofem Wielickim.
Pan Waldemar jest nie tylko doskonałym pływakiem, ale i miłośnikiem wspinaczek górskich. Wspina się od 25 lat, wszedł na Mont Blanc:
- Wiedziałem, że taki człowiek jak Krzysztof nie może firmować swoją twarzą i nazwiskiem, jakiegoś kolejnego "Big Brothera". Dlatego zgłosiłem się do "Zdobywców" - mówi.
Obozy przetrwania
Kolejne odcinki. Ze 100 osób zostaje 18, w tym pan Waldek. Dzielą się na trzy drużyny rywalizujące o wielki finał. Spotykają się na obozach przez sześć kolejnych weekendów.
- W Opolu nikomu nie mówiłem, gdzie co weekend wyjeżdżam. W pracy opowiedziałem tylko mojemu szefowi, aby usprawiedliwić swe nieobecności w piątki - mówi Waldemar Kania
Reguły gry w zespole Białych, do którego należał, ustalono pierwszego dnia: nie ma dowódcy, o wszelkich wątpliwościach i żalach obozowicze mówią w obecności całej drużyny.
- Byliśmy konsekwentni w przestrzeganiu tych reguł i chyba to dało nam siłę do zwycięstwa - mówi Kania. Członkowie zespołu mocno się zaprzyjaźnili. Latem planują wspólne wejście na Rysy.
Obozy były prawdziwymi szkołami przetrwania: nocleg i śniadanie na tratwie, spływy kajakowe, wspinaczki na strome ściany, zjazdy na linach, przeprawy przez mosty linowe, dryfowanie na tratwie z opon, na której palono ognisko, aby przygotować coś do zjedzenia.
- Woda to mój żywioł, ale pływanie w kajakach górskich już nie. Podczas próby kajakowej nie dość, że miałem kilka wywrotek, to do mety przypłynąłem tyłem do przodu! - śmieje się opolanin.
Jednocześnie trwała rywalizacja: która z trzech drużyn lepiej wykona zadania i zdobędzie bilety do Peru.

Wyprawa do Peru obejmowała

Jedno z zadań eliminacyjnych programu "Zdobywcy" - wspinanie się po siatce w okolicach Międzygórza.

Wyprawa do Peru obejmowała

- Wizytę w jednym z najgłębszych kanionów świata, gdzie polscy kajakarze z grupy Canoandes 79, jako pierwsi w historii, spłynęli dotąd nie zdobytym wąwozem rzeki Colca, nadając odkrytym przez siebie miejscom wiele polskich nazw, obowiązujących do dziś. Wyczyn ten uznano za jedno z największych osiągnięć eksploracyjnych XX wieku. Trafił także do Księgi rekordów Guinnessa.

- Dotarcie do źródła Amazonki pod wulkanem Mismi, gdzie międzynarodowa ekspedycja naukowa ustaliła, iż Mismi jest początkiem najdłuższej rzeki świata. W ekipie było dwóch Polaków: Andrzej Piętowski i Piotr Chmieliński (członkowie wyprawy Canoandes 79). Ostatni z nich przepłynął kajakiem całą Amazonkę.

- Pobyt w dżungli amazońskiej, gdzie polski zoolog Jan Kalinowski odkrył wiele nieznanych gatunków zwierząt.

- Wizytę w stolicy Peru, Limie, gdzie architekt Ryszard Jaxa Małachowski zrekonstruował ważne budynki, m.in. Pałac Prezydencki.

- Dotarcie do najwyżej położonej na świecie linii kolejowej, którą zbudował polski inżynier Ernest Malinowski.

Źródło: www.zdobywcy.pl

Los tak chciał
Odcinek 7, rozstrzygający - dwie drużyny, Biali i Czerwoni, przystąpiły do walki o finał, czyli pobyt w Peru.
- Czerwoni dali nam ostro w tyłek - przyznaje pan Waldek. - Byli wśród nich chłopcy z AWF-u, karateka, biegaczka. Uratowało nas opanowanie, dzięki czemu nie zmyliliśmy trasy. Czerwoni się pomylili, źle odczytali mapę.
Zadanie: bieg na azymut do sztolni kopalni uranu w Kletnie koło Lądka Zdroju. Tu czekają na nich rowery - jedne stare, ale napompowane, drugie - nowe, trzeba je jednak napompować. Wybrali te nowe; jak się potem okazało, wybór przyczynił się do ich zwycięstwa.
Po etapie rowerowym czeka ich półtorakilometrowy marszobieg do skałek. Wspinają się na skałkę o charakterystycznej nazwie: Ząb, zjeżdżają z niej na linach. Wreszcie - skrajnie wyczerpani docierają do wodospadu Wilczki w Międzygórzu.
Waldek czuł wtedy, że mają zwycięstwo w kieszeni. Dobre przeczucia dopadły go już wcześniej, dlatego kazał rodzinie jechać na wakacje do gorącej Tunezji:
- Ja z wami nie pojadę, bo mnie czeka wyprawa do Peru - powiedział.
Ale pewności nabrał właśnie przed ostatnią próbą:
- To dlatego, że na walkę finałową wybrano okolice, w których 25 lat wcześniej, jako uczeń technikum, zaczynałem swą przygodę traperską. To był znak. Gdy zobaczyłem mapkę biegu na azymut, to przymknąłem oczy i przeniosłem się wstecz o ćwierć wieku, na szlaki wiodące do pokazanego na szkicu wodospadu Wilczki.
Biali byli w biegu na azymut lepsi, szybciej wjechali na linach w wodospad, tam znaleźli klucz do tajnej skrzyni. Potem pozostało przepłynięcie pontonem, odnalezienie skrzyni i wyciągnięcie z niej flagi zwycięzcy.
- Gdy po pięciu godzinach morderczej walki załopotaliśmy flagą, w głowie dudniła mi piosenka "We are the Champions" - mówi Waldek.
Czekan w obiektywie
W nagrodę polecieli do Peru. Każdy z nich wziął z sobą minimum prywatnego bagażu: tylko komplet bielizny i kosmetyków. Oszczędzali miejsca na czekany, polary, buty trekingowe oraz... książki.
- Program miał mieć walor edukacyjny, więc kazano nam się nauczyć czegoś o słynnych Polakach, których śladami będziemy podążać w Peru - mówi "zdobywca". - W Peru recytowaliśmy te wyuczone lekcje do kamery, trochę to było sztuczne i na szczęście szybko z pomysłu zrezygnowano.
Telewizja rządzi się swymi prawami. Gdy śmiałkowie z Polski w ostatnim dniu wyprawy zdobywali wulkan Mismi (5597 m n.p.m.) włożyli na siebie cały profesjonalny sprzęt, jaki dostali od sponsorów. To był przecież kulminacyjny punkt programu: zdobycie legendarnego wulkanu, u podnóża którego swój bieg zaczyna największa rzeka świata, Amazonka. Zdobywcy musieli się dobrze prezentować w kadrze. Tymczasem...
- ... Sprzęt nam zwyczajnie ciążył. Na trasie przepakowaliśmy plecaki i z sześciu zrobiliśmy jeden. Czekanów używaliśmy tylko do kamery, potem poszły w diabły, bo były nieprzydatne - mówi pan Waldemar.
Bywało, że życie było lepszym reżyserem. W kanionie Colca zaplanowano kręcenie sceny ze wspinaczką górską:
- Skała była wszawa, sypała się. W pewnym momencie oderwał się kawał skały, której się trzymałem. Odpadłem od ściany, bo "locales", czyli asekurujący mnie Peruwiańczyk, zbyt opieszale wyciągał linę. Leciałem w dół tak długo, że myślałem, iż w końcu zaliczę glebę. Reżyser aż zacierał ręce z zadowolenia, że nakręcił tak dramatyczną scenę - wspomina opolanin.
Smaczne robaki
Śmiałkowie z Polski musieli nie tylko sprawdzić się w ekstremalnych warunkach, na dużych wysokościach, gdzie powietrze jest rzadkie, a dobowe wahania temperatur sięgają 20-30 stopni. Jeszcze na eliminacjach, w Polsce, jednym z zadań było... zjedzenie mrówki. Ta była jednak zaledwie przystawką w porównaniu z tym, co wydarzyło się w Peru.
- W dżungli amazońskiej poczęstowano nas robalami z orzechów kokosowych. To tak, jakby jeść robaka z jabłek, tyle że tysiąc razy większego. Był nawet smaczny, po rozgryzieniu wypływało z niego kokosowego mleczko - mówi pan Waldek. - Na kolację z takich robali robiliśmy szaszłyki.
Jeszcze milej pan Waldek wspomina sałatkę z serca palmy (czyli z części pnia przy koronie drzewa).
Największe
szczęście
Są chwile, na które warto czekać całe życie. Dla Waldemara Kani ta chwila trwała trzy miesiące, czyli tak długo, jak brał udział w programie. Dwukrotnie stanęły mu w oczach łzy szczęścia. Po raz pierwszy, gdy w dżungli, pływając nocą w jeziorze Sandoval, zobaczył na niebie Krzyż Południa.
Po raz drugi - w dniu swoich 42. urodzin. Świt zaczął się jak zwykle: o 3.00 nad ranem wsiedli do autobusu, by jechać do kolejnego celu wyprawy, do kanionu Colca.
- Zdobywcy, wysiadać na zdjęcia - zabrzmiała po paru godzinach jazdy komenda. Dojechali do pasma gór, u podnóża którego leży legendarny kanion Colca. Ustawili się do zdjęć.
- I wtedy zabrzmiało "Sto lat!". W prezencie otrzymałem procę na kondory. Spojrzałem w dół na kanion. I modliłem się, aby kamera nie pokazywała zbliżenia na moją twarz. W oczach miałem łzy - mówi Zdobywca z Opola.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska