Atak terrorystyczny w Barcelonie. Relacja dziennikarza nto

Tomasz Wróblewski
Tomasz Wróblewski
AP Photo/Oriol Duran/EAST NEWS
Gdy furgonetka wjechała na deptak La Rambla, byłem w sklepie tuż obok. Nagle do sklepu zaczęli wbiegać spanikowani ludzie...

Czwartek przed 17.00. Dzień jak co dzień w Barcelonie, stolicy Katalonii, miasta, które odwiedzają każdego roku miliony turystów.

Nagle do sklepu odzieżowego tuż przy Rambli, najsłynniejszym deptaku w Katalonii, wbiegają spanikowani ludzie. Krzyczą. Jedni padają na ziemię, inni szukają schronienia w każdym dostępnym miejscu. Roztrzęsione młode Francuzki kryją się pod „wyspą” - dużym stołem z rozłożonymi ubraniami. Ja pochylony przy jednym z nich. Nikt nie wie, co się stało. Po minucie słyszymy pierwsze sygnały wozów policyjnych i karetek. Wszyscy już wiedzą, że musiało się stać coś strasznego. Po kilku minutach wychodzimy ze sklepu, ale nikt nie ma pewności, czy to bezpieczne.

Jestem już na placu Katalonii, tuż przy wejściu na Ramblę, deptak, po którym każdego dnia spacerują tysiące turystów. Bardzo popularny w tym miejscu jest też język polski. To stąd chwilę wcześniej ruszyła furgonetka terrorystów, którzy - jak się później dowiem - zabiją 13 osób i ranią kilkadziesiąt. Widzę leżących na chodniku ludzi, a przy nich pierwszych ratowników. Obok porozrzucane torby, plecaki, selfie-sticki. Co rusz dojeżdżają kolejne karetki pogotowia, radiowozy. Wjeżdżają w głąb Rambli. Nad placem i deptakiem krążą policyjne helikoptery. Docierają kolejni policjanci w kamizelkach kuloodpornych, z długą bronią. Widzę poprzewracane krzesełka i stoliki przy restauracjach. Tuż za mną jakiś impuls powoduje ponowny wybuch paniki w tłumie. Ludzie zaczynają uciekać. Na szczęście tym razem to fałszywy alarm.

Policja tworzy kordon bezpieczeństwa, zamyka ulice wokół Rambli i placu Katalonii. Pobliskie stacje metra też zostają zamknięte. Te, które działają, mają otwarte bramki (ze względów bezpieczeństwa).

Piszę na Facebooku, że ze mną wszystko w porządku, bo wiem, że za chwilę o tym, co się tutaj wydarzyło, będą informowały media na całym świecie.

Wieczorem (choć władze proszą mieszkańców i turystów o pozostanie w domach) życie w Barcelonie toczy się w miarę normalnie. W jednym z parków chłopcy jeżdżą na deskorolkach, inni na rowerach. Tylko na nadmorskim deptaku mniej ludzi niż dzień wcześniej. W popularnych klubach nie słychać muzyki. Na jednym z nich widzę napis „Barcelona, Peace”. Katalonia i cała Hiszpania są w żałobie. W piątek na miejsce zamachu terrorystycznego przyjeżdżają król Hiszpanii Filip VI i premier Mariano Rajoy.

Ja wylatuję do Polski, ale jedno wiem na pewno: wrócę do tego pięknego, wolnego miasta.

W piątek nad ranem w nadmorskim kurorcie Cambrils, odległym o ok. 120 km na południowy zachód od Barcelony, napastnicy wjechali autem w grupę ludzi, raniąc siedem osób, w tym policjanta. Jedna z nich zmarła w szpitalu. Policjanci zastrzelili pięciu napastników.

Furgonetka wjechała w tłum w centrum Barcelony.

Samochód wjechał w tłum w centrum Barcelony

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska