Babcia z dziadkiem za konsolą tak dają czadu, że nawet młodzi wymiękają

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
A kto powiedział, że na dancingu trzeba koniecznie tańczyć. Głośna muzyka nie przeszkadza w rozwiązywaniu krzyżówek.
A kto powiedział, że na dancingu trzeba koniecznie tańczyć. Głośna muzyka nie przeszkadza w rozwiązywaniu krzyżówek. Fot. SŁawek Mielnik
Największa impreza, na której grali DJ Janeczka i DJ Andrzej zgromadziła na parkiecie pół tysiąca osób - seniorów i młodzież. Taka jest idea dancingów międzypokoleniowych. W Opolu też był szał, bo energia didżejów rozpiera, choć mają w sumie 140 lat!

Kupili laptopy, zainstalowali programy do miksowania muzyki i kilka razy w tygodniu grają do tańca w stołecznych klubach, a na parkiecie bawią się seniorzy z młodymi. Międzypokoleniowy duch panuje także za konsolą. Didżejom seniorom towarzyszy zawsze przedstawiciel młodego pokolenia i nowoczesnej muzy.

- W Warszawie na naszych dancingach międzypokoleniowych bawi się każdego tygodnia około tysiąca osób - mówi DJ Andrzej (69 l).

Przed tygodniem po raz pierwszy Dancing Międzypokoleniowy odbył się w Opolu. Nietypowo - bo w Teatrze Kochanowskiego, jako impreza towarzysząca premierze, poświęconej problemom starości, sztuki „Srebrne tsunami”.

- Chcemy pokazać opolanom jak to się robi i zachęcić do naśladownictwa. Bo na emeryturze można robić wszystko, byle nie siedzieć w domu i nie myśleć, że “to już nie dla mnie” - dodaje DJ Janeczka (70 l.).

Dancing jest dla wszystkich. - Żadnych barier, żadnych kompleksów - mówi pomysłodawczyni projektu, Paulina Braun.

DJ Janeczka ma rock androllowy look - cała na czarno: modna bluzka z prześwitami, skórzane spodnie i szpile. Wielkie czarne słuchawki fajnie kontrastują z jasną krótką fryzurą. Pytanie o wiek wcale Janeczki nie peszy. - Ja się nie wstydzę, mam 70 lat - mówi didżejka-seniorka. DJ Andrzej jest o rok młodszy. W Opolu wyjątkowo wystąpił w smokingu i pod muchą, bo całą ekipą przyjechali na premierę „Srebrnego tsunami” w Teatrze Kochanowskiego, ale na co dzień ubiera się na sportowo, jak na luzaka przystało. Od czterech lat grają na dancingach międzypokoleniowych w Warszawie. Trzy razy w tygodniu prowadzą imprezy dla seniorów w studenckim klubie „Bolek” należącym do SGH. Towarzystwo przychodzi mieszane, od 50 plus w górę, ale zdarzają się też dwudziestki.

- Gramy muzykę dynamiczną, rytmiczną, disco polo, pop, rap - mówi Andrzej. - Bywają imprezy, na które przychodzą dziadkowie z wnuczkami, babcie z wnukami, więc i „Kaczuszki” się gra i poważne tanga czy walce, „Bałkanicę” i „Ona tańczy dla mnie”. Wszystko, co jest modne, to gramy. Publiczność rzadko prosi, by zwolnić. Sami widzimy, kiedy są zmęczeni i zmieniamy muzę. Najważniejsze, że ludzie od 14 do 20 nie schodzą z parkietu.

Opolanki - Grażynka, Jola i Wiesia - wdowa, rozwódka i wieczna panienka, jak się ze śmiechem przedstawiają - przyszły do teatru „trochę poskakać”. Do klubu raczej by się nie odważyły, ale teatr to bezpieczne miejsce. - Samotne panie w „pewnym wieku” nie mają dużych możliwości, by poszaleć. Pomysł jest świetny, idea dancingu międzypokoleniowego kapitalna - chwalą. Chwilę odpoczywają, gdy leci rap („to nie nasze klimaty”), ale na dźwięk starego hitu Boney M. podrywają się i ruszają na środek. Parkiet błyskawicznie zapełnia się tańczącymi.

- I o to chodzi - cieszy się DJ Janeczka. - Żeby wyciągnąć starszych z domu. Przyjechaliśmy do Opola, żeby pokazać, jak to się robi.

Ona sama, gdy dostała grupę inwalidzką, zastanawiała się, co ze sobą zrobić, by nie zwiędnąć w domu i nie popaść w depresję. - Pomyślałam, że skoro kocham muzykę, to dlaczego by nie pograć. Całe życie zbierałam płyty, taśmy, nagrania, mam tego bardzo dużo - i stare, i nowoczesne. Jakieś zajęcie na stare lata trzeba mieć.

DJ Andrzej przez ostatnich 30 lat był pracoholikiem. Kapcie i telewizor to nie dla niego. Na życie zarabiał jako doradca podatkowy, ale muzykował od dziecka. Grał na fortepianie, śpiewał we wszystkich warszawskich chórach. Zawsze lubił też tańczyć, w 1970 roku nawet zdobył mistrzostwo Warszawy w tańcach towarzyskich. Uwielbiał dancingi. Jako 20-latek po wojsku umawiał się z kolegami na „fajfy” - takie potańcówki zaczynające się o godz. 17. Była bieda, więc w pięciu kupowali jedną wodę mineralną i pięć słomek. Butelka stała pro forma na stoliku, a oni szaleli na parkiecie. - Jeszcze dziś to lubię, choć kiedy trafi mi się zbyt energiczna partnerka, to łapię zadyszkę i nogi mi się plączą - mówi ze śmiechem. Za to za konsolą potrafi niestrudzenie podrygiwać nawet przez pięć godzin.

Didżejowanie to coś więcej niż po prostu puszczanie różnych kawałków. - Chodzimy do akademii didżejskiej i tam uczymy się od młodych - mówi pani Janeczka. - Teraz już robimy sety, czyli bloki muzyczne odpowiednio wymiksowane tak, żeby miały artystyczny charakter. Nie można puścić walca, a potem rockandrolla. Musi być jakieś przejście między nimi, jakaś kompozycja. W domu jestem sama i potrafię całą noc przesiedzieć przy komputerze, dobieram utwory, zgrywam je.

Panu Andrzejowi komputer nie był straszny. Rozliczenia podatkowe też prowadził elektronicznie, a nawet organizuje kursy komputerowe dla księgowych. W doborze młodzieżowego repertuaru pomaga mu 17-letnia wnuczka (jedyny gatunek, przed którym dziadek kapituluje to techno). Nawet poprowadziła z nim imprezę w nocnym klubie, wzbudzając niemałą sensację. Szkolnej klasy na dancing dziadka-didżeja jeszcze nie przyprowadziła, ale swojego chłopaka owszem.

Dancing Międzypokoleniowy po raz pierwszy odbył się w Warszawie w 2011 roku. Wymyśliła go i zorganizowała Paulina Braun. Akurat pracowała przy animacji projektu UFO, organizowała różne eventy, w których starała się integrować pokolenia, zapraszać starszych. Wtedy odkryła DJ Wikę, która do tej pory grała tylko dla seniorów. Zaprosiła do współpracy również didżeja z młodego pokolenia i zorganizowała pierwszą międzypokoleniową imprę. Od tego wszystko się zaczęło. Potem pani Wika została rezydentką cyklu Dancing Międzypokoleniowy i zaczęła grać w klubach dla młodych. - Dancing to tylko pretekst do nawiązania rozmowy, spotkania międzypokoleniowego, zniesienia sztucznej, niepotrzebnej granicy - mówi Paulina Braun. - Dzięki temu osoby starsze odwiedzają miejsca, których na co dzień nie mają szans poznać. Akcja oswaja również seniorów ze współczesną muzyką, a juniorów - z muzyką ich dziadków lub rodziców. Docieram do środowisk osób starszych, ale też mniejszości narodowych. Robimy nie tylko duże imprezy w klubach, ale też bardziej kameralne „domówki”, czyli międzypokoleniowe imprezy w mieszkaniach prywatnych. Na pierwszej bawiliśmy się u pana Henryka, który jest już po dziewięćdziesiątce. Założyłam również akademię didżejską dla seniorów i agencję castingową, z której można wynająć osoby starsze na potrzeby filmów czy teledysków. W mieszkaniu pani Janki były realizowane zdjęcia do programu „Twoja twarz brzmi znajomo”. Wszystko to ma celu walkę z wykluczeniem społecznym, wyrównywanie szans, ale też tworzenie nowych miejsc pracy. „Chodzi nie tylko o zabawę, ale też o bycie tych starszych i młodszych ze sobą” - mówiła w jednym z wywiadów DJ Wika. - „Wszyscy są w jakimś sensie ofiarami nieszczęsnego kultu młodości. Brakuje pewnej równowagi. Cieszmy się młodością, ale nie zapominajmy o pięknie starości”.

Seniorzy nie tylko bawią się w najpopularniejszych klubach i barach stolicy. W 2014 roku za pośrednictwem internetowego autostopu (BlaBlaCar.pl) pojechali do Trójmiasta, gdzie wzięli udział w Sopot Fringe Festival. Bawili się w Zatoce Sztuki Beach Club. Dancing Międzypokoleniowy pojawił się też na znaczących festiwalach: PlaneteDoc+FilmFestival, Festiwal Powiśle, MALTA Festival w Poznaniu, projekt RELOKACJE w Bydgoszczy oraz na OFF Festival w Katowicach.

W Fundacji Nizio Paulina prowadziła też projekt „Seniorem być!”. Uczestnicy uczyli się korzystania z Facebooka, jak porozmawiać z wnukiem przez Skype’a, poznali technikę sitodruku, by umieć przenieść ulubiony motyw na t-shirt, dowiedzieli się, co to slow food, poznali tajniki współczesnej mody i przekonali, że nowoczesne stylizacje nie są zarezerwowane jedynie dla młodych. Pracowali też na warsztatach raperskich. - Bo mitem jest, że to dziedziny interesujące wyłącznie młodych. One są też dla seniorów, choć nieraz trzeba ich do tego usilnie przekonywać - śmieje się Paulina Braun.

Na Dancingu Międzypokoleniowym w Teatrze Kochanowskiego uwagę zwraca pani Krysia. Wygląda jak lalka. Nieduża, w białej bluzeczce z dżetami, czarnej szyfonowej spódniczce i lakierowanych balerinach. Na ondulowanych białych włosach fantazyjna czarna przepaska. I jak tańczy!

Sposobem Pauliny Braun na sukces jest lansowanie emerytów-celebrytów. W swoim projekcie ma grupę VIP. Ich zadaniem jest rozkręcanie opornej zabawy i podnoszenie jej temperatury, gdy nastrój siada. Ta ekipa to także prekursorzy stylu życia fajnego, modnego i odważnego staruszka.

Pani Krysia jest jedną z nich. Została przez Paulinę „odkryta” w warszawskim ośrodku Nowolipie, którego jest bywalczynią od przejścia na emeryturę, czyli od ćwierć wieku (w ośrodku seniorzy mogą zjeść obiad, obejrzeć film, nauczyć się języka angielskiego, pograć w szachy itp.). Pani Krysia (75 l.) dała się najpierw namówić na lekcje hip-hopa. - To było dziesięć dni ciężkiej mordęgi, nawet po pięć godzin tańca. Ale warto było. Po występie na placu Zamkowym dostałyśmy wielkie owacje. Potem grałyśmy w Teatrze Powszechnym w sztuce „Ciało i umysł”. Jak po przedstawieniu wracałyśmy przed północą z koleżankami, to cały tramwaj był nasz - chichocze jak nastolatka.

Od trzech lat związana jest z projektem Dancing Międzypokoleniowy. Była na festiwalach w Sopocie i Katowicach. Jej bliscy odeszli. Z dwóch synów jeden nie żyje już od 16 lat, a drugi od 5. Na Gwiazdkę pochowała męża, po długiej chorobie. - Nie chciał, żebym nosiła żałobę i się smuciła, tylko śpiewała i tańczyła, a on będzie mnie wspierać z Nieba. Jestem sama, ale nie samotna. Cały dzień mam zajęty. Dzięki projektowi nie nudzimy się, jesteśmy szczęśliwi, poznajemy różnych ludzi - mówi. W Opolu, po sobotniej imprezie, która skończyła się o 3.30, ona już o 6 rano była na nogach. Szkoda dnia, każdej chwili. Życie kryje jeszcze tyle niespodzianek. Ostatnio np. na imprezie dowiedziała się, że istnieją trzy rodzaje rumu.

W domu ma trzy szafy pełne strojów. Na każdą imprezę inny. Kobieta zawsze chce fajnie wyglądać, niezależnie od wieku. - Bo młodość nosi się w sobie - mówi pani Krysia. - Jeśli tylko zdrowie dopisuje, życie jest piękne.

Ze zdrowiem wiadomo jak jest. Jeśli w pewnym wieku człowieka nic nie boli, to znaczy, że nie żyje. Krysię bolały kolana, już miała iść na operację, ale spróbowała kuracji za pomocą kamieni nefrytowych i dzięki temu tańczy.

- Poszliśmy kiedyś w Toruniu z Krysią i Erykiem (78 l.) do klubu. Ochroniarze wymiękli, jak nas zobaczyli - wspomina Paulina. - Oczywiście futra i chusty przeszły ostrą selekcję, ale jak seniorzy wbili na parkiet, to ustawiły się do nich kolejki po wspólne zdjęcia. Poczuli się jak celebryci.

Zdaniem Pauliny Braun taka pani Krysia to skarb, bo polscy seniorzy nie mają wzorców do naśladowania. Ich doświadczenia życiowe to najpierw wojna, a potem komunizm. Cały ich świat to zwykle tylko rodzina, miasto, w którym żyją od lat i ewentualnie niewielka grupa znajomych. W klubach seniorów za całą rozrywkę jest najczęściej picie herbaty, jedzenie pączków i granie w karty. Trudno o inny pomysł na siebie, a skostniałe organizacje emeryckie nie umieją skłonić do zmiany stylu życia.

- Wszystko zależy od ludzi - mówi Jerzy Pietrzak z Opola. 6 listopada skończył 80 lat, czego absolutnie po nim nie widać. Zapalony wędkarz i myśliwy, brydżysta i do tego miłośnik szaleństw na parkiecie. Na Dancing Międzypokoleniowy do Teatru Kochanowskiego przyszedł, bo nie omija żadnej imprezy tanecznej „dla starzyków” w Opolu. - Jedne organizuje pani Marianna w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku (najbliższa 16 czerwca), inne pani Agnieszka ze Związku Emerytów i Rencistów. A pan Jasiu (pokazuje na wywijającego w teatralnym foyer brodacza), honorowy prezes opolskich cukrzyków, robi swoje potańcówki.

Idea imprez międzypokoleniowych bardzo mu się podoba. Wnuka, studenta dziennikarstwa, raczej by na to nie namówił, ale synom w wieku 50 plus taki dancing na pewno by dobrze zrobił. - Oni ciągle tylko pracują - mówi pan Jerzy. - Ani kondycji nie mają, ani młodości. My też pracowaliśmy i wychowywaliśmy dzieci, ale zawsze mieliśmy czas na zabawę. A oni po pracy odpoczywają na kanapie.

Dancing to nie koncert życzeń, ale zdarzają się zaskakujące oczekiwania uczestników. Podchodzą do konsoli i cichcem proszą, żeby im znaleźć partnera. Do tańca i do różańca, a najlepiej na całe życie. - Kiedyś jeden pan stówę mi wciskał, żebym mu znalazł kobitkę - śmieje się DJ Andrzej. Na dancingi często przychodzą wdowcy, szukający nowej miłości. Wspólny taniec to bardziej naturalny sposób niż zagadywanie w sieci. Jedną parę udało mu się na parkiecie skojarzyć. Nawet się pobrali.

Precz z barierami

Lans na babcię

Integracja

W Polsce panuje ageizm,

czyli dyskryminacja ze względu na podeszły wiek. Kiedy Polaka zapytać, co kojarzy mu się ze starym człowiekiem, wymienia cechy: zrzędliwy, nieudolny, brzydki, zacofany technologicznie, niepełnosprawny.

Zapytany jednak o własnego dziadka lub babcię mówi: kochający, aktywny, sprawny, serdeczny, ciepły, mądry.

Uczeni widzą w tych różnicach dowód na powszechność stereotypów. - Starość obserwujemy na ulicach, a nie w rodzinie - ocenia dr hab. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska