Targi nto - nowe

Biegać na nartach każdy może

Klub Turystyki Górskiej w Głuchołazach
Wokół Głuchołaz powstały cztery trasy dla narciarzy biegowych. Służą przede wszystkim rekreacji, choć organizowane są tu też zawody.
Wokół Głuchołaz powstały cztery trasy dla narciarzy biegowych. Służą przede wszystkim rekreacji, choć organizowane są tu też zawody. Klub Turystyki Górskiej w Głuchołazach
- Kiedyś poszłam na nartach do Zakładu Energetycznego załatwić sprawy. Ależ była sensacja! - mówi Mirosława Zając z Opola.

Otto Bezuch z Głuchołaz na nartach poszedł na zakupy, do piekarni po chleb. Biegówki są coraz bardziej popularne, na Opolszczyźnie powstały pierwsze profesjonalne trasy narciarsko-spacerowe, w okolicach Głuchołaz.

Pani Mirosława (jest z wykształcenia muzykiem) wiele podróżowała po świecie, mieszkała parę lat w Norwegii i tam zaczęła chodzić na nartach biegowych.

- Do wyboru są trasy lightowo-spacerowe, jak i bardziej wyczynowe. Trasy są tak usytuowane, że biegną obok podmiejskich barów, sal zabaw. Spotykałam na nich całe rodziny... - mówi.

- W Czechach też raj. Oświetlone trasy, kioski z grzańcem, punkty widokowe - mówi Otto Bezuch.

Po powrocie z zagranicy pani Mirosława kupiła biegówki. Narty były specjalnie dla niej sprowadzane, bo w sportowych sklepach, przed erą Justyny Kowalczyk, nie było takiego wyboru tych długich i wąskich desek.

- Mieszkam na ZWM-ie w Opolu, wkoło było trochę łąk, po których zimą spacerowałam na deskach, wprawiając w osłupienie spacerowiczów i towarzyszące im psy - wspomina.

Gdy tylko trochę naprószyło, opolanka "śmigała na nartach", zwykle po polnych i leśnych drogach, takich, po których przejechał choć raz samochód straży leśnej (bo narciarze nie pojadą w zaspach). Pewnego dnia uświadomiła sobie, że na biegówkach może dotrzeć polami do opolskiego Zakładu Energetycznego, gdzie miała do załatwienia sprawy. Zamiast więc tkwić w korkach samochodowych i czekać na wolne miejsce na parkingu pod zakładem, ubrała narty i - ślizg - do celu. Jakieś 5 km.

- Dobiegłam od zaplecza, pod budynkiem odpięłam narty, postawiłam obok drzwi wejściowych. Wchodzę do budynku, a wzrok wszystkich - zarówno oczekujących klientów, jak i obsługujących pracowników - jest skierowany na mnie. Byłam sensacją.

Otto Bezuch z Głuchołaz wybrał się kiedyś do Czech, gdzie warunki do uprawiania tego sportu są o wiele lepsze. Tak się rozjeździł, że pewnego dnia postanowił nawet do piekarni, położonej miejscowość dalej, wybrać się na nartach. - Chleba już nie było, tam piecze się bochenki na zamówienie, dla konkretnych rodzin - opowiada. - Ale zaimponowałem piekarzowi na tyle, że nie pozwolił mi odejść z pustymi rękami. Dostałem reklamówkę rogalików.

Otto jeździ na biegówkach niemal całe życie. Zaczął jako czterolatek. Mama wpięła jego nóżki w narty nie dłuższe niż 50 cm i wybrali się w odwiedziny do krewnych. Mieli do przejścia 1,5 km.

- Na te 1500 metrów chyba z 1000 razy upadałem. Ale nie chciałem oddać mamie nart i iść normalnie. Uparłem się - opowiada.

Narciarstwo biegowe stało się w tej rodzinie "dziedziczne". W wieku 4 lat zaczął syn Bezucha. W wieku 3 - wnuk. Dziś pan Otto współrealizuje program otworzenia dla narciarzy biegowych 4 tras usytuowanych wokół Głuchołaz.

- Powstały tam, gdzie już wcześniej bywali narciarze biegowi, na przykład na Górze Parkowej. Tyle że trasy te nie były wcześniej ani właściwie opisane, ani właściwie przygotowane. Dziś mamy do tego odpowiedni sprzęt, łącznie ze skuterem - mówi. - A na trasach w ciągu jednego dnia można spotkać i kilkunastu narciarzy.

Obserwujemy narodziny nowej mody, tak jak kilka lat temu coraz modniejsze stawały się rowery. Dziś przyjazne dla swych mieszkańców miasto (a bywa, że i wieś) musi mieć ścieżki rowerowe. Czy doczekamy się choćby podmiejskich ścieżek narciarskich?

- To raczej wątpliwe. Jazda na biegówkach - wbrew pozorom - bywa niebezpieczna, bo na tych nartach wcale nie tak łatwo wyhamować, czasem człowiek "za Chiny" nie zatrzyma się tam, gdzie chce. Można więc wtargnąć na skrzyżowanie ulic i wpaść pod koła auta. Ale już w miejskich parkach uprawianie narciarstwa biegowego jest jak najbardziej wskazane - mówi Bezuch.

Otto Bezuch jest seniorem wśród opolskich narciarzy, więc akurat on wie najlepiej, że tego rodzaju aktywność, choć wydaje się modą ostatnich lat, tak naprawdę znana była Polakom jeszcze przed wojną.

Po wojnie, jako nastolatek, z kolegami z klasy chodził na nartach przy każdej okazji: - Po szkole, w niedziele, jeździliśmy także na harcerskie obozy biegowe. Raz wybrałem się z kolegami na niewinny spacer, zaniosło nas pod granicę polsko-czeską. Zaniepokoiło to ówczesnych woprowców (Wojska Ochrony Pogranicza - dop. aut.), żołnierze zaczęli nas gonić. Ale oni nie mieli biegówek, a my tak - więc szczęśliwie umknęliśmy - wspomina. I dodaje, że choć teraz to Czesi są potęgą w biegowym rekreacyjnym narciarstwie, to jeszcze kilkanaście lat temu nasi południowi sąsiedzi bardzo chętnie kupowali polskie narty do biegów.

Jerzy Chmiel należy do Klubu Turystyki Narciarskiej w Głuchołazach, a swoją przygodę z narciarstwem biegowym zaczynał już jako dojrzały mężczyzna. Bo w przypadku biegówek nie działa reguła - im wcześniej zaczniesz, tym szybciej i łatwiej się nauczysz, tak jak to jest w przypadku narciarstwa zjazdowego. Wystarczy godzina, dwie z instruktorem, aby złapać podstawy narciarskiego kroku klasycznego (tzw. łyżwowy jest dla wyczynowców), można już bezpiecznie i samodzielnie wybierać się na spacerki.

- Mnie do nart biegowych namówił kolega - nauczyciel wychowania fizycznego. Dobrze wiedział, że to nie jest sport kontuzjogenny ani szczególnie męczący i stary chłop szybko da sobie radę - mówi Jerzy Chmiel. - Adrenaliny wcale nie brakuje. Bo jeśli jedzie się nawet z niskiej góry, po wcześniej założonych przez kogoś śladach, to można rozwinąć niezłą prędkość. Właściwie to wtedy najtrudniej jest na nartach biegowych zahamować. Są różne metody: pługi, półpługi, czasem - po prostu - trzeba upaść, celując w puszysty śnieg obok śladów, wtedy tyłek mniej boli.

Na szczęście na biegowych zimowych trasach spotkać można coraz więcej osób, także tych doświadczonych, od których można się uczyć, wysłuchując dobrych rad lub choćby podpatrując.

- Pamiętam kiedyś w Czechach podpatrywałem panią, może 70-letnią, która z rozmachem zjeżdżała na biegówkach z całkiem stromej góry. Gdy już naprawdę niebezpiecznie się rozpędzała, wkładała kije między narty i ostro orała nimi śnieg. Pomagało i wytracała prędkość. Sam natychmiast wypróbowałem jej metodę - mówi Chmiel.

Biegówki mogą być pasją, która zmienia życie zawodowe. Dla tego sportu ze swej kariery zawodowej (analityk finansowy i menedżer) zrezygnowali na przykład twórcy niezwykle popularnego serwisu internetowego Nabiegówkach.pl - Alicja i Michał Rolscy. Są przekonani, że moda na biegówki nie wygaśnie, inwestują więc nie tylko w internetowy serwis, ale i w organizację obozów biegowych, także wiosną.

- Liczy się zmiana nastawienia Polaków do sportów i rekreacji. Dużo dobrego dla narciarstwa biegowego robią też dokonania polskich sportowców, na czele z Justyną Kowalczyk - mówią, zgadza się z nimi Edward Ilnicki, prezes głuchołaskiego Klubu Turystyki Narciarskiej. Wraz ze swymi współpracownikami, też postawił na biegówki i postanowili zmienić rejon głuchołaski w przyjazny narciarzom biegowym. Stąd pomysł uruchomienia 4 tras biegowych, zarówno dla najmłodszych, jak dla bardziej zaawansowanych biegaczy.

W sobotę odbędą się tam IV Mistrzostwa Opolszczyzny w Narciarstwie Biegowym - po raz pierwszy w naszym województwie, bo zwykle odbywały się po czeskiej stronie. Amatorskim zawodom towarzyszyć będzie oficjalne otwarcie profesjonalnych turystycznych tras narciarskich. Wytyczono je i oznakowano w ramach projektu "Na nartach biegowych po pograniczu polsko-czeskim".

- Sprzęt do utrzymania i wytyczania tras, na przykład skuter śnieżny, już mamy - mówi Ilnicki. - Amatorom tego sportu zakup sprzętu nie powinien sprawiać trudności, bo biegówek dość jest w sklepach, na aukcjach czy choćby w ofertach internetowych.

Nie bez znaczenia dla popularności tego sportu jest fakt, że ceny sprzętu i koszty jego uprawiania są o wiele niższe niż w przypadku narciarstwa zjazdowego.

- Tu wystarczą narty, kijki, buty i ciepła odzież, która wcale nie musi być specjalistyczna - byle była wygodna - dodaje Jerzy Chmiel. Odpadają wydatki na skipassy. I co najważniejsze - do tego narciarstwa wcale nie trzeba gór. Fajnie jeździ się po nizinach, polach, lasach, lekkich pagórkach. Byle śnieżna pogoda sprzyjała.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska