Bierut, mój ojciec chrzestny

Mariusz Jarzombek
- Jeden album nie wystarcza, żeby pomieścić zdjęcia naszej rodziny - mówi Tadeusz Wydra. - A  jeśli chodzi o pamiątki związane z tym, że Bierut był moim ojcem chrzestnym, to żadne mi nie zostały.  Ale nie żałuję, nie ma czego. Bierut nie był dobrym człowiekiem.
- Jeden album nie wystarcza, żeby pomieścić zdjęcia naszej rodziny - mówi Tadeusz Wydra. - A jeśli chodzi o pamiątki związane z tym, że Bierut był moim ojcem chrzestnym, to żadne mi nie zostały. Ale nie żałuję, nie ma czego. Bierut nie był dobrym człowiekiem. Mariusz Jarzombek
Nie było jednak tak, że posiadanie takiego ojca chrzestnego nie niosło za sobą korzyści.

- Ale tylko na początku - zaznacza pan Tadeusz. - Do połowy lat 50. coś to rodzicom pomagało, ale potem żadnych profitów nie było - macha ręką mężczyzna. - Życie zwyczajnie się potoczyło, żadnego prezydenckiego blichtru. Niczego, co mogłoby zdradzać, kto mnie do chrztu trzymał.

Swojego ojca chrzestnego nigdy na oczy nie widział. Pamięta jedynie, jak przed świętami przychodziły do Budzieszowic z Warszawy gigantyczne paczki. Nie przygotowywał ich sam przywódca komunistycznego reżimu, miał od tego urzędników.

Panu Tadeuszowi z paczek zostały w pamięci opakowania po ruskich "konfietkach" i amerykańskich czekoladach, bo etykiety po słodyczach starsze rodzeństwo długo przechowywało. - Pewnie też były jakieś zabawki, ale ja nie pamiętam, bo u nas w domu tyle dzieci było, że jak wszystkie się rzuciły, to za chwilę nic już nie było - śmieje się pan Tadeusz.

Paczki z Warszawy do rodziny Wydrów przychodziły do 1956 roku - do śmierci Bolesława Bieruta. Co odważniejsi wtedy kpili, że "pojechał Bierut do Rosji w futerku, a wrócił w kuferku". Ale raczej cicho, w zaufanym gronie, bo za takie żarty można było wtedy na długo trafić do więzienia.

Bierut wraz z polską delegacją pojechał do Moskwy na XX Zjazd KPZR, gdzie najprawdopodobniej miał zawał, co było przyczyną jego śmierci. Potem już cisza, żadnych paczek, a kolejne ekipy władców PRL o obiecywanej przez Bieruta opiece nad liczną rodziną Wydrów z Budzieszowic zupełnie zapomniały.

- Tylko we wsi wołali za mną "mały Bierut", ale ja potrafiłem się bronić - śmieje się. - Przyłożyłem, odpyskowałem i tyle… No, może jeszcze miałem później fory u dyrektora szkoły zawodowej. Chciał mnie wszystkiego dobrze nauczyć, zrobić ze mnie fachowca pierwsza klasa.

Czy dlatego, że dyrektor darzył estymą Bieruta, czy przez to, że Tadek Wydra był z wielodzietnej rodziny - trudno już powiedzieć.

- Ale jeśli coś w szkole przeskrobałem, to po łapach jak inni dostawałem, żadnych ulg z powodu Bieruta nigdy nie było - śmieje się pan Tadeusz. - Wisus ze mnie był okropny, to czasem się należało. Ojciec też lał nas, jak coś zbroiliśmy, inaczej dyscypliny w takiej gromadzie nie dałoby się utrzymać.

Dojście do Belwederu

Do domu Wydrów nadal przyjeżdżali koledzy Adama, ojca pana Tadeusza. Ich dom zawsze tętnił życiem.
- Przedwojenni koledzy ojca, partyzanci z Kielecczyzny i Lubelszczyzny, zjeżdżali do naszego domu do samej śmierci taty - wspomina. - Ojciec szlachtował wieprzka, napędził bimbru, biesiady i śpiewy były do białego rana. Nadal zwracali się do siebie pseudonimami, ojciec to był "Żmija", a jego najlepszy kompan - "Krzysztoń". Nasza mama do tego przywykła, nigdy nie słyszałem, żeby kiedykolwiek na coś narzekała albo się skarżyła. Przyjechali, to ludzi ugościła.

To właśnie kolegom ojca z partyzantki Tadek zawdzięcza takiego ojca chrzestnego.
- Podobno na jednym z takich spotkań "Krzysztoń" powiedział ojcu: "Twoja żona jest z ósmym dzieckiem w ciąży, jak urodzi się chłopak, to możesz prosić prezydenta na ojca chrzestnego" - mówi pan Tadeusz.
Wkrótce potem "Żmija" i "Krzysztoń" pojechali na jedno ze spotkań partyzantów do Warszawy.

To wtedy "Żmija" otworzył drzwi Belwederu i stanął przed stalinowskim przywódcą Polski Ludowej o chłopskim rodowodzie. - Przypuszczam, że to "Krzysztoń" załatwił ojcu wizytę u Bieruta, przez swoje partyzanckie dojścia - mówi Tadeusz Wydra. - Potem przy różnych okazjach tata wspominał, jak został w Belwederze przyjęty. Od Bieruta usłyszał wtedy: "Takim wielodzietnym rodzinom będziemy pomagać. Niech się rodzi jak najwięcej synów, Polska ich potrzebuje. Będziemy wam pomagać, będziemy was wspierać".

Bierut nie wymyślił niczego nowego, przejął zwyczaj zapoczątkowany przez Ignacego Mościckiego, prezydenta II RP w 1926 roku. Mościcki, naukowiec i syn ziemianina, wydał dekret, iż będzie ojcem chrzestnym dla każdego ósmego dziecka w rodzinie. Pod warunkiem, że to będzie syn, a rodzina rdzennie polska z nieposzlakowaną opinią.

Urodziła nas siedemnaścioro

Do Bieruta senior Wydra jeździł też później, po narodzinach Tadzia w 1946 roku, i nigdy z pustymi rękami do domu nie wracał.

- Wiem, że zwracano mu za podróż, ale też dostawał "coś" dla dzieci - mówi Tadeusz Wydra. - Kolej była dla nas wszystkich za darmo, Bierut miał też pomóc dofinansować nasze wykształcenie. A ojciec wziął sobie chyba słowa Bieruta do serca, bo mama urodziła nas siedemnaścioro. Wszystkie zdrowe. Ona sama nigdy jakoś nie narzekała, nigdy się na nic nie skarżyła. A jak ktoś myśli, że te porody ją wycieńczyły, to jest w błędzie.

Jak podkreśla, jego mama dożyła w pełnej sprawności 94 lat, a dzień przed śmiercią jeszcze biesiadowała i zatańczyła.

- Boguśka, Staśka, Marian, Maryśka, Zośka, Wanda, Zenek, Tadek, Kryśka, Grażyna, Janek, Józek, Halina, Urszula, Lucyna, Elżbieta, Justyna - wylicza rodzeństwo. - Pomiędzy najstarszą siostrą a najmłodszym jest 28 lat różnicy. Mamy nauczycielkę, księgowego, kierowników i różnych fachowców. Żadne nie trafiło do więzienia. Ludzie na nas nie mogą się skarżyć...

Jak wspomina Tadeusz, nie raz ojciec z pola wiózł pędem mamę do domu, bo zaczęła rodzić. - A my, chłopcy, pod drzwiami powtarzaliśmy sobie, żeby tylko dziewczyna się nie urodziła, bo nie będzie się z kim bawić - śmieje się.

Książeczka Bieruta starczyła na buty

Pod domem Wydrów zatrzymał się willys z oficjelami z Warszawy, którzy przyjechali wręczyć chrześniakowi prezydenckiemu wyprawkę: książeczkę oszczędnościową, na dobry start w dorosłym już życiu.

- Na tej książeczce był wizerunek Bolesława Bieruta - wspomina pan Tadeusz. - Na chrzciny prezydent nie przyjechał, ale wyznaczył, kto w jego imieniu godnie może go reprezentować.

Chrzciny odbyły się w ich parafialnym kościele, biesiada trzy dni trwała. - Nie było też przymusu ani nacisków, żeby odstąpić od chrztu w kościele - mówi pan Tadeusz. - Gdyby tak było, Bieruta na chrzestnego pewnie tato by nie prosił, bo nikt by się z takim podejściem nie zgodził. Tato z tradycjami był, przed wojną w ułanach służył. Mówi, że tymi tradycjami ułańskimi to ich, chłopaków, później zamęczał. - W domu zawsze było kilka koni, musieliśmy dobrze jeździć konno - wspomina. - Kiedy przyjeżdżali koledzy ojca z partyzantki, niektórzy z Warszawy, to prezentowaliśmy jazdę, nawet na stojąco.

O książeczce oszczędnościowej od Bieruta przypomniał sobie, kiedy odbył zasadniczą służbę wojskową w Nysie. Potrzebował na prezenty dla rodzeństwa, więc zlikwidował książeczkę i poszedł do sklepu obuwniczego. Bo pamiętał, że to, co najbardziej rodzeństwo zdzierało, to buty.

- Wszedłem do sklepu w Łambinowicach i pokazuję kolejne pary butów na półkach, które mieli mi zapakować do worka - wspomina. - Sprzedawczynie były zdziwione, że tak bez mierzenia biorę. To im powiedziałem, że w domu jest nas siedemnaścioro, więc zawsze na kogoś będą pasowały. Kobiety się zaśmiały i powiedziały, że o naszej gigantycznej rodzinie w całej gminie głośno.

Pan Tadeusz dodaje, że nadal spotykają się z rodzeństwem, a każde ma po troje albo czworo dzieci. - Gorzej, jakby ktoś nas chciał wszystkich razem sfotografować - wybucha śmiechem. - Ciężko byłoby się skrzyknąć do takiego zdjęcia, a i nie zmieścilibyśmy się w kadrze...

Pan Tadeusz ma pomysł, że zamiast tyle gadać o spadku urodzeń i kryzysie demograficznym, prezydent Komorowski powinien uchwalić podobny dekret jak Mościcki. - Jakby obiecał, że w każdej rodzinie, w której urodzi się siódmy syn, on zostanie jego ojcem chrzestnym, to od razu by się w Polsce dzieci posypały - śmieje się Tadeusz Wydra, bo humor nie opuszcza go w żadnej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska