Bogaci na podsłuchu. Sprawa Jolanty Barskiej

Archiwum
Jolanta Barska była obserwowana - bo nieźle się jej powodziło i miała kontakt z osobami majętnymi, a o winie miało świadczyć to, że poprosiła o wsparcie miejscowej drużyny sportowej. To dla nyskiego sędziego za mało.
Jolanta Barska była obserwowana - bo nieźle się jej powodziło i miała kontakt z osobami majętnymi, a o winie miało świadczyć to, że poprosiła o wsparcie miejscowej drużyny sportowej. To dla nyskiego sędziego za mało. Archiwum
Dopóki w Polsce nie zmienimy obiegowej opinii, że posiadanie majątku jest podejrzane, to każdy z nas może być podsłuchiwany! Takim wnioskiem skwitował "sprawę Barskiej" sędzia prowadzący rozprawę.

Znany z dociekliwości sędzia nyskiego sądu Michał Ulmann, ogłaszając wyrok, sam wyglądał na zirytowanego. W czwartek zakończył wreszcie sprawę karną burmistrz Nysy Jolanty Barskiej i dwóch innych osób, oskarżonych o wręczenie, przyjęcie i pośrednictwo w łapówce. Wszyscy zostali uniewinnieni. W obecności dziennikarzy sędzia podał motywy wyroku, ujawniając przy tym kulisy działania Centralnego Biura Śledczego.

- Domyślam się, że miał zgodę na ujawnienie materiałów niejawnych - komentuje sprawę jeden z prokuratorów, dobrze wiedząc, że takiej zgody nie było. Obserwatorzy procesu domyślają się, skąd ta decyzja sędziego: bo to właśnie owe materiały okazały się niezgodne z przepisami, sprzeczne z konstytucyjnym prawem obywateli do ochrony życia prywatnego, prawem do ochrony tajemnicy komunikowania się i sprzeczne z konstytucyjną zasadą, że państwo gromadzi tylko te informacje o obywatelach, które są niezbędne w demokratycznym kraju prawa.

CBŚ drąży

Jest początek 2009 roku. Oficer CBŚ pisze wniosek o zastosowanie podsłuchów telefonicznych wobec pracownicy jednego z Urzędów Kontroli Skarbowej.

Według sędziego Mariusza Ulmanna - wnioskując o podsłuch, funkcjonariusz napisał, że kobiecie "dobrze się powodzi", bo ma 2 lub 3 mieszkania, 11-letniego volkswagena golfa i inne źródła majątkowe. Nie korzysta z telefonu służbowego, co jest według służb podejrzane i świadczy o jej dobrej samokontroli. Jest dobrym pracownikiem "skarbówki", wysoko ocenianym przez przełożonych (wg CBŚ oceny są… podejrzanie dobre). Poza tym 8-10 lat wcześniej kontrolowała podejrzaną firmę i nie nałożyła żadnej kary. Nikt jednak potem z tego powodu nie robił jej żadnych zarzutów służbowych.

- Nie było żadnych podstaw, żeby w tym wypadku podejrzewać branie łapówek - mówił na ogłoszeniu wyroku sędzia prowadzący. - Całe postępowanie skończyło się zresztą niczym.
- Samo podejrzenie, że ktoś jest majętny nie jest dla nas podstawą do wszczęcia kontroli operacyjnej. Nie takie były podstawy jej zastosowania! - oponuje Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendanta Głównego Policji.

CBŚ drąży dalej. Składa do sądu drugi wniosek o rozszerzenie posłuchów na osoby związane z urzędniczką, w tym na przedsiębiorcę z Namysłowa Zbigniewa P. To były sportowiec od lat zajmujący się obrotem nieruchomościami. Tanio kupuje ziemię, przekształca jej sposób użytkowania i sprzedaje drożej. Zbigniew P. jest osobą bardzo majętną, co też CBŚ wydaje się podejrzane. Na dodatek płaci niskie podatki.

Zbigniew P. jest podsłuchiwany przez trzy miesiące. Policjanci nagrywają m.in. jego rozmowę przeprowadzoną w maju 2009 roku z Witoldem S. reprezentującym koncern Orlen. Przedsiębiorca chce sprzedać Orlenowi swoje grunty przy ul. Piłsudskiego w Nysie na stację benzynową. Nagranych rozmów jest znacznie więcej. Efekt podsłuchiwania jest jednak mizerny. Zbigniew P. poza jedną "podejrzaną" rozmową nie ujawnia żadnych przestępstw, nie wskazuje na tropy do wykorzystania w sprawach karnych.

Trudno ustalić, co się dzieje z tą sprawą przez prawie rok. Wreszcie wiosną 2010 roku zapada decyzja, że pójdzie śledztwo w sprawie Barskiej, oparte o jedną rozmowę z podsłuchów. Funkcjonariusze Biura wchodzą w kwietniu 2010 roku do wydziału architektury Urzędu Miasta, zabierają dokumentację, dotyczącą wszystkich spraw Zbigniewa P. w Nysie i zaczynają szukać śladów łapówki w oficjalnych dokumentach. Przesłuchują też osoby związane ze sprawą. Witold S. z Orlenu potwierdza, że w czasie spotkania w urzędzie miejskim w Nysie, gdy starał się o warunki budowy stacji benzynowej przy Piłsudskiego, burmistrz Barska zapytała go, czy wielki koncern naftowy Orlen nie mógłby zasponsorować juniorów nyskiej siatkówki, bo nie mają pieniędzy, żeby jechać na turniej. Witold S. mówi, że przekazał tę prośbę Zbigniewowi P., bo Orlen nie był tym sponsoringiem zainteresowany.

Biuro zabezpiecza dokumenty bankowe przelewu. Okazuje się, że pieniędzy formalnie nie wpłacił sam Zbigniew P., ale namówiona przez niego inna, zaprzyjaźniona z nim firma z Namysłowa. W akcie oskarżenia jest mowa o łapówce dla klubu w wysokości 15 tys. zł. Faktycznie było to 18,3 tys. zł. Po przyjęciu darowizny dyrekcja AZS zorientowała się, że musi zapłacić VAT. Poprosili więc o dodatkowe 3 tysiące i dostali drugi przelew. Śledczy stają przed problemem, czy pieniądze na VAT to też łapówka? Ostatecznie dochodzą do wniosku, że nie.

Burmistrz zatrzymana!

W maju 2010 funkcjonariusze CBŚ jadą do Warszawy po Barską, która właśnie tam przebywała. Sprowadzają ją do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, wyznaczonej z centrali do nadzorowania śledztwa. Przedstawiają jej zarzut przyjęcia korzyści majątkowej - 15 tys. zł dla klubu sportowego AZS Nysa. Cała Polska dowiaduje się, że burmistrz Nysy wzięła łapówkę.

- Żaden dowód, oprócz jednej rozmowy telefonicznej, nie wskazuje na korupcję - mówił sędzia Mariusz Ulmann, pokazując na 9 tomów akt sprawy. Sędzia ujawnił najbardziej podejrzane zdanie, wypowiedziane przez Zbigniewa P. do Witolda S. z Orlenu: "Wpłaciłem to, co obiecałem". Wyrwane z kontekstu oznacza, że wywiązał się z jakiejś umowy, układu. Jednak zdaniem sądu w tym przypadku trzeba analizować kontekst całej rozmowy i sytuacji. Chwilę później Zbigniew P. skarży się, że w Nysie traktują go źle, że ma dość miejscowych władz, ale pieniądze wpłacił dla świętego spokoju. Sąd przyjmuje argumenty obrońcy Zbigniewa P., że biznesmen nie tylko w tej sprawie pomaga sportowcom. Jak stwierdził na rozprawie sam Zbigniew P., na różne cele, dla różnych klubów i osób przekazał łącznie do 800 tys. złotych.

Z analizy dokumentów wynika, że w maju 2009 roku, gdy CBŚ nagrywa rozmowę, urząd w Nysie odmawia wydania zgody na budowę stacji benzynowej, bo zarządca sąsiedniej drogi krajowej nie zgadza się na budowę zjazdu do stacji. Zdaniem sądu, wpłacając kasę dla klubu P. nie miał szans na pozytywną dla siebie decyzję. Dopiero kilka tygodni później złożył do urzędu kolejny wniosek o wydanie warunków zabudowy, tym razem dla hotelu z kręgielnią. W grudniu 2010 Zbigniew P. dostał taką zgodę. Pisząc akt oskarżenia, prokurator uznał, że jest ona realizacją łapówkarskiej obietnicy. Tymczasem hotelu do dziś nie wybudowano.
- Funkcjonariusze są pewni, że materiał dowodowy jest bardziej bogaty niż tylko jedna rozmowa czy zdanie w rozmowie - komentuje tymczasem Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendanta Głównego Policji. - Prokurator zapowiedział apelację od wyroku.

Za dużo zarobi?

CBŚ nie jest jedyną instytucją, która w ocenie sądu kieruje się zasadą innego - gorszego - traktowania bogatych. Od jakiegoś urzędnika w Nysie Zbigniew P. usłyszał: My panu takiej decyzji nie wydamy, bo by pan za dużo zarobił na tej działce!

Przedsiębiorca z Namysłowa przez kilka lat bezskutecznie starał się o wybudowanie na 3,5-hektarowej działce OBI, potem Bricomarche, wreszcie stacji benzynowej. W tym miejscu ciągle nic nie powstało. Na jawnej rozprawie sądowej były naczelnik wydziału architektury Marek Ruda przyznał, że w 2007 roku miał już gotowy projekt zgody na duży obiekt handlowy. Działka Zbigniewa P. spełniała wszystkie wymagania, o jakich mówią przepisy.

Kiedy dowiedziała się o tym Jolanta Barska i jej ówczesny zastępca Ryszard Walawender, spotkali się z radnymi koalicji i grupą jakichś nyskich kupców w tej sprawie. I szanse na ogromną inwestycję handlową przedsiębiorcy z Namysłowa zmalały.

- Dostałem polecenie, żeby przygotować odmowę - mówił w sądzie były naczelnik. Rok później Samorządowe Kolegium odwoławcze przyznało rację Zbigniewowi P. Ale w międzyczasie zmieniły się przepisy i projekt budowy supermarketu upadł.

- W takich sprawach nie ma dowolności urzędniczej - komentuje Grażyna Kopińska zajmująca się korupcją w Fundacji Batorego. - Urzędnik sprawdza tylko, czy wniosek o decyzję spełnia wszystkie wymagania, przewidziane w szczegółowych przepisach. Jeśli spełnia, to ma obowiązek decyzję wydać.

Podsłuchów coraz więcej

W całym 2010 roku wszystkie polskie służby specjalne i policja wnioskowały o podsłuchiwanie 6723 osób. Wobec 218 osób nie zgodziła się na to prokuratura, w 52 przypadkach odmówił sąd. 540 tys. razy policjanci występowali o podanie nazwiska abonenta danego numeru. 300 tys. razy prosili o bilingi połączeń. Te ostatnie dane policja może zresztą dostać od operatorów telefonicznych bez zgody sądu i prokuratury.

Jak nas poinformowano w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, do ich biura trafia coraz więcej skrag na bezpodstawne i łamiące prawo podsłuchy.

- Czy w nyskim przypadku podsłuchiwano niezgodnie z konstytucją? - pytał retorycznie na sali sądowej sędzia Mariusz Ulmann.

- Mówienie o jakimkolwiek łamaniu prawa przez CBŚ jest dla nas krzywdzące i zaskakujące - komentuje Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP - Proszę zwrócić uwagę, że wniosek o zastosowanie technik operacyjnych zatwierdziły Prokuratura Okręgowa i Sąd Okręgowy. Czy należy rozumieć, że prokurator i sędzia też złamali prawo, dając zgodę na założenie podsłuchów?

A może każdy z sędziów inaczej interpretuje konstytucję?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska