Jęli oni suflować lepsze rozwiązania. - Bezpieczniej dać bony – podnoszą się głosy. - Lepiej rozwijać żłobki, lepiej bilety za złotówkę, lepiej cholera wie co, byle tylko nie dać ludziom kasy. Bo pieniądz w rękach polskiego rodzica to podpalony lont. Bomba zegarowa. Bo polski rodzic z liczbą pociech większą niż średnia to patol. Mama i tata z pięcioma stówami będą jak małpy z brzytwami. Przepiją i przepalą.
Drugim koronnym kontrargumentem jest stan budżetu. Podobno nie stać nas na takie fanaberie jak pięć stów na dzieci. Sorry, ale ja tego nie kupuję. Nie w kraju, w którym od ćwierć wieku trwoni się budżetowe miliardy na kuriozalny w skali Europy system emerytur mundurowych, konserwowanie zacofania w górnictwie, nadużywanie KRUS, milionowe odprawy dla ciągle rotujących pseudo-menedżerów, luki w prawie podatkowym, przez które całe branże tylko udają, że płacą podatki, z największymi zagranicznymi koncernami na czele.
Prawda jest banalna - jeśli chcemy, by w Polsce rodziło się więcej dzieci, musimy dać rodzicom minimum finansowego bezpieczeństwa. Więcej pieniędzy w kieszeniach polskich rodziców, o czym mało kto mówi, to także sposób na nakręcenie wewnętrznego popytu. Część z tych ponad dwudziestu miliardów wpuszczonych na rynek wróci przecież do budżetu w postaci podatków.
Trzeba wyjątkowego oderwania od rzeczywistości, żeby nie widzieć, jak wielkim kosztem wychowuje się w Polsce dzieci
Warto o tym pamiętać w kraju, w którym pracownicy zarabiają wstydliwie mało w relacji do średniej Unii Europejskiej. Tak mało, że biorąc tzw. dominantę, czyli najczęściej wypłacaną w Polsce pensję (poniżej 2,5 tysiąca), przeciętna polska rodzina nie jest w stanie zapewnić swoim dzieciom godnego życiowego startu. Tysiące polskich rodziców najbardziej podstawowe towary kupują na kredyt, nakręcając zyski szemranym parabankom. Zbudowaliśmy model gospodarki oparty na jałmużnach, a nie wypłatach. Stąd brak bezpieczeństwa i stabilizacji rodzin.
Jest paradoksem, że Polska, europejska oaza konserwatyzmu i religijności, ma w skali tejże Europy najniższy przyrost naturalny. Z powodów wyżej wymienionych. Bo niska dzietność nie wynika u nas głównie z pobudek kulturowych (jak na Zachodzie), lecz częściej - materialnych. Potwierdza tę tezę fakt, że Polki dużo chętniej niż w ojczyźnie rodzą w Wielkiej Brytanii. Bynajmniej nie dlatego, że tam częściej wyłączają prąd. Zatem jeśli nie chcemy przyszłości Polski oprzeć na dzieciach imigrantów (a wygląda na to, że nie chcemy), musimy w sposób namacalny poprawić finanse polskich rodziców.
Czytałem w tych dniach reportaż o samotnej matce pracującej w magazynie Amazona. Pani Anna wyciąga na nockach dwa tysiące. Dzieci widzi wieczorami, przed wyjściem do pracy i nad ranem, gdy wraca do domu. Dla niej tysiąc złotych na dwójkę pociech będzie awansem cywilizacyjnym. Trudno to zrozumieć głównym ekonomistom banków, którzy tyle wydają na kolację.
W latach aktywnych reportersko napisałem dziesiątki tekstów o rodzicach ledwo wiążących koniec z końcem. O samotnych matkach, które jedzenie kupują na krechę, a święta wyprawiają za złodziejskie chwilówki.
Trzeba wyjątkowego oderwania od rzeczywistości, aby nie widzieć, jak wielkim kosztem są w Polsce dzieci. Kosztem, podkreślę. Bo od lat tylko mówimy, że są najlepszą inwestycją. Właśnie dlatego, by skończyć z tą paplaniną, w tej konkretnej sprawie kibicuję rządowi PiS.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?