Co przełknie automat?

Ewa Oleszewicz
Telekomunikacja w Nysie codziennie dostaje 70 zgłoszeń o uszkodzonych telefonach. Połowa z nich to głupie, ale kosztowne żarty.

Istnienie sprawnego telefonicznego automatu docenia każdy, kto znalazł się w nagłej potrzebie skorzystania z tego wynalazku. Gdy w okolicy nie ma czynnego aparatu, popadamy zwykle w irytację. W Nysie najtrudniej znaleźć taki w pobliżu Poczty Głównej, gdzie wandale najczęściej wyżywają się na budkach telefonicznych. Roztrzaskane w drobny mak szyby to najczęstszy obraz tamtejszych automatów.
Jakim to człowiekiem trzeba być, żeby takie rzeczy robić? - irytują się mieszkańcy. - Wstawiona nowa szyba, następnego dnia rano jest tak samo potłuczona.
Koszt naprawy takiej szkody wynosi około 400 złotych, w zależności od rodzaju szyby.

- Budki telefoniczne są "idiotoodporne", ale ma to swoje granice, gdy testuje się na nich na przykład cegły - kwituje Zbigniew Drohobycki, rzecznik prasowy Telekomunikacji Polskiej w Katowicach. - Czego nie da się potłuc, zawsze można wygiąć, pomalować sprayem i opluć, zaś klawiaturę w celu jej skutecznego popsucia wciska się nogą.
Wielu amatorów mają aluminiowe podłogi z kabin, które coraz częściej giną. Taki sam los spotyka świetlówki, a jak już ich ktoś nie ukradnie, to roztrzaska. Po co bliźniemu światło w automacie, zwłaszcza w godzinach wieczornych?
Według Zbigniewa Drohobyckiego, uszkadzanie telefonów oraz ich kradzieże to sposób na poznanie mechanizmu urządzenia, po to, by dorobić do niego fałszywe karty telefoniczne. W tym wypadku naprawa strat waha się w granicach od 300 do 2500 złotych.

Prawdziwą plagą w ulicznych automatach telefonicznych są szajki złodziei kart telefonicznych. - Aparat sam z siebie nie "zjada" kart - tłumaczy Drohobycki. - W jego kanale czytniczym znajdujemy magnesy, druty, zapałki, gumę do żucia, które skutecznie blokują ich wydanie po skończonej rozmowie.
W nyskiej Telekomunikacji za bieżącą naprawę aparatów telefonicznych odpowiada dwóch pracowników. Zdarza się, że wandala złapią "na gorącym uczynku". Zdaniem Drohobyckiego, policja ograniczana przepisami nie może zatrzymać delikwenta z racji niepełnoletniości lub niskiej szkodliwości czynu. Monterowi wtedy przybywa dodatkowej roboty, złodziej mszcząc się za wezwanie policji, już się o nią postara.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska