'Dlatego święty' - portret Karola Wojtyły pióra ks. Sławomira Odera

fot. Archiwum
Okładka "Dlatego święty".
Okładka "Dlatego święty". fot. Archiwum
Był mądry, pracowity, umiał rozmawiać z ludźmi i dużo się modlił. Tylko tyle i aż tyle wystarczy, by trafić na ołtarze - wynika z portretu papieża Jana Pawła II.

Portret prawdziwego Jana Pawła II - jak zapowiada podtytuł książki - stał się sensacją, zanim jeszcze trafił do księgarń. Nie było dotąd zwyczaju, by postulator procesu beatyfikacyjnego pisał o kandydacie na ołtarze, zanim ten zostanie ogłoszony błogosławionym. Nie zdarzyło się też, by ujawniano otoczone tajemnicą zeznania świadków procesu.

Autorzy - wraz z księdzem Oderem pisał książkę włoski dziennikarz Saverio Gaeta - wybrnęli z tego w prosty sposób. Napisali biografię papieża, przytaczając fragmenty zeznań anonimowo i łącząc ze sobą opowieści wielu osób. W ten sposób powstała historia człowieka, papieża i mistyka, w której znajdujemy zarówno znane fakty z życia Wojtyły, jak i wiele nie ujawnianych dotąd fragmentów jego biografii.

Dzieci jednego Boga

Z wadowickiej części historii papieża większość czytelników zapamięta pewnie spotkanie absolwenta podstawówki Karola Wojtyły z żydowskim kolegą Jerzym Klugerem. Jurek, mieszkający blisko szkoły, poszedł sprawdzić wyniki egzaminu do gimnazjum. Okazało się, że i on, i Karol zdali. Niestety, Kluger nie zastał Karola w domu. Od ojca dowiedział się, że jest w kościele, gdzie służy jako ministrant.

Jerzy wszedł do środka, by poczekać na koniec nabożeństwa. I wtedy jakaś kobieta zrugała go, że jako Żyd znieważył w ten sposób katolicką świątynię. Kiedy chłopcy wreszcie się spotkali, Karol zareagował jednym zdaniem: Czy ona nie wie, że jesteśmy dziećmi tego samego Boga? Egzaminem nie zajmował się wcale.

Z perspektywy tej sceny łatwiej zrozumieć inny obraz. Karol Wojtyła jest już papieżem. W maju 1999 roku do Watykanu przybywa delegacja iracka. Jej muzułmańscy członkowie dają mu w prezencie egzemplarz Koranu. Jan Paweł II całuje go na znak szacunku. Wiele osób z otoczenia papieża krytykowało go za ten gest, uważając, że jako strażnik katolickiej doktryny nie powinien tego robić.

- Ten pocałunek był sposobem, którym wyrażał gościom miłość i szacunek, rozpoznając w Abrahamie wspólnego ojca wierzących w jednego Boga. W swej prostocie był to domyślny, lecz niedwuznaczny apel o odwzajemnienie - pisze ks. Oder. Paradoksalnie, argumentów za świętością Jana Pawła II dostarczyli nawet ubecy. Chodzili za nim, odkąd tylko wrócił z rzymskich studiów.

Kiedy 38-letni Wojtyła został biskupem, kazano go i jego mieszkanie obserwować w dzień i w nocy, skrupulatnie sprawdzając, kto tam wchodzi i wychodzi. Jako metropolitę pilnowano go może dyskretniej, ale jeszcze uważniej. Tyle że "obiekt" nie dał pretekstu, by go skompromitować.

- Przeciwko kandydaturze Wojtyły przemawiają następujące względy - pisali ubecy, gdy ważyło się, kto zostanie arcybiskupem w Krakowie - jest oddany bez zastrzeżeń sprawom Kościoła, jako człowiek wybitnie zdolny i dobry organizator jest bodaj jedynym biskupem, który potrafiłby skonsolidować nie tylko kler, ale i część inteligencji i młodzieży katolickiej. Mimo pozorów elastyczności w stosunkach z władzami jest bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem ideowym.

Na szczęście Zenon Kliszko - pierwszy człowiek po Gomułce - nie posłuchał służb. Uznał, że filozof Wojtyła nie będzie walczył z władzą i to właśnie jego partia zaakceptowała jako biskupa krakowskiego, choć wcale nie był na czele listy zaproponowanej władzom do akceptacji przez Kościół.

Nie ganił generała

Choć oczywiście nie polityka jest najważniejszą warstwą biografii papieża, obecne w niej wątki polityczne są bardzo ciekawe. Ujawniono w niej m.in., że z inicjatywy i na prośbę papieża doszło niedługo przed wprowadzeniem stanu wojennego do spotkania w trójkącie: prymas Glemp - Lech Wałęsa - generał Jaruzelski. Ten ostatni ujawnia zresztą (jedno z nielicznych wyznań pod nazwiskiem) - że podczas spotkania na Wawelu obiecał Janowi Pawłowi II definitywne odwołanie stanu wojennego i rozpoczęcie procesu reform.

Okładka "Dlatego święty".
(fot. fot. Archiwum )

Rozumiem, że socjalizm jest rzeczywistością - mówił wtedy generałowi papież - jednak należy zrobić, co tylko możliwe, by miał on ludzką twarz. - Nie ganił, nie upominał - wspomina generał, lecz analizował problemy tamtej chwili, wskazując, jaka byłaby według niego najlepsza droga dla państwa.

Procesowe dokumenty rzucają też nowe światło na spotkanie Jana Pawła II z Pinochetem. Papieżowi nieźle się wtedy oberwało za wspólne pokazanie się z dyktatorem w oknie, legitymizujące jego władzę w Chile. Okazuje się, że Pinochet zaskoczył papieża, gdy przechodzili korytarzem, zapraszając go do okna znienacka. Kiedy zostali sami, Ojciec św. powiedział Pinochetowi bardzo szczerze, co myśli o jego polityce, a zwłaszcza o przestrzeganiu praw człowieka.

I osiągnął cel. Dyktator po wizycie napisał list do papieża, akceptując jako katolik jego wskazania. Zapowiedział ogłoszenie wolnych wyborów w 1988 roku, dotrzymał słowa i przegrał. Wkrótce zrzekł się stanowiska. To wydaje się jedna z tajemnic świętości Karola Wojtyły, że potrafił łączyć szacunek dla ludzi ze stawianiem im wymagań, delikatność z twardą stanowczością. Zwłaszcza wtedy, gdy wyprzedzał swymi zamiarami epokę.

Kiedy postanowił jechać na Bałkany i odwiedzić chorwacki Zagrzeb, bośniackie Sarajewo i serbski Belgrad, Sekretariat Stanu nie był zachwycony. Wtedy papież zaangażował jednego z biskupów, by zyskał poparcie przywódców politycznych wszystkich zwaśnionych stron dla tego pomysłu. Dopiął swego, a pracownicy Sekretariatu Stanu nie kryli niezadowolenia. - Nie trzeba się burzyć - przekonywał ich papież - to, co jest konieczne, to osiągnięcie celu i czasami trzeba wybrać drogi nieoficjalne, by do niego dojść. W swoim czasie będzie można to zrozumieć.

Wyprzedzeniem epoki było stworzenie w Krakowie na początku lat 70. domu samotnej matki. Karol Wojtyła uruchomił go, nie bacząc na wątpliwości księży, czy aby na pewno trzeba wspierać osoby będące w konflikcie z katolicką etyką seksualną. Przekonał też zakonnice, że nie trzeba się bać, że młode siostry opiekujące się matkami i dziećmi będą - pod wpływem rozbudzonego instynktu macierzyńskiego - opuszczać klasztor. Okazało się, że nie odeszła ani jedna. A matki z dziećmi jeździły do Krakowa z całej Polski. Tuż przed wyborem Wojtyły na papieża trzeba było kupić dla nich większy budynek.

Ja też mam Ducha Świętego!

Podejmując decyzje, także personalne, potrafił godzinami słuchać cierpliwie i z pokorą argumentów drugiej strony. Ale kiedy się już zdecydował, był niezłomny. Kiedy jeden z pracowników kurii upierał się przy swoim zdaniu, usłyszał w końcu: Myślę, że ja również posiadam Ducha Świętego. Będzie tak, jak postanowiłem, a teraz została nam już tylko modlitwa. I na tym dyskusja się zakończyła.

Jednocześnie w pamięci wielu świadków został jako człowiek niezwykle wrażliwy, któremu papiestwo nie przeszkodziło widzieć i szanować innych. Jeden z gwardzistów szwajcarskich pełniących służbę w wieczór i noc Bożego Narodzenia przed papieskim mieszkaniem opowiadał, że do Jana Pawła II przechodziło tamtędy mnóstwo osób, ale papież był jedyną osobą, która złożyła mu świąteczne życzenia.

Po wyborze na papieża Karol Wojtyła zadzwonił do Krakowa z poleceniem, by wśród osób, które przyjadą z kurii na inaugurację pontyfikatu, nie zabrakło miejsca dla pani, która przez lata sprzątała pokoje arcybiskupa. I przypomniał, że należy pokryć koszty jej przelotu i pobytu. Osobne miejsce zajmują w opowieści ks. Odera Ali Agca i zamach na Jana Pawła II. Nie wiadomo, czy o świętości papieża więcej mówi jego dziecięca wiara w pomoc Matki Bożej ratującej mu życie, czy stosunek do zamachowca.

Papież 11 września 1981 napisał do Agcy list. W całości go nie ujawnił ze względu na toczące się śledztwo. Ale choćby fragment robi wrażenie. "Chodzi o to - pisał papież - by nawet takie wydarzenie jak to z 13 maja nie wykopało przepaści między człowiekiem a człowiekiem. (...) Chrystus nauczył nas słów prawdy, która nie przestaje stwarzać kontaktu między ludźmi, bez względu na to, jak daleko od siebie, a nawet przeciwko sobie mogłyby ich postawić wydarzenia".

Po lekturze książki wydaje się, tajemnica świętości Karola Wojtyły polega na tym, że między jego życiem prywatnym i publicznym, kontaktami z ludźmi i modlitwą nie było sprzeczności. Bóg, ludzie i świat tworzą w życiu papieża spójną całość.

Człowiek modlitwy

Ale szczególne wrażenie robią te zeznania świadków, które mówią o modlitwie i o świadomym ubóstwie papieża.
Modlił się bardzo dużo aż do końca życia. Zajęty jak może nikt na świecie nigdy nie zaniedbywał różańca, nabożeństw praktykowanych od dzieciństwa ani odmawiania drogi krzyżowej. W Niegowici, gdzie po studiach trafił jako wikary, mieszkańcy do dziś pamiętają, że młody Wojtyła nie tylko prowadził ponad 30 lekcji dla uczniów pięciu okolicznych podstawówek. Wiele nocy spędził w kościele, modląc się przed Najświętszym Sakramentem.

W Krakowie jego biurko stało w kaplicy, by łatwiej było mu łączyć pracę z modlitwą. Kiedy po zamachu i operacji wybudził się z narkozy, najpierw pytał ks. Dziwisza, czy poprzedniego dnia zakończyli modlitwę brewiarzową. W piątek w przeddzień śmierci był bardzo słaby i rozgorączkowany. Już nie mówił. Gestem poprosił o kartkę i napisał: piątek, droga krzyżowa. Jedna z sióstr odczytywała mu więc teksty poszczególnych stacji.

Osiągając najwyższą godność w Kościele, nie przestał czuć jak zwyczajny dobry ksiądz. Jednej z kobiet widzących Maryję podczas objawień w Medjugorie, powiedział, że gdyby nie był papieżem, natychmiast pojechałby do Medjugorie spowiadać. Całość postaci Karola Wojtyły dopełnia jego ubóstwo. Z jednej strony nie skąpił pieniędzy na apostolskie podróże (prawie 10 proc. pontyfikatu spędził poza Rzymem), z drugiej - jak zeznała jedna z sióstr - chodził w połatanej bieliźnie i skarpetach, a nową odzież rozdawał.

W jednej z brazylijskich faweli zostawił wielodzietnej rodzinie biskupi pierścień i na resztę podróży pożyczył inny od jednego z biskupów. Kiedy jeszcze w Krakowie dostał od amerykańskich Polonusów forda, szybko się go pozbył, wracając do wołgi.

Bo kiedy na wizytacji, przechodząc w tłumie, usłyszał zachwyt jakiegoś chłopaka: "ale ten biskup ma wóz!", zrozumiał, że bardzo drogie auto może gorszyć wiernych. Proces beatyfikacyjny dobiega końca. Kiedy książka "Dlaczego święty" ukazała się we Włoszech, ks. Odera pytano, o datę beatyfikacji. - Rejs dobiega końca, stoimy na redzie - odpowiedział. Oby ten statek zawinął do portu jak najszybciej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska