Do startu gotowi...

Sabina Kubiciel [email protected]
Na Opolszczyźnie nie ma boomu unijnych kadr ani gorączkowej bieganiny. Podobno jesteśmy na wejście do Unii przygotowani.

Nie wynika to jednak z ostatniego, szóstego raportu Komisji Europejskiej, który informuje o tym, że Polska ma najwięcej niedociągnięć spośród dziesiątki państw, które w maju przyszłego roku wejdą do wspólnoty. Zastrzeżeń pod naszym adresem jest aż dziewięć, druga na niechlubnej liście Malta ma ich sześć. Wśród spornych punktów znalazło się to, o czym my, Polacy, wiemy i bez unijnego raportu: Nasza administracja jest upolityczniona i niewydajna, w sądach na rozstrzygnięcie sprawy trzeba czekać zbyt długo, a przepisy pozwalające naszemu rolnikowi konkurować z unijnym jeszcze nie są wdrożone. Do załatwienia przed 1 maja 2004 r. pozostają także poprawki w kodeksie pracy potrzebne, aby wykluczyć dyskryminację kobiet. I najważniejsze - nadal nie stworzyliśmy systemu gwarancji, że zdołamy wykorzystać miliardy euro z Brukseli.
Kontrola nasza i wasza
Jak na wejście do Unii przygotowany jest nasz region? Ci, którzy mają na Opolszczyźnie coś w tej sprawie do powiedzenia, twierdzą, że jest dobrze. I zaraz dodają, że nie wszystko od nas zależy - bo Warszawa, bo brak ustaw i regulacji (chociażby we wdrażaniu systemu IACS, bez którego nasi rolnicy nie otrzymają dopłat bezpośrednich). Nie wszystko jednak można zrzucić na stolicę i tamtejszych urzędników. Od naszych przedsiębiorców zależy, czy opolskie zakłady rolno-spożywcze spełnią wymogi unijne (chodzi przede wszystkim o rzeźnie i mleczarnie). Już wiadomo, że te, które do przepisów się nie dostosują, będą musiały wstrzymać produkcję. O czym na razie głośno się nie mówi, decyzje o ich likwidacji nie będą podejmowali unijni biurokraci, ale nasi ludzie. Może się więc okazać, że dla niektórych będzie to kolejna szansa na zarobienie kilku dodatkowych tysięcy złotych. Tak dla przykładu - Kowalski nie zamknie rzeźni Nowaka, jeśli ten przekona go do tego odpowiednio wypchaną kopertą, regularnymi dostawami superwędlin albo inną przysługą.
- Nie zgadzam się z twierdzeniem, że różni ludzie będą w różny sposób kontrolować zakłady - mówi Kazimierz Dubiński, dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Opolu. - Przepisy są jednolite. Mamy specjalne formularze, zgodnie z którymi trzeba przeprowadzać kontrole.
Zdaniem Kazimierza Dubińskiego jeszcze jedno powinno zniechęcić do fałszowania kontroli. W każdej chwili może do nas przyjechać inspekcja z Brukseli, która sama wybierze zakłady, które obejrzy.
Sprawdziliśmy, jak do wymogów unijnych przygotowane są opolskie przetwórnie. Najpierw kilka słów wyjaśnienia. Zakłady, które oznaczone są literą A, spełniają brukselskie przepisy. B1 będą musiały im sprostać do 30 kwietnia 2004, a B2 do 2006 roku (mleczarnie do 2007 r.). Są i przetwórnie znajdujące się w grupie oznaczonej literą C. To zakłady, które nie były zainteresowane przeprowadzeniem dostosowań.
Na Opolszczyźnie mamy 104 przetwórnie tzw. mięsa czerwonego. Do grupy B1 zalicza się 48 zakładów, w B2 jest ich 5, a w C - 40. Przetwórni mięsa białego, czyli drobiu, mamy mniej. W województwie jest 15 takich firm. Pięć to grupa B1, a aż 10 - C. Dostosować muszą się także mleczarnie. W województwie mamy ich 20. Dwie to najwyższa klasa - A, dwanaście jest w grupie B1, dwie - w B2 (w przypadku mleczarni okres dostosowania wydłuża się do 2007 roku). W C są trzy zakłady.
- Nasi przedsiębiorcy od 1997 roku wiedzieli, jakie są wobec nich oczekiwania - stwierdza Kazimierz Dubiński. - Mieli czas, aby dostosować swoje zakłady.
Zakłady kuleją przede wszystkim pod względem wymogów sanitarnych i konstrukcyjnych. Przepisy wymagają m.in., aby w rzeźniach poszczególne etapy produkcji nie krzyżowały się (przechodzenie surowca i produktu z części czystej na brudną).
- Ser, masło i krupnioki robione w domu nadal będzie można na niewielką skalę sprzedawać - uspokaja Dubiński. - Jeśli spełnią wymogi sanitarne.
Sprawiedliwość musi być
bardziej rychliwa
Komisja Europejska miała zastrzeżenia do pracy polskich sądów. Chodziło przede wszystkim o zbyt długi czas załatwiania spraw. Wprawdzie okres oczekiwania na wyrok w sprawach karnych zmniejszył się z 6,1 do 5,8 miesiąca, ale w sprawach cywilnych wydłużył się z 6,8 do 7 miesięcy. Nie udało nam się ustalić, jak długo na wyrok trzeba czekać w opolskich sądach, bo takie statystyki nie są prowadzone.
Zadaniem sędziów jest przede wszystkim poznanie prawa unijnego. Wielkiego ruchu w kadrach jednak nie widać. W sądach naszego okręgu przybywa około 5 - 7 sędziów rocznie. Przedunijnego boomu nie ma.
Podobnie wielkich zmian organizacyjnych nie przeżywa prokuratura. Jej pracownicy przede wszystkim uczą się nowych przepisów. Jedynym pracownikiem, który przybył ze względu na szykujące się wejście do Unii, jest asystentka prokuratora odpowiedzialnego za obrót prawny za granicą. Chodziło o umiejętność tłumaczenia pism. Asystentka zna biegle język angielski i niemiecki.
- Od maja zacznie obowiązywać "europejski nakaz aresztowania", który określa kategorie przestępstw, za które uruchamiana będzie uproszczona procedura wydania osoby ściganej - mówi Andrzej Pietruszka, prokurator wydziału postępowania przygotowawczego, odpowiedzialny za obrót prawny za granicą. - Dotyczyć będzie w szczególności terroryzmu, handlu środkami radioaktywnymi i handlu żywym towarem.
Wielkich zmian w pracy prokuratury nie należy oczekiwać. Jej pracownicy już są przygotowani do funkcjonowania w unijnych realiach.
- Można spodziewać się jedynie zmian w kontaktach bezpośrednich pomiędzy unijnymi a naszymi organami ścigania - mówi prokurator. - Sądzę, że wiele spraw da się szybciej załatwić.
Nie wzrośnie represyjność kar, można zaś liczyć na przyspieszenie biegu niektórych postępowań. Tego ostatniego wymaga od nas Unia.
Jak się nie utopić
w deszczu pieniędzy
Najwięcej obaw, głównie dlatego, że wielu z nas tylko w pomocy unijnej widziało szansę rozwoju Polski, budzi brak gwarancji, czy zdołamy wykorzystać miliony euro z Brukseli. Nie najlepiej wypadliśmy jako kraj, jeśli chodzi o wykorzystanie środków przedakcesyjnych.
Oficjalnych danych nie udało nam się uzyskać z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Warszawscy urzędnicy twierdzili, że takich danych nie mogą podać. Na Opolszczyźnie poszło lepiej. Dowiedzieliśmy się, że nasz region w ubiegłym roku wykorzystał całą należną nam pulę. Z programu SAPARD na inwestycje w gminach i powiatach przeznaczono 82 proc. przyznanych nam pieniędzy, a na modernizację gospodarstw indywidualnych do tej pory podpisano umowy na 25 proc. przyznanej Opolszczyźnie kwoty (w kolejce czekają wnioski na około 35 proc. puli).
Pogoń po brukselskie pieniądze nie obyła się bez zgrzytów. Nasz region stracił w tym roku ponad 4 miliony euro z programu SAPARD i jako jedyny w kraju nie wykorzystał przyznanych mu funduszy. Przyczyną były niepoprawnie wypełnione wnioski. Co zrobić, żeby sytuacja się nie powtórzyła? Najprościej jest przygotować kadry, które pomogą sięgnąć po euro. Obecnie ci, którzy chcieliby, aby nasi regionalni spece od pozyskiwania unijnych pieniędzy pomogli im wypełnić wniosek, mogą zastukać do Urzędu Marszałkowskiego w Opolu. Tam znajdą doradców, samorządy i instytucje regionalne.
- Jeśli ktoś nie wie, gdzie powinien złożyć projekt i jak wypełnić wniosek, także może zwrócić się do nas. Pomożemy - zachęca Karina Bedrunka, p.o. dyrektor Departamentu Koordynacji Programów Operacyjnych w Urzędzie Marszałkowskim.
Rolnicy ze wszystkimi pytaniami dotyczącymi unijnych pieniędzy powinni zgłaszać się do Oddziału Regionalnego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Na razie nie wyłoniono jeszcze instytucji, która nadzorować będzie fundusze dla małych i średnich przedsiębiorstw.
W urzędzie trwają także przygotowania kadr, które będą zajmowały się pomocą w pozyskiwaniu pieniędzy. O wielkim wzroście liczby urzędników trudno mówić. Obecnie jest ich trzynastu, to o trzy osoby więcej niż przed rokiem.
W przyszłym tygodniu, 19 listopada, Urząd Marszałkowski i Urząd Wojewódzki organizują spotkanie dla samorządów. Przedstawiciele gmin mają się dowiedzieć, kto w urzędach czym się zajmuje. Zdaniem Kariny Bedrunki to ułatwi pracę w przyszłości, a co za tym idzie - pozwoli na sprowadzenie na Opolszczyznę jak największej ilości euro.
A jeśli do maja nie uporamy się z dostosowaniem naszych przepisów do brukselskich wymogów? Wówczas Unia może zastosować tzw. klauzule ochronne. Najprościej mówiąc, oznaczałoby to dla nas wyłączenie z tych polityk wspólnotowych, gdzie mamy największe niedociągnięcia. Obawiać trzeba się przede wszystkim szlabanu w dziedzinie rolnictwa. Dla Polski mogłoby to oznaczać, że nasi rolnicy zostaliby wyłączeni z dopłat bezpośrednich. Do tej pory nie zdarzyło się, aby Unia ten straszak wykorzystała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska