Dziwolągi poszły w rejs

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Jedni swoje pływadła budowali kilka miesięcy. Inni - jeden dzień. Połączyło ich jedno: ujarzmić Odrę i w dwa dni spłynąć z Raciborza do Koźla.

W sobotnie południe z raciborskiego kanału ulgi w blisko 40-kilometrową trasę w dół Odry wyruszyło 16 pływadeł - śmiesznych obiektów zdolnych do unoszenia się na wodzie. O sporym pechu mógł mówić pochodzący z Kędzierzyna-Koźla Amerykanin Stanley Kasprzak, który specjalnie na spływ przyjechał z West Palm Beach na Florydzie. Jego trzystukonna luksusowa motorówka już na początku rejsu nawaliła i musiała być holowana.

Jako pierwsze nabrzeże opuściły dziwolągi, które w ubiegłym roku zbudowali Tomasz Siemaszko i Mariusz Wąs, nauczyciele wuefu w Zespole Szkół Żeglugi Śródlądowej w Kędzierzynie-Koźlu. Swoje konstrukcje wykonali z beczek po kiszonej kapuście i ogórkach. Na dziobie jednego z nich zatknęli wykonaną z pianki głowę kozła - symbol Kędzierzyna-Koźla. Przez cały ubiegły rok pływadła stały pod wiatą. Teraz, po przeglądzie, zwodowano je ponownie.
- W tym roku nastąpiła jednak zmiana załogi - wyjaśnia Tomasz Siemaszko. - Mariuszowi niedawno urodziło się dziecko, więc zrezygnował z udziału w spływie. Jego miejsce zajął nasz kolega Krzysztof Jędrzejas, który również uczy wuefu w "Żegludze".
Do pływadła wuefiści wtaszczyli jeszcze piwo (taki balast był na wszystkich pokładach) i powolutku, niesieni niemrawym w tym miejscu nurtem Odry, ruszyli w dół rzeki. Za nimi wypłynęła reszta dziwolągów. Spore kłopoty z wyjściem w rejs miał "Nurek", największy obiekt spływu. Machina ważyła kilkaset kilogramów i była repliką starego hiszpańskiego galeonu. "Nurek" powstał w Jastrzębiu, wiosce w gminie Rudnik na pograniczu województw śląskiego i opolskiego. Zbudowało go czterech przyjaciół: Piotr Urbanowicz, Romuald Ostarek, Jan Furgol i Adrian Bochenek.
Po odbiciu od brzegu pływadło kręciło się wokół własnej osi, raz w lewo, raz w prawo.
- Zepsuła się skrzynia biegów w naszej maszynie, więc łódź jest niesterowna - wyjaśniał Adrian Bochenek, jeden z budowniczych obiektu.

Na pomoc dryfującemu statkowi przyszli członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej "Waterprof" z Kędzierzyna-Koźla, którzy zabezpieczali imprezę. Ich motorówka wzięła replikę galeonu na hol i przyciągnęła do brzegu. Załoga sprowadziła z Raciborza nowy silnik i mogła kontynuować spływ. Na szczęście, bo "Nurek" był najpiękniejszym obiektem na spływie.
- Wymyśliłem go podczas wakacji w Chorwacji - zdradza Adrian Bochenek. - Repliki starych żaglowców wożą turystów po Adriatyku. Takie cacka fantastycznie wyglądają na wodzie.
Konstruktorzy spod Rudnika dno swojego statku zrobili z pływaków zbudowanych z kilkuset plastykowych butelek zespojonych pianką montażową i owiniętych blachą.
- Butelki zbierały dzieci ze szkoły podstawowej we Wroninie pod Polską Cerekwią, w ramach jednej z akcji ekologicznych. Serdecznie im dziękujemy - podkreśla Piotr Urbanowicz. - Aby butelki były twarde, nie pękały i nie zginały się, napełniliśmy je octem i sodą. W wyniku reakcji chemicznej powstał gaz, który sprawił, że stały się one twarde jak skała.
Podróbka galeonu w 99 procentach wykonana jest z drewna, więc łódź wygląda jak prawdziwa.
- Największy kłopot mieliśmy ze zrobieniem dziobu - tłumaczy Adrian Bochenek. - Aby drewno było giętkie, przez trzy dni moczyliśmy je w wodzie. Chcemy zarejestrować statek w kozielskim inspektoracie żeglugi śródlądowej, aby legalnie mógł pływać po akwenach.

Załoga w składzie Stanisław Sękowski i Piotr Franczyk, pracownicy jednej z raciborskich hurtowni owocowo-warzywnych, z beczek po oleju silnikowym zbudowali z kolei prawdziwy katamaran. Pomiędzy pływakami zamontowali dwie europalety, na których do ich hurtowni dostarczane są banany. Za siedziska służyły im fotele wyjęte z małego fiata.
Dużą inwencją twórczą popisał się również Bronisław Piróg, radny powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Popłynął w dziwolągu wykonanym na bazie skutera wodnego.

- Skuter dostałem w zeszłym roku za pomysł organizacji pierwszego spływu. Podarowała mi go jedna z raciborskich firm - mówi radny Piróg, nieformalny komandor rejsu. - Trochę go upiększyłem. Na kierownicę nałożyłem zrobioną z gąbek głowę smoka, obszytą kolorowym suknem. Smoczy grzbiet zainstalowałem nad skuterem. Kilkumetrowy ogon z plastykowych kanistrów ciągnąłem za pływadłem.
Bronisław Piróg był największym pechowcem tegorocznego spływu. Drugiego dnia imprezy miał wypadek, kilka kilometrów przed Ciskiem. Jego smok wywrócił się na fali wywołanej przez przepływającą obok motorówkę.
- Podczas wywrotki straciłem telefon komórkowy i 200 złotych, ale co tam! Warto było przeżyć tak wspaniałą przygodę - mówił pan Bronek. Kiedy już wpadł do wody, nieprędko dał się z niej wyciągnąć. Przez kilka minut wesoło pluskał się w Odrze.

Do Koźla wszystkie pływadła zawinęły w niedzielne popołudnie. Witały je setki mieszkańców miasta, stojących wzdłuż nowo wybudowanej promenady, na moście nad kanałem ulgi oraz przy nabrzeżu klubu żeglarskiego "Szkwał". Kawalkada zrobiła kilka rund honorowych po kozielskim węźle wodnym i przycumowała do brzegu. Tam na zakończenie imprezy wzniesiono toast za komandora rejsu. Polały się szampany, a załogi umówiły się za rok w tym samym miejscu, by świętować zakończenie kolejnego spływu Odrą.PS. Podziękowania dla członków OSP "Waterprof" z Kędzierzyna-Koźla i załogi łodzi "Nurek" za pomoc przy realizacji reportażu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska