Edyta Górlicka - Matka Teresa z Diwanii

fot. Magdalena Pilor
Edyta Górlicka: – Tym ludziom przydaje się właściwie wszystko.
Edyta Górlicka: – Tym ludziom przydaje się właściwie wszystko. fot. Magdalena Pilor
Tak nazywali ją Irakijczycy. Dziś Edyta Górlicka pracuje w Afganistanie. O co zakład, że i tu będą ją dobrze pamiętać?

Gdy stuknęły jej dwie osiemnastki, zdecydowała, że koniec siedzenia w domu, gotowania, prania. Misja w Iraku - to miało być pięć minut od życia dla niej. Były obawy, strach, otwarty przewód doktorski. Decyzja była tym trudniejsza, że w kraju trzeba było zostawić 11- i 13-letnią córkę. - Była babcia, ale to nie to samo - dodaje. - Ale one wiedziały, że muszę wyjechać, że w życiu trzeba być szczęśliwym, bo inaczej nikt wokół nas też nie będzie. A szczęściu trzeba pomagać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mam tak dojrzałe córki.

Wyjazd do Iraku był olbrzymim wyzwaniem. Pobyt na misji to nieustanne sprawdzanie siebie. Nowe warunki, ludzie, zadania i problemy. A człowiek jest sam. - Bałam się wojny, bo przecież tam wszystko może się zdarzyć, a ja mam dla kogo żyć.

Zanim wsiadła do samolotu, pomodliła się do św. Tadeusza Judy, patrona od spraw beznadziejnych. Gdy w Al-Diwanii zobaczyła kaplicę pod wezwaniem świętego, poczuła, że w tym miejscu nie może się jej stać nic złego.

Edyta dostała pracę w Centralnej Grupie Wsparcia Współpracy Cywilno-Wojskowej jako koordynator pomocy humanitarnej w Iraku.

Z domu w Skarżysku do irackiej wioski

Dostała przydział w amerykańskiej ambasadzie w Al-Hilli. Zajmowała się monitorowaniem pomocy humanitarnej i żeby docierała ona także do więzień i obozów dla uchodźców

- Pierwsze wrażenie to ogromy upał, wręcz nie do zniesienia, ale wszystko się da wytrzymać - przyznaje Edyta. - I to, co zobaczyłam po przylocie, zupełnie inny świat od tego, który znałam do tej pory.

Gdy w Polsce dzieci chodzą po sklepach i wybrzydzają nad ciuchami, w Iraku ich rówieśnicy chodzą boso. W obozach Beduinów, gdy jest pora deszczowa, namioty pływają. Dzieci leżą w koszykach na pomidory. - W Polsce też jest bieda, ale nie ma wojny, ciągłych strzałów i wybuchów - mówi Edyta.

Z Al-Hilli razem z polską misją trafiła do Diwanii.

Dzięki jej inicjatywie czwórka młodych Irakijczyków rozpoczęła studia w Polsce. W podzięce usłyszała "Edyta, ty nam drugie życie dałaś, tu nie mielibyśmy takich możliwości". - Nadal mamy ze sobą kontakt, wysyłamy do siebie życzenia świąteczne - mówi Edyta. - To miłe, że ktoś mnie pamięta.

Na pewno wspominać będą ją także kobiety, które wzięły udział w pierwszych kursach. Umiejętności krawieckie czy fryzjerskie oznaczają tu lepsze życie. Ale to nie wszystko. Do więźniów trafiały leki, dla pielgrzymów organizowała posiłki, żywność i wodę dla Irakijczyków mieszkających w obozach dla uchodźców. - Przekazywaliśmy produkty, jakie udało się pozyskać. Dla dzieci zawsze mieliśmy zabawki, to ich uśmiech motywował do dalszej pracy- mówi Edyta. - Ale to nie tylko moja zasługa, ale praca wielu ludzi - dodaje skromnie.

Kolejna zmiana, kolejna rozłąka

Córki bardzo szybko poszły swoimi drogami. Jedna wybrała szkołę muzyczną w Łodzi, druga szkołę lotniczą w Dęblinie. - Mimo że są tak daleko ode mnie, mam do nich pełne zaufanie - dodaje Edyta. - Czy się tęskni? Oczywiście.

Po pierwszym powrocie z Iraku Edyta przez rok była w domu. To był czas na nadrobienie straconych chwil i rozmów. - Córki widziały, że zaczyna mnie nosić, że ciągnie mnie z powrotem - wspomina. - Nie wiedziałam, jak zareagują, gdy im to powiem. Same pomagają wielu osobom, więc ponownie mnie zrozumiały. To była dla mnie wielka radość, że się zgodziły.

Praca dla Edyty jest bardzo ważna, jednak nie zmieniły się jej priorytety. Pierwsze miejsce należy do rodziny. - Mamy ze sobą kontakt codziennie - mówi. - I wiemy, jak ważne dla każdej z nas są marzenia i cele. Jeżeli się kogoś kocha, pozwala mu się je realizować i tak jest w naszym przypadku.

Edyta oczkiem w głowie dzieci

To im najbardziej pomagała. - Zawsze miałam coś przy sobie, czekoladę, zabawkę - wspomina. - Namawiałam też do tego żołnierzy. Maluchy przestają się wtedy bać, a nasze wojsko nie wiąże się ze złem.

Dzięki niej kojarzone będzie m.in. z remontami szkół czy nowym wyposażeniem klas. Dla każdej placówki były to dary niebios. Stąd przedszkole w Diwanii nosi jej imię: Edyta. Takie wyjazdy zawsze wiązały się ze sporym ryzykiem. - Wiedziałam, gdzie i po co jadę, wtedy nie myślało się o tym, liczył się drugi człowiek, któremu można było pomóc - przyznaje Edyta.

Do szkół trafiał nie tylko nowy sprzęt, ale i lekarze. Organizowane były "białe wtorki". - Każdy z maluchów mógł zostać przebadany - mówi Edyta, której ciągle było mało. - Spotkałam pięcioletnią dziewczynkę z wadą serca. Wiedziałam, że w Polsce może przejść operację, więc postanowiłam ją zabrać do naszego kraju.

Załatwienie szpitala, zabiegu, pozwoleń i wizy jej nie zniechęcały, ale mobilizowały. Edyta podróżowała z kolejnymi dziećmi na operacje do Polski. - Sześcioletnia Hode Ali nie słyszała od urodzenia, przez co też nie potrafiła mówić - wspomina Edyta. - Gdy wracałyśmy, nagle wypowiedziała pierwsze słowo. Brzmiało... Edyta. Rozpłakałam się ze wzruszenia.

Chorym maluchom starała się także pomagać na miejscu, choćby przez załatwienie wózków inwalidzkich dla dzieci z porażeniem mózgowym. - Ich matki do tej pory nosiły je na rękach, choć nie były to już niemowlęta - mówi Edyta.

Na misji myślała nie tylko o tutejszych dzieciach. Pomagała także małym Polakom. - Na tyle, na ile było to możliwe, czyli choćby przez organizowanie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - przyznaje.

Każdy zostawia coś po sobie

Edyta była na ostatniej polskiej zmianie w Iraku. Uczestniczyła także w przekazywaniu mienia miejscowym. - Był kontener oklejony biało-czerwoną flagą. Pomyślałam, że lepiej zerwać naklejkę, która mogłaby narażać Irakijczyków - wspomina. - W tym momencie zareagował jeden z nich, mówiąc: "Nie rób tego, to pamiątka po Polakach, po osobach, które tyle dla nas zrobiły".

Teraz Edyta jest w Afganistanie, i tu podczas każdego wyjazdu ma ze sobą słodycze, zabawki czy buty. - Zawsze chciałam to robić i nie wyobrażam sobie innej pracy - mówi. - I ciągle mi mało, jest tyle jeszcze do zrobienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska