Emigranci zarobkowi i ich rodziny spotkali się w Jemielnicy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Do wspólnej modlitwy i śpiewania kolęd zaprosił ich na dzisiaj biskup opolski Andrzej Czaja.

Dorota i Andrzej Knopek wybrali się na pielgrzymkę do Jemielnicy. Pan Andrzej od 3 miesięcy pracuje w Monachium – jako kontroler jakości sprawdza tiry - ale wcześniej przez 15 lat był w Holandii.

- Z Niemiec jest bliżej, więc jestem w domu co weekend, a nie co pięć, sześć tygodni jak dawniej. To jest o wiele lepiej i dla mnie i dla rodziny. Cały czas bierzemy pod uwagę powrót na stałe, ale na miejscu pracy nie ma. Opłaty trzeba zrobić, dom jest duży, mamy dwoje dzieci. A i przywykliśmy do trochę wyższego poziomu życia. Trzeba by bardzo z tego standardu zejść. Do Jemielnicy przyjeżdżamy co roku. Pójdziemy razem z córką po indywidualne błogosławieństwo biskupa. Potrzebujemy tego.

Adriana i Adrian Wolny z córką Amelią na pielgrzymkę przyjechali pierwszy raz z pobliskiego Barutu. Pan Adrian pracuje na budowie w Mannheim, w polsko-niemieckiej firmie. W domu jest raz nadwa tygodnie przez trzydniowy weekend.

- Ciężko prowadzić dom bez męża, choć dzwonimy do siebie codziennie, a w weekend, gdy nie przyjeżdża do domu, rozmawiamy przez skype'a. Najtrudniej na odległość wychowywać dzieci (Amelka ma sześć lat, jej braciszek dwa). Im brakuje ojca najbardziej.

Państwo Wolni myślą o powrocie pana Adriana z emigracji za pracą, kiedy oboje dzieci będą chodzić do szkoły, a ich mama będzie mogła pójść do pracy.

- Na dziś jest to niemożliwe – mówi pani Adriana. - W Barucie żłobka nie ma wcale, przedszkole działa do 13.00, więc opiekuję się dziećmi, a z jednej pensji nie da się utrzymać domu, rodziny i samochodu.

Pielgrzymów wraz z księdzem biskupem witał kustosz jemielnickiego sanktuarium św. Józefa i proboszcz, ks. Henryk Pichen.

- Migracje za pracą na pewno nie wzmacniają ani domów, ani parafii – mówi ks. Pichen. - Na pierwszym miejscu cierpią rodziny – małżeństwa i dzieci. Skutkiem rozłąki są różne bolesne problemy: zagrożenie wierności i rozpad rodzin, alkoholizm. Musimy tym problemom wychodzić naprzeciw. Ludzie wyjeżdżają, bo tu pracy nie ma. Nie wolno ich za to potępiać. Potrzebują pomocy, wsparcia, opieki, dobrego słowa. Po to jest to poświąteczne spotkanie.

Biskup Andrzej Czaja, przemawiając do emigrantów za pracą, zestawił Heroda, mordercę i siewcę zła ze świętym Józefem, który ocalił Pana Jezusa i Matkę Bożą.

- To ratowanie Bożego życia na ziemi i w sobie jest także naszym zadaniem – mówił. - Nie brakuje Herodów, którzy nas pociągają do zła. Więc tym bardziej potrzeba w dzisiejszym świecie Józefów – ludzi oddanych Bogu. A my często domy mamy piękne, obejścia wspaniałe. A jakie są dusze? Migracja to nie jest zło, to jest często Boży plan ocalenia przed złem bezrobocia. Ale trzeba – także w tej sytuacji trwać przy Bogu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska