Fotoradary w Polsce. Wielkie polowanie na kierowców

archiwum/Sławomir Mielnik
1,5 miliarda złotych. Tyle minister finansów zamierza wyciągnąć w tym roku od Polaków, którzy łamią przepisy drogowe.
1,5 miliarda złotych. Tyle minister finansów zamierza wyciągnąć w tym roku od Polaków, którzy łamią przepisy drogowe. archiwum/Sławomir Mielnik
1,5 miliarda złotych. Tyle minister finansów zamierza wyciągnąć w tym roku od Polaków, którzy łamią przepisy drogowe. W tym celu rząd ustawia nowe fotoradary, chce zmienić przepisy i zaostrzyć kary. Ale trzeba też na to spojrzeć tak: jeśli będziemy jeździć jak należy, to minister Rostowski będzie miał dziurę w budżecie.

Tylko facet, który nie ma prawa jazdy, może wydawać pieniądze na fotoradary - drwił z Jarosława Kaczyńskiego podczas kampanii wyborczej w 2007 roku ówczesny szef Platformy Obywatelskiej.

Dziś Donald Tusk jest premierem, który... usłał nasze drogi tymi urządzeniami.
W ten sposób Donald Tusk krytykował pomysł rządu Prawa i Sprawiedliwości, który zamierzał przy polskich drogach stawiać fotoradary rejestrujące przekroczenia prędkości.

Teraz rząd Tuska przeforsował Narodowy Program Poprawy Bezpieczeństwa, którego sztandarowym punktem jest... rozbudowa sieci fotoradarów i odcinkowych pomiarów prędkości.

Mało tego, rząd uzbroi policjantów i inspektorów transportu drogowego w kolejne nieoznakowane radiowozy z wideorejestratorami, które wyjadą na polskie drogi. Tusk i jego ministrowie mówią o zwiększaniu bezpieczeństwa, opozycja i kierowcy - o nabijaniu państwowej kabzy kosztem kierowców.

- Ewidentnie widać, że nie chodzi tu o żadne bezpieczeństwo, ale o wpływy do dziurawego budżetu państwa - mówi Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych Alter Ego, które od 1999 roku działa na rzecz poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach oraz pomaga osobom pokrzywdzonym w wypadkach. - Rząd powinien skupić się na rozwiązaniach systemowych, a nie iść po najmniejszej linii oporu. Zgadzam się, najszybciej i najprościej postawić przy drodze fotoradar, a potem czerpać jeszcze z tego zyski. Natomiast dla poprawy bezpieczeństwa kluczowa jest infrastruktura. Nowe drogi, chodniki, progi zwalniające przed przejściami dla pieszych. Rozmawiałem kilka dni temu o tym ponad 1,5 godziny z ministrem transportu Sławomirem Nowakiem, ale mam wrażenie, że moje argumenty nie znalazły zrozumienia…

Zdjęciem w kierowcę

Suma wszystkich wystawionych mandatów w Polsce w ubiegłym roku wynosi ponad 30 mln zł. Tymczasem Ministerstwo Finansów szacowało, że będzie to aż 1,2 miliarda.

Założenia na przyszły rok idą jeszcze dalej - w budżecie państwa ma się znaleźć 1,5 mld zł, które państwo zamierza wyciągnąć z portfeli kierowców. Policja oraz Inspekcja Transportu Drogowego twierdzą, że dotychczasowe niskie wpływy z mandatów to wina niewydajnego i przestarzałego sprzętu do łapania piratów drogowych.

Ten sprzęt jest właśnie unowocześniany. W 2012 roku Inspekcja Transportu Drogowego, która przejęła od policji nadzór nad fotoradarami, zamontowała przy polskich drogach 240 nowych urządzeń. W tym roku pojawi się kolejnych 60. Ale to nie wszystko. W połowie przyszłego roku na 29 trasach mają się pojawić urządzenia do odcinkowego pomiaru prędkości.

- Fotoradar mierzy prędkość w konkretnym miejscu - wyjaśnia Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. - Dlatego wielu kierowców zwalnia kilkadziesiąt metrów przed radarem, a potem znów dodaje gazu. Z odcinkowym pomiarem prędkości nie będzie już tak łatwo.

System będzie mierzył średnią prędkość na dłuższych odcinkach. W terenie zabudowanym będzie to maksymalnie dziesięć kilometrów, a poza nim dwadzieścia. Na obu końcach odcinka drogi, objętego pomiarem, zostaną zamontowane kamery. Możliwe będzie też ustawienie dodatkowych bramek z kamerami między pierwszą a ostatnią.

- Będą rejestrowały czas, w jakim dany pojazd pokonał ten fragment trasy. Na tej podstawie system obliczy średnią prędkość, z jaką jechał. Jeśli będzie wyższa od dozwolonej, kierowca dostanie mandat - dodaje Alvin Gajadhur.

Restrykcja goni restrykcję

Mało tego, w kraju ma się pojawić więcej tzw. kontroli kaskadowych, w których fotoradary mają być ustawiane w niewielkiej odległości od siebie. Przykładowo za przejazd trzykilometrowym odcinkiem drogi z nadmierną prędkością będzie można otrzymać aż trzy mandaty zamiast jednego, zarobić 30 punktów karnych i stracić prawo jazdy.

Dodatkowo parlamentarny zespół ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego proponuje zwiększyć o 100 proc. wysokość mandatów karnych i grzywien.

- Bo nasz system kar dla kierowców jest najłagodniejszy w Unii Europejskiej - przekonuje posłanka PO Beta Bublewicz, przewodnicząca parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego. - Tajemnicą poliszynela jest, że polscy kierowcy za granicą jeżdżą o wiele wolniej niż w kraju właśnie dlatego, że kary za nadmierną prędkość są tam kilkakrotnie wyższe.
Upór partii rządzącej w kwestii fotoradarów jest tak wielki, że nawet premier Donald Tusk, który pięć lat temu wypomniał je Jarosławowi Kaczyńskiemu, dziś zmienił o nich zdanie.

- Nie powtórzyłbym tych słów - przyznał na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej poświęconej fotoradarom i Narodowemu Programowi Poprawy Bezpieczeństwa na Drogach. - Wówczas cała moja wypowiedź dotyczyła konieczności zwiększenia bezpieczeństwa na drogach i byłem święcie przekonany, że kluczowym zadaniem każdego rządu są bezpieczniejsze drogi, a nie fotoradary. To jest prawda, ale nie cała.

Ale nie brak głosów, że rząd chce w ten sposób wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z portfeli kierowców.

- Proszę zobaczyć, gdzie montowane są fotoradary - mówi Janusz Popiel ze stowarzyszenia Alter Ego. - Przy szerokich drogach krajowych czy za wzniesieniami, by kierowca trudniej mógł je zobaczyć. Miejsc rozsądnych jest jak na lekarstwo.

Patryk Jaki, opolski poseł Solidarnej Polski, idzie dalej.
- Fotoradary to kolejny podatek rządu Tuska wymierzony w Polaków, a pamiętamy, że w kampanii wyborczej obiecywał nam obniżanie obciążeń fiskalnych - przekonuje poseł. - Nie jestem przeciwnikiem tych urządzeń, ale powinno ustawiać się je z głową.

Jaki przekonuje, że fotoradary powinny stać przy szkołach, przedszkolach, żłobkach, szpitalach czy przy przejściach dla pieszych na ruchliwych drogach. To dlatego poseł złożył w środę projekt ustawy własnego autorstwa, ograniczający liczbę fotoradarów o 80 procent.

- Równocześnie postulujemy utworzenie funduszu celowego zasilanego pieniędzmi z fotoradarów, z którego pieniądze byłyby przekazywane tylko i wyłącznie na budowę i przebudowę dróg, chodników, ścieżek rowerowych oraz pomoc ofiarom wypadków - mówi Patryk Jaki.

Podobnego zdania jest Paweł Dytko, jeden z najlepszych polskich kierowców rajdowych i wyścigowych.

- Fotoradar ustawiony na prostej, szerokiej drodze nie ma sensu, a takich sytuacji w naszym kraju jest sporo - stwierdza pochodzący z Nysy rajdowiec. - Widać, że w tych przypadkach chodzi tylko i wyłącznie o wyciąganie pieniędzy.

To prawda, jest niebezpiecznie

Polskie drogi należą do najniebezpieczniejszych w Unii Europejskiej. Z tym nie można dyskutować, mimo tego, że czarne liczby z roku na rok są mniejsze. Według danych Komendy Głównej Policji, w 2012 roku w Polsce doszło do 36461 wypadków (o 3604 mniej niż w 2011 roku), w których rannych zostało 45001 osób (o 4500 mniej niż w 2011 roku), a 3515 poniosło śmierć (o 674 mniej niż w 2011 roku).

Nawet w 1975 roku było więcej wypadków, rannych i zabitych. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę zabitych na 100 wypadków, tragiczne liczby przyjmują inny wymiar. U nas życie traci w nich średnio 11 osób, podczas gdy w UE tylko 5.

Według danych GUS, w latach 2000-2009 zdarzyło się w Polsce 504 598 wypadków, w których zginęło 55 286 osób (około 14 proc. ogólnej liczby zabitych w wypadkach drogowych w całej UE), a 637 572 osób zostało rannych. Szacunkowe straty materialne z tytułu tych wypadków stanowiły w każdym roku około 2,5 proc. PKB.

Młodszy inspektor Dariusz Bernacki, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, mówi, że wciąż jedną z najczęstszych przyczyn wypadków na polskich drogach jest nadmierna prędkość i jej niedostosowanie do warunków ruchu.

- Poza tym im większa prędkość, tym tragiczniejsze są skutki wypadków - dodaje Bernacki. - Dlatego nie wieszałbym psów na fotoradarach. One działają prewencyjnie, podobnie jak nieoznakowane radiowozy z wideorejestratorami. Proponuję wyjechać na jakąś drogę krajową i posłuchać CB radia. Kierowcy ostrzegają się przed naszymi patrolami, a przy okazji zdejmują nogę z gazu.

Według Bety Bublewicz, przewodniczącej parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, nie ma innego sposobu na ratowanie życia ludzkiego na drogach niż twarde egzekwowanie ograniczenia prędkości.

Natomiast premier Tusk na konferencji prasowej podkreślał: "Polska pod tym względem jest ciągle krajem, także po zmianach, jakie zaproponował minister Nowak, skrajnie liberalnym". Dodał, że w Polsce jest wielokrotnie mniej radarów niż w Niemczech czy we Francji. A to właśnie w tym ostatnim kraju rozbudowa sieci fotoradarów wpłynęła na poprawę bezpieczeństwa na tamtejszych drogach.

Co na to liczby?

Jak wynika z analizy firmy Navi-Expert, zajmującej się nawigacjami samochodowymi, fotoradary u większości kierowców nie wymuszają zmniejszenia prędkości. Producent programów nawigacyjnych wziął pod lupę milion przejazdów na niemal stu trasach w Polsce.

Okazało się, że średnia prędkość auta tuż przed fotoradarem ustawionym w miejscu ograniczenia szybkości do 50 km/h wynosi 64 km/h, a gdy urządzenia nie ma - 66 km/h. Paradoksalnie, odsetek jadących na "pięćdziesiątce" z prędkością 61-70 km/h jest wyższy, gdy na drodze stoi fotoradar (38 proc.), niż gdy go nie ma (36 proc.).

Kierowcy wiedzą bowiem, że na trasie z fotoradarem trudniej spotkać drogówkę, a za przekroczenie prędkości o kilkanaście km/h nie dostaną zdjęcia z urządzenia kontrolnego. Jak wynika z kolei z sondażu Instytutu Homo Homini dla "Dziennika Gazety Prawnej", prawie 60 proc. Polaków popiera zwiększenie liczby fotoradarów, jeśli ma to poprawić bezpieczeństwo na drogach. Ale tylko co 11. kierowca jedzie przepisowo, gdy widzi takie urządzenie. 91 proc. kierowców przyznaje, że przekracza prędkość, i to także w miejscach, gdzie jest fotoradar.

NIK przygląda się fotoradarom

Najwyższa Izba Kontroli rozpoczęła już kontrole związane z fotoradarami. Inspektorzy chcą sprawdzić, czy ustawiono je w miejscach, gdzie wcześniej dochodziło do wypadków i kolizji i tam, gdzie uzasadniają to analizy zagrożeń w ruchu drogowym.

- A z kontroli przeprowadzonych dotąd wynika, że nie zawsze tak było - mówi Jacek Jezierski, prezes Najwyższej Izby Kontroli. - Część miejsc była typowana w oparciu o samorządowe plany wpływu do budżetu. Fotoradary są potrzebne, ale jeśli przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa na drodze.

Na Facebooku zawiązał się natomiast ruch oporu wobec zaleceń budżetowych ministra Rostowskiego. Jego organizatorzy apelują do kierowców, by jeździli zgodnie z przepisami, tak, by rząd nie miał szans skubać kierowców.

- I to chyba jest największy pożytek z tego całego zamieszania, - kończy Janusz Popiel z fundacji Alter Ego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska