Franciszek mówił do nas także swoim milczeniem. I przybrudzoną sutanną

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Postawa papieża pomogła pokonać obawy wielu tym, którzy wahali się, czy jechać do Krakowa.
Postawa papieża pomogła pokonać obawy wielu tym, którzy wahali się, czy jechać do Krakowa. Andrzej Banaś
Politycy tłumaczą, że wypełniamy nauczanie papieża, bo przyjęliśmy do Polski milion Ukraińców. Ojciec Święty upomniał się jednoznacznie o Syryjczyków - mówi ks. prof. Tadeusz Dola.

Zanim porozmawiamy o tym, co nam podczas Światowych Dni Młodzieży powiedział papież Franciszek, zapytam o jego milczenie w Auschwitz. Jak je rozumieć?
Ludzie najbardziej kompetentni w tej sprawie, czyli byli więźniowie, mówili, że to milczenie było ogromnym krzykiem wyrażającym ból człowieka na widok tragedii, która tam się wydarzyła. Ale chciałbym zwrócić uwagę na coś jeszcze. Tego samego dnia w czasie nabożeństwa drogi krzyżowej Franciszek pytał: Gdzie jest Pan Bóg wtedy, gdy się spotykamy z cierpieniem, bólem i złem?

To samo pytanie postawił kiedyś w Birkenau papież Benedykt...
Franciszek - m.in. podczas pobytu w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu - przyznał szczerze, że po ludzku nie mamy przekonującej odpowiedzi na to pytanie. Sensu cierpienia - po ludzku - nie rozumiał biblijny Hiob, a i sam Pan Jezus w ogrójcu prosił: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich”. Po chrześcijańsku mamy przekonanie, że Bóg jest w każdym cierpiącym i Franciszek przypomina w tym kontekście słowa Pana Jezusa: Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie. Bóg jest w każdym, kto jest w potrzebie. I tu już jesteśmy blisko odpowiedzi Benedykta XVI: Gdzie był Bóg w Auschwitz? Był na krzyżu. Bo w Jezusie Bóg cierpi razem z każdym człowiekiem. To nie jest odpowiedź, która zadowoli każdego. Ale to jest jakaś droga do wyjaśnienia sensu cierpienia.

Temat, od którego zwykle uciekamy, papież podjął także w pierwszym wystąpieniu z okna na Franciszkańskiej 3. Opowiedział o młodym mężczyźnie, który zaangażował się w pracę przy ŚDM, a potem pożarł go nowotwór.
Ta gawęda pozwoliła Franciszkowi na przejmujące świadectwo wiary w życie wieczne. W przejmującej ciszy, opowiadając o zmarłym Maćku, mówił z taką pewnością, że go spotkamy, jakby ten zmarły był w drugim pokoju, a nie na drugim świecie. A to nie jest łatwa prawda. Dla chrześcijan też. Bo racjonalnie nie ma sposobu, by kogoś przekonać, że jest inny świat. Na szczęście nie ma też empirycznego dowodu, że życia wiecznego nie ma. Otwiera się przestrzeń dla wiary. I Franciszek nie mówi: Jestem papieżem, więc ja wiem, że go spotkam. Mówi tylko: ja wierzę. Z wielkim przekonaniem, ale też z pokorą i prostotą. Papież powiedział nam bardzo dużo przez swoją bezpośredniość i prostotę.


To ona pozwalała mu powiedzieć, że ma przygotowane przemówienie, ale trochę nudne, i odczytać tylko ułamek tego tekstu?

Ta prostota uderzyła mnie najbardziej, kiedy oglądałem pożegnanie Franciszka w Balicach. Miał na sobie wyraźnie już znoszoną, pomiętą i przybrudzoną sutannę.

Niektórych to może zgorszyło. Przecież pewnie miał w bagażu drugą sutannę.
Też się nad tym zastanawiałem. Szczególnie kiedy zestawiłem sobie to przybrudzone ubranie Franciszka z nieskazitelnymi mundurami kompanii reprezentacyjnej, a także z garsonkami i garniturami żegnających go polityków. Papież sprawiał wrażenie, że do nich nie pasuje. Pasował dużo bardziej do pielgrzymów, którzy po nocy spędzonej na Campus Misericordiae i po niedzielnej mszy św. w pełnym słońcu byli spoceni, wymięci, zmęczeni. Franciszek tą swoją brudną sutanną pokazał, do kogo należy. To nie zawsze jest rozumiane. Wiele środowisk wśród duchownych i wśród świeckich uważa, że niezgrabny starszy pan w za dużej piusce postponuje urząd. Ale on robi swoje. Do granic możliwości ogranicza ceremoniał.

Nawet liturgiczny. Jeśli przemawiał poza mszą św., był zwykle ubrany tylko w sutannę. Nawet bez stuły.
Ceremoniarze, którzy mają dokładnie rozpisane, kiedy papieżowi należy mitrę włożyć, a kiedy zdjąć, nie mają lekko. Bo on nie zwraca na to uwagi. Całym sobą zdaje się mówić: liczy się tylko misja, jaką mam do spełnienia. Reszta jest nieważna. Pokazuje, że naprawdę istotny jest tylko kontakt z drugim człowiekiem i pokazanie mu Chrystusa. Pan Jezus też stał się człowiekiem, uniżając się i przyjmując postać sługi. I jeszcze umarł najgorszą ze śmierci. Takiego Chrystusa - który chodził po Palestynie, też pewnie w pomiętym ubraniu, i siadał przy studni, żeby porozmawiać z Samarytanką - Franciszek nam głosi. Także swoim życiem.

O tej służbie mówił m.in. na Jasnej Górze...
Papież uzasadniał tam potrzebę służby postawą Boga Miłosiernego, który się uniża i daje światu Syna. W podobnym duchu Franciszek spojrzał na pierwszy cud Jezusa - przemianę wody w wino w Kanie Galilejskiej. Nie w Jerozolimie, na oczach wielotysięcznych tłumów, ale trochę mimochodem, w małej wiosce. Nie dla VIP-ów, ale dla anonimowych prostych ludzi. Te proste do bólu okoliczności wystarczyły, by - jak czytamy w Ewangelii - uwierzyli w Jezusa Jego uczniowie.

Podczas drogi krzyżowej Franciszek jest już jednoznaczny: Kto nie chce służyć, nie nadaje się do życia.
I tłumaczy młodym, na czym polega szczęście. Nie na siedzeniu na kanapie ani nie na byciu emerytem w wieku 23 lat. Te obrazy - kanapy i emerytury - są dla Franciszka synonimami zabezpieczenia: Mam swój świat, czuję się w nim bezpiecznie i tam sobie trwam. Tymczasem życie polega na tym, żeby z tego wygodnego świata wyjść i otworzyć się na innych. On wręcz przestrzega młodych: To starsi wam proponują te kanapy. Uważajcie, oni wam odbierają wolność.

Papież zachęca młodych do buntu? To łatwe. Oni się buntują i bez niego.
Ale jaki to bunt? Franciszkowa rewolucja nie polega na niszczeniu. On mówił młodym raczej: Nie siedź tak bez sensu, wkładaj buty i wyjdź do drugiego człowieka, podziel swoje życie z innymi. Zaryzykuj. Chociaż nie wiesz, jaki to przyniesie efekt. Nie troszcz się tylko o siebie. Nawet na krzywdzie, którą ci inni wyrządzili, się nie koncentruj. (Papież o tym, by nie celebrować własnych krzywd, mówił i na Wawelu, i na Jasnej Górze). O potrzebie ryzyka przypomniał także kapłanom: Mamy bilet w jedną stronę - podkreślał. I prosił kapłanów, by nie chodzili ścieżkami utartymi, ale szukali nowych sposobów dojścia do ludzi, poddając się natchnieniom Ducha Świętego. Te motywy pojawiały się już w jego dokumencie napisanym na Rok Miłosierdzia. Bardzo lekturę tego niedługiego tekstu polecam. Raz po raz powraca w nim ewangeliczny motyw: Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie.

Nie boi się ksiądz profesor, że wskazania papieskie są tyleż szlachetne, co ogólne i mogą się niczym konkretnym nie skończyć? Młodzi poklaskali mu na Campus Misericordiae, politycy pocałowali papieski pierścień, Franciszek odleciał i - jak mówiła pani Dulska - nareszcie znów można żyć po Bożemu. Choćby w kwestii owych przybyszów, uchodźców, już odezwały się głosy: Polska przyjęła milion Ukraińców. Zrobiliśmy to, czego oczekuje Franciszek. Odfajkowane.
Papież nie mówił ogólników. Uczynki miłosierdzia są konkretne: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, więźniów pocieszać, chorych odwiedzać itd. Mamy zaryzykować właśnie ze względu na tych ludzi. Sam posługuję w opolskim więzieniu. Kto młodym i starszym broni, żeby zaryzykowali i próbowali tam - oczywiście w porozumieniu z władzami - przychodzić i marazm życia więźniów przełamywać? O przybyszach papież też mówił bardzo konkretnie, odwołując się do wojny w Syrii i do świadectwa syryjskiej dziewczyny o tamtejszej sytuacji. Przyjęcie Ukraińców nie wyklucza otwarcia na Syryjczyków. Ja rozumiem obawy wielu osób przed przyjmowaniem uchodźców z Bliskiego Wschodu. Ale to jest rola państwa, by przyjąć tych, którzy zagrożeniem nie będą. Państwo pokazało się z jak najlepszej strony przy organizacji ŚDM. Jeśli naprawdę zaangażuje się w kwestię uchodźców, też może być skuteczne.

Papież upomniał się też o ludzi starszych - choć nie mówił wprost o polskim kryzysie demograficznym. Rozmawiajcie ze starszymi - przypomniał młodzieży. Młody człowiek pozbawiony pamięci nie jest nadzieją. Pobrzmiewa tu echo słów Jana Pawła II do młodych: Jesteście nadzieją Kościoła. Franciszek idzie o krok dalej?
Wyraźnie nawiązuje do Jana Pawła II, który w książce „Pamięć i tożsamość” pisał, że kto pamięci nie ma, nie będzie też miał tożsamości.

Niektórzy lubią papieża Franciszka przeciwstawiać Janowi Pawłowi II. Jeden - wybitny intelektualista i filozof, a drugi - prosty „proboszcz świata”. Tymczasem Franciszek nawiązywał do polskiego papieża w wielu miejscach, choćby kilkakrotnie powtarzając sztandarowe wezwanie św. Jana Pawła „Nie lękajcie się”.
On tego nawet nie musiał mówić. Wystarczy na niego popatrzeć, jak jedzie w otwartym papamobile. Jego golf też nie jest jakiś pancerny, a w dodatku papież stale jeździł z otwartą szybą, machając do ludzi. Konsekwentnie od pierwszego dnia. Jakby całym sobą chciał powiedzieć: Ja wiem, że coś się może zdarzyć, że mogą do mnie strzelać, ale przełamuję ten lęk. Nie boję się. Myślę, że taka postawa papieża pomogła pokonać obawy wielu tym, którzy wahali się, czy jechać do Krakowa. Ostatecznie na Mszy Posłania zebrało się ponad 2,5 mln ludzi.

Na tej końcowej mszy św. papież wyraźnie przypomniał, by w Kościele nie zapominać o takich ludziach jak Zacheusz z Ewangelii, którzy muszą pokonać własne niskie mniemanie o sobie, wstyd i niechęć innych, „lepszych” chrześcijan, zanim się przebiją do Jezusa. Grozi nam w Polsce kościelny ekskluzywizm?
Jeśli grozi, to papież zrobił wiele, by ludzi spoza Kościoła lub z jego obrzeży pozyskać. Znany dziennikarz Marcin Meller napisał po wizycie Franciszka na społecznościowym portalu: „Jestem niewierzący, ale gdybym mógł uwierzyć, chętnie - patrząc na Franciszka - zostałbym katolikiem”. Franciszek sam ujmuje ludzi swoją pokorą i łagodnością i to samo radzi chrześcijanom - księżom i wiernym - by nie byli przesadnie surowi. Skoro Bóg jest miłosierny - łagodny i przebaczający, to i my tacy powinniśmy być.

To nie wyklucza jednoznacznego nauczania prawd moralnych. Franciszek przypomniał choćby o potrzebie obrony życia nienarodzonych.

Ale jednocześnie często przypomina: Jestem słabym grzesznikiem. Ta pokora papieża powinna nam przypominać, że nie mamy podstaw, by się uważać za ludzi lepszych niż inni. W chrześcijaninie, w kapłanie świadomość grzechu powinna być zawsze obecna. Papież każe nam się uczyć pokory od Boga, od Chrystusa, który jest cichy i pokornego serca. To nie jest przypadek, że najwięksi święci mają zwykle największą świadomość swoich słabości. Ale skoro mamy świadomość, że jesteśmy słabi, to uwierzmy trochę bardziej w Pana Boga niż w siebie. Bo On na pewno w nas wierzy.

Franciszek wciąż prosił: Módlcie się za mnie. To ważna nauka dla współczesnych chrześcijan, którzy modlą się mało i zwykle w sytuacji: Jak trwoga, to do Boga.

Papież przypomniał, że w modlitwie warto myśleć nie tylko o sobie, ale też o innych, a modlitwa wstawiennicza - jeden za drugiego - ma wielką moc. Zachęta do modlitwy jest częścią zaproszenia, by się otworzyć na Chrystusa. Modli się ten, kto ma więź z Bogiem. Ale Chrystus się nie wpycha. Nie zmusza nas do modlitwy. Czeka, aż go zaprosimy. Na obrazkach w naszych książeczkach do nabożeństwa po stronie drzwi, do których puka Jezus, nie ma klamki. Tylko my możemy otworzyć i Go wpuścić do swojego życia. Przez modlitwę także.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska