Franek, łowca bramek

Roman Stęporowski <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 606
Rozmowa z Tomaszem Frankowskim, napastnikiem piłkarskiej reprezentacji Polski.

Portret

Portret

Tomasz Frankowski
urodził się 16.08.1974 w Białymstoku. Jest wychowankiem Jagielloni Białystok, z którą w 1992 roku zdobył mistrzostwo Polski juniorów. W 1993 roku przeszedł do francuskiego RC Strasburg, a następnie słynny trener Arsene Wenger sprowadził go do japońskiej drużyny Grampus Eight Nagoja. Po dwóch miesiącach podpisał kontrakt z II-ligowym Martigues. W 1998 roku do Wisły Kraków ściągnął go Franciszek Smuda. "Franek" błyskawicznie został gwiazdą ekstraklasy, zdobywając mistrzostwo Polski i tytuł króla strzelców. W sumie wywalczył z Wisłą 5 tytułów mistrza Polski, 2 Puchary Polski. 3 razy był królem strzelców. W sierpniu podpisał kontrakt z hiszpańskim II-ligowym Elche CF.
Ma żonę Edytę oraz dwójkę dzieci: córkę Oliwię i syna Fabiana. Na boisku charakteryzuje się świetną techniką, ma dobry drybling, skuteczność i spryt. Wolny czas najchętniej spędza z rodziną, lubi też surfować po internecie. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił sobie drogie buty.

- W tym roku ma pan już za sobą pierwszą wigilię - w swoim nowym klubie, hiszpańskim Elche. Jaka była?
- Trudno ją porównać do tradycyjnej wigilii czy też spotkania opłatkowego. To był raczej wspólny wieczór drużyny z okazji świąt i zakończenie roku. Żadnych śpiewów i prezentów. Typowa klubowa kolacja z wszystkimi zawodnikami i pracownikami Elche.

- Na prawdziwą polską wigilię dotrze pan do kraju?
- Oczywiście. I bardzo mnie to cieszy, bo już zdążyłem się stęsknić za Polską. Szczególnie w tym okresie często wracam myślami do rodziny, rozsianej po świecie. Święta to jedyna okazja, by się spotkać.

- Co chciałby pan dostać pod choinkę?
- Najważniejsze jest zdrowie moje i rodziny.

- A zapewnienie udziału w mistrzostwach świata chciałby pan otrzymać?
- To już bardziej sportowe ambicje. Z tego typu życzeń na pierwszym miejscu jest oczywiście wyjazd na przyszłoroczny mundial oraz gra w pierwszej lidze hiszpańskiej.

- Myśli pan już o mistrzostwach świata i meczach?
- Szkoda, że w Polsce żadna telewizja nie transmitowała losowania, bo to było bardzo fajne wydarzenie. Na razie o mistrzostwach myślę sporadycznie. Z wyników losowania jestem zadowolony, bo Polska się znalazła w grupie, z której można wyjść. Jednak niezależnie od poziomu przeciwników, aby dobrze się zaprezentować i wygrać, trzeba zostawić mnóstwo zdrowia na murawie. Bardzo bym chciał swoje zdrowie zostawiać na niemieckich boiskach.

- Denerwuje pana rola dżokera w kadrze? W eliminacjach strzelił pan aż siedem bramek, będąc w większości meczów tylko rezerwowym.
- To zależy od tego, w jakiej jestem dyspozycji. Kiedy moja forma jest słabsza, wtedy i rola dżokera jest bardzo fajna. Tak się składało, że wchodziłem z ławki i strzelałem bramki. Choć podczas eliminacji wydawało mi się, że zasługiwałem na więcej minut gry. Ale nie mam wyjścia i przyjmuję to z pokorą.

- Druga liga hiszpańska kończy sezon 18 czerwca, w dziesiątym dniu mundialu. Jeśli Elche będzie walczyć o awans do pierwszej ligi, to jak rozstrzygnie pan dylemat klub czy reprezentacja?
- Jeśli taki dylemat się pojawi, to będzie oznaczać, że jestem w grupie zawodników przygotowujących się do mistrzostw świata i wówczas podporządkuję się woli selekcjonera reprezentacji. Dlatego chciałbym, żeby drużyna Elche zyskała kilkupunktową przewagę nad czwartą drużyna w tabeli (do Primiera Division awansują trzy najlepsze drużyny - przyp. red.), bym spokojniej mógł wyjechać na zgrupowanie kadry.

- W Polsce osiągnął pan prawie wszystko, poza awansem do Ligi Mistrzów. Został niedosyt czy przekonanie spełnienia?
- Raczej niedosyt, tym bardziej, że w ostatniej edycji rozgrywek byliśmy niezmiernie blisko awansu. Najbardziej żal porażki z Panathinaikosem Ateny i przyznam, że jeszcze często wracam do tego meczu. Przypominam sobie strzał Radka Sobo- lewskiego, który dawał nam awans, potem bramkę Marka Penksy, która - nie wiedzieć czemu - nie została uznana. I wreszcie kontra Greków... Pozostał potworny żal.

- To przesądziło o wyjeździe za granicę. Dlaczego Elche? Dla polskich kibiców to dość egzotyczny klub. Miał pan atrakcyjniejszą ofertę od Levante, które w poprzednim sezonie grało w pierwszej lidze hiszpańskiej…
- W przyszłym roku to Elche zagra w pierwszej lidze, a nie Lavente. Na wyborze Elche zaważyły rozmowy z menedżerem oraz grającym wiele lat i mieszkającym w Hiszpanii Mirkiem Trzeciakiem. Oni podpowiadali, że Elche ma znacznie większe możliwości i perspektywy.

- "Z mojego punktu widzenia ten transfer nie jest krokiem wstecz" - tak zapewniał pan, wyjeżdżając z kraju. Czy po czterech miesiącach gry to stwierdzenie jest aktualne?
- Tak. Na pewno druga liga hiszpańska w niczym nie ustępuje polskiej ekstraklasie, a w wielu przypadkach przewyższa ją. Przede wszystkim infrastrukturą, ale także poziomem sportowym.

- Znakomicie się pan zaaklimatyzował. W pierwszych trzech meczach cztery gole. A teraz na pańskim koncie jest już osiem trafień, choć nie we wszystkich spotkaniach pan występuje.
- Gdybym miał na koncie piętnaście bramek, to by było bardzo dobrze. Najważniejsze, że drużyna mnie dobrze przyjęła. Zdarzają się mecze, w których gramy bardziej ofensywnie i mam wtedy więcej możliwości wykazania się. Niestety, niekiedy są spotkania zupełnie szare i bezbarwne.

- Składankę "Franek, Franek, łowca bramek" zna każdy polski kibic. Czy w Hiszpanii też tak skandują?
- Pewnie pana zaskoczę, ale skandują, nawet nauczyli się tego po polsku. Na stadionie wiszą dwa transparenty, na jednym z nich jest właśnie taki napis. To jest bardzo przyjemne. Kibice liczą, że strzelecką passę podtrzymam także w Elche.

- I na razie pan nie może narzekać. Niedawne trzy gole w meczu z Numancią zobaczyli wysłannicy angielskich klubów Tottenhamu Londyn i Wolver-hampton. Pozyskaniem pana poważnie zainteresowany jest Sheffield United. Wcześniej o Frankowskiego dopytywała się Va- lencia i Sevilla. Czy zimą zmieni pan otoczenie?
- Zmienię na pewno, bo na dwa tygodnie przyjadę do Polski. Potem wracam do Elche. Zmiana klubu leży w gestii menedżerów i klubów, które by chciały mnie zatrudnić. Na razie nie zaprzątam tym sobie głowy. Na pewno wolę grać w pierwszej niż drugiej lidze. Taki cel sobie postawiłem.

- Który z hat tricków: w Wiśle, reprezentacji czy ostatni w Elche smakował najbardziej?
- Każdy na swój sposób smakuje podobnie. Nie mam ulubionego hat tricka, choć po ostatnim mam pamiątkę. W Hiszpanii do takich zdarzeń przywiązuje się sporą wagę. Dużo o tym pisano, a ja, zgodnie z tradycją, dostałem piłkę z autografami kolegów z zespołu. Wcześniej w Polsce proszono mnie o jakieś pamiątki, które można by przeznaczyć na licytację, a pieniądze z niej zebrane na zbożny cel. Więc mam o jeden prezent więcej. To zielono-żółta piłka firmy Nike, którą zimą gra niemal cała Europa.

- Umarł król, niech żyje król. Wie pan, że w polskiej lidze jest już nowy łowca bramek?
- Jak tylko mogę, to oglądam skróty z meczów polskiej ekstraklasy i śledzę poczynania Grzegorza Piechny. Z oceną jego możliwości poczekałbym do rundy wiosennej, by zobaczyć, czy utrzyma skuteczność. Żeby się nie okazało, że jest meteorytem, który pojawia się i znika. Bo tacy snajperzy się zdarzali, jak na przykład Adam Kompała, który raz błysnął. Chciałbym, żeby Piechna potwierdził swoje umiejętności i skuteczność także wiosną. Byłoby świetnie dla niego i korzystnie dla prezentacji.

- Po zakończeniu kariery będzie budował pan mosty?
- W życiu. Nie ukończyłem rozpoczętego technikum budowlanego, bo w piątej klasie musiałem przerwać naukę z uwagi na wyjazd do Francji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska