Głuszyna: zabił żonę, potem siebie

Redakcja
W poniedziałek mieszkańcami wstrząsnęła podwójna tragedia. 63-latek powiesił się w budynku służącym za garaż. Wcześniej zabił żonę.
W poniedziałek mieszkańcami wstrząsnęła podwójna tragedia. 63-latek powiesił się w budynku służącym za garaż. Wcześniej zabił żonę. Tomasz Dragan
Mieli się kochać, być ze sobą na dobre i złe. Ale zgotowali sobie inny los, z krwawym finałem odnotowanym przez gazety: "Mąż zabił żonę, a potem siebie".

Często dzieje się tak po kilkunastu latach małżeństwa, ku ogólnemu zaskoczeniu. Zdarza się, że świadkowie mówią o zabójcy, że wcześniej był przykładnym ojcem i mężem. Bywa też, że para już dawno odchowała dzieci, prowadziła nie tylko wspólne gospodarstwo, ale i wspólne interesy. I wreszcie - że zabójca przekonuje, iż... zrobił to z miłości.

Na stare lata?

Głuszyna pod Namysłowem. Mieszkańcy starają się utrzymywać z tego, co urodzi ziemia. Niektórzy znaleźli pracę w pobliskim mieście, wyprowadzili się, ziemię sprzedali. Cicho, zielono - prowincja. Dlatego dwa trupy znalezione tu w miniony poniedziałek- to dla tutejszych kompletne zaskoczenie. Zabójstwo i samobójstwo: mąż zabił żonę, potem siebie.
- Kłócili, ale żeby aż krew się lała? - zastanawia się jeden z mieszkańców. - No, owszem, od jakiegoś czasu nie mieszkali ze sobą, ale on codziennie do niej przychodził.
Policjanci też są zaskoczeni. - Dzielnicowy kojarzył rodzinę,ale nie ze złej strony - zapewnia mł. asp. Katarzyna Ulbrych z Komendy Powiatowej Policji w Namysłowie. - Nie było tam żadnych interwencji. Małżeństwo nie korzystało ze wsparcia opieki społecznej. Po prostu: starsi ludzie, jakich wielu...

Ona miała 65 lat, on był dwa lata młodszy, powinni byli w spokoju przeżyć jesień życia. Wydawałoby się, że to już nie wiek na burzliwe kłótnie, rozstania, awantury i odbieranie sobie życia. Miesiąc temu kobieta postanowiła jednak wyprowadzić się do córki, mieszkańcy mówią, że często kłóciła się z mężem. - Ale potwierdzamy, że codziennie mąż ją odwiedzał - mówi policjantka. - Z tego, co dotąd ustaliliśmy, nie dochodziło podczas tych odwiedzin do jakichś gwałtownych kłótni.

Co więc stało się w poniedziałek rano, kiedy mężczyzna przyszedł - jak zwykle - do żony?

- Są świadkowie, którzy słyszeli hałasy, ale trwały one krótko - mówi Katarzyna Ulbrych.
Mieszkający w sąsiedztwie: - Tu krzyk czy jakiś brzęk to normalna rzecz, jak to na wsi. Krzyczy się na psa, kury, dzieci, chłopa i kobitę. W ten ranek nikt nie wołał o ratunek, tego nie było. Dopiero jak robotnicy narobili alarmu i pojawiła się policja, to ktoś powiedział, że trup jest.

Do tragedii doszło w jednym z budynków, na obrzeżach miejscowości. Murarze, którzy akurat remontowali elewację, przez okno zobaczyli zakrwawione ciało kobiety. Wezwali pogotowie, ratownicy stwierdzili, że ugodzona nożem starsza kobieta nie żyje. Policjanci zaczęli szukać męża denatki, bo wiadomo było, że rano spotkał się z żoną i on - prawdopodobnie - ostatni widział ją żywą. Natknęli się na niego w pobliskim garażu. Powiesił się.

- Nasze czynności zmierzają do ustalenia, czy nie było udziału osób trzecich w tej tragedii. Z zebranego materiału wynika, że nie było. Przebieg zdarzeń był prawdopodobnie następujący - najpierw zabił żonę, potem się powiesił. Tragedia była zaskoczeniem - mówi Ulbrych.

Typowo, czyli jak u wszystkich

Typowy scenariusz: do tragedii dochodzi w małżeństwie z problemami, ale kto ich teraz nie ma, która para się nie pokłóci? Są też kłopoty finansowe, no ale kto teraz ma pieniędzy za dużo?

Ponad dwa lata temu w pobliskim Namysłowie doszło do podobnej tragedii co teraz w Głuszynie - w jednym z domów znaleziono zwłoki kobiety i mężczyzny. Makabrycznego odkrycia dokonał syn, zaniepokojony tym, że jego mama nie pojawiła się w pracy. Śledztwo wykazało, że jego ojciec zastrzelił żonę, a potem popełnił samobójstwo. Użył broni myśliwskiej, którą legalnie posiadał. Małżeństwo było właścicielami jednej z restauracji w Namysłowie.

Prokurator rejonowy z Kluczborka Artur Rogowski, nadzorujący również pracę Ośrodka Zamiejscowego Prokuratury Rejonowej w Namysłowie: - W toku śledztwa stwierdzono, że żona wcześniej skarżyła się krewnym, że mąż grozi jej śmiercią. Ale - poza krewnymi - nikomu tego nie zgłaszała. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero, prowadząc śledztwo w sprawie tragedii.

Powszechnie sądzi się, że nieporozumienia rodzinne nie powinny wychodzić poza ściany domu. To - według prokuratora - błąd. Co może zrobić policjant lub prokurator prowadzący postępowanie, gdy usłyszy skargę: mąż grozi mi śmiercią? W zależności od posiadanego materiału dowodowego oraz realności gróźb może zastosować lub wnioskować o zastosowanie między innymi takich środków zapobiegawczych jak dozór policji, zakaz kontaktowania się, usunięcie z mieszkania, a w niektórych przypadkach nawet tymczasowy areszt osoby grożącej zabójstwem lub innym przestępstwem. - W sprawach dotyczących znęcania się nad członkami rodziny stosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu nie jest sytuacją wyjątkową - podkreśla prokurator. - Nie należy bagatelizować gróźb, szczególnie jeśli dotyczą one pozbawienia życia oraz są powtarzane.

W czerwcu 59-letni Zbigniew G. ze Skarbimierza koło Brzegu próbował zabić nożem żonę. Najpierw się z nią pokłócił, a następnie chwycił za nóż i zadał jej cztery ciosy. Ranną 64-latkę zabrało pogotowie i lekarzom udało się uratować jej życie. Niedoszły zabójca uciekł przed policjantami, po paru dniach został śmiertelnie potrącony przez pociąg. Świadkowie twierdzą, że było to samobójstwo. - Pociąg bardzo długo sygnalizował, że nadjeżdża, ale mężczyzna stał wciąż na torach - mówi jeden z nich.

Ucieczka przed długami

Wielki dramat rozegrał się także rok temu w Prudniku. 53-letni Jacek S. zabił swoją żonę, następnie usiłował zabić nastoletniego syna. Wreszcie - próbował popełnić samobójstwo. Dlaczego? Od dłuższego czasu jego rodzina popadła w spiralę zadłużenia.

- Zaczęło się, gdy mój zakład pracy zaczął zalegać z wypłatą pensji. Musiałem zaciągać długi, coraz większe i większe, w sumie około 30 tysięcy - wyjaśniał w śledztwie Jacek S.
Myślał o samobójstwie, ale ostatecznie stwierdził, że nie rozwiązałoby ono problemu: - Wtedy długi musieliby spłacać żona i syn. Nie chciałem, żeby tak było.

Dlatego mężczyzna postanowił zabić swoich bliskich, a na końcu siebie. Gdy żona spała, wziął kuchenną deskę i uderzył nią żonę kilka razy w głowę. W jego mniemaniu - ogłuszył, by nie czuła bólu. Potem zaczął dusić. Następnie kilka godzin czekał na syna, pijąc piwo. Gdy przed godz. 15.00 nastolatek wrócił ze szkoły, tato rzucił się na niego z nożem. Chłopakowi udało się jednak wyrwać i wybiec na klatkę schodową, gdzie spotkał sąsiadów. Gdy razem wrócili do domu, ojciec chłopaka podcinał sobie żyły i ranił się nożem w brzuch i szyję. Mówił coś niezrozumiale. Sąsiedzi wezwali policję i pogotowie. Mężczyznę udało się uratować, zanim się wykrwawił. Jego żona nie żyła od paru godzin.

- To była normalna familia - mówili potem sąsiedzi. - Owszem, mieli kłopoty finansowe, jak każdy, kto tracił pracę, kogo zakład padał.

Koledzy z pracy podkreślali, że Jacek miał zawsze dobrą opinię. Był poczciwy, uczciwy i kochający. No po prostu wzorowy mąż i ojciec. Sąd wymierzył oskarżonemu karę 10 lat. Jacek S. wyrok przyjął ze spokojem, a obrońcy zapowiedział, by nie składał apelacji. Na sali sądowej przeprosił syna.

- Chciałbym go prosić o wybaczenie, że na początku jego dorosłego życia wpędziłem go w tak kolosalne kłopoty - mówił.

Nie ma wątpliwości, że syn uratował życie tylko dzięki temu, że był sprawniejszym od ojca młodzieńcem.

Kto zabija z miłości?

Takiego szczęścia nie miała natomiast 5-letnia Karolina z Brzegu, a także jej mama i babcia. To tragedia sprzed lat, ale policjanci wciąż ją pamiętają. Piotr Ł. zabił swą rodzinę, bo - jak twierdził - za bardzo kochał, by się mieli rozstać. Najpierw ciężko pracował, by wszystkich utrzymać.

Ale pieniędzy było wciąż mało, żona pojechała na saksy za granicę. Tam nawiązała romans i chciała wraz z córką na zawsze opuścić męża oraz kraj. Piotr postanowił je zatrzymać i użył do tego siekiery. Potem chciał się zabić, ale ostatecznie powiadomił o zabójstwie policję - w umówionym miejscu wręczył funkcjonariuszom klucze od mieszkania. Policjanci znaleźli w jednym pokoju przykryte kołdrą zwłoki 27-letniej Jolanty Ł., jego żony. W drugim pokoju na dywanie leżało ciało 5-letniej Karoliny, córki Jolanty i Piotra. Obok na wersalce - ciało jego niespełna pięćdziesięcioletniej matki. Wszystkie miały roztrzaskane głowy. Na podłodze leżała siekiera z trzonkiem owiniętym zieloną taśmą izolacyjną.

Piotr, oddając w ręce policji klucze od mieszkania, miał też przy sobie reklamówkę ze szczoteczką do zębów - był gotów na więzienie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska