Gorączka złota ogarnęła Zlate Hory

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Pod ziemią pozostał nie naruszony system 100 kilometrów kopalnianych korytarzy. Pavel Hanek z Oldrzychowic penetruje sztolnię pocztową.
Pod ziemią pozostał nie naruszony system 100 kilometrów kopalnianych korytarzy. Pavel Hanek z Oldrzychowic penetruje sztolnię pocztową. Fot. Arkadiusz Jabłoński
Jest się o co bić. Zasoby złota w Górze Przecznej koło Zlatych Hor są warte 250 milionów dolarów. Szacuje się, że jest tam jeszcze 50 ton kruszcu. Geolodzy nie wykluczają, że żyła kończy się po polskiej stronie granicy, w Głuchołazach.

Trzy firmy wystąpiły do Ministerstwa Środowiska o koncesję na rozpoznanie złoża Zlate Hory - mówi burmistrz czeskiego miasteczka przy polskiej granicy, Milan Rac. - Gmina Zlate Hory, jako uczestnik tego postępowania, zgadza się z wnioskodawcami. Niestety, Ministerstwo Środowiska odrzuciło wnioski.

Kilka dni temu, już po ogłoszeniu decyzji czeskiego ministerstwa, lokalny samorząd rozpoczął polityczne lobbowanie o zmianę stanowiska centralnych władz. Spór ma charakter polityczny, dlatego samorządowcy chcą przekonać polityków do swoich argumentów.

- W najbliższej przyszłości ani w Zlatych Horach, ani nigdzie indziej w Czechach nie będzie wydobycia złota - prognozuje czeski geolog Josef Vecera, który od lat bada i udostępnia turystycznie złoża kopalni złota w Jesenikach. - W polityce surowcowej Republiki Czeskiej przyjęto, że państwo nie ma interesu ani w badaniach, ani w wydobyciu tego surowca. To bogactwo ma pozostać dla przyszłych pokoleń.

Ale złoto tam jest i pobudza wyobraźnię oraz nadzieję na lepsze życie.
- Chcemy ponownie otworzyć debatę na temat wydobycia złota w naszym rejonie. Szansa na to wciąż istnieje i szkoda ją zmarnować - mówił na specjalnym spotkaniu w tej sprawie burmistrz Rac.
Przedstawiciel lokalnego samorządu uzyskał poparcie parlamentarzystów z województwa ołomunieckiego, którzy zgodzili się zabiegać dalej o pozwolenie na badania.

Pomysł poparła lokalna izba handlowa. Za rozwojem rynku pracy opowiedział się też marszałek województwa ołomunieckiego Jiri Rozbozil.

Lokalni politycy chcą tylko argumentów, że wydobycie będzie bezpieczne dla środowiska i wpłynie na rozwój regionu. Północna, przygraniczna część województwa ołomunieckiego, czyli region Jeseniki, należy do najuboższych w Republice Czeskiej.

Problemy pogranicza po południowej stronie są bardzo podobne do naszego - wysokie bezrobocie, małe zarobki, brak przemysłu, emigracja młodego pokolenia, wyludnianie się miejscowości.

- Spodziewamy się, że przy wydobyciu złota powstanie ponad sto miejsc pracy - mówi burmistrz Milan Rac. - Dodatkowe zatrudnienie przyniesie otoczenie kopalni, firmy współpracujące z nimi.

- Sytuacja w Zlatych Horach jest dość nietypowa. Ministerstwo nie chce wydobycia, a lokalna społeczność jest za - komentuje dr hab. Jan Wierchowiec, geolog z Instytutu Geochemii, Mineralogii i Petrologii Uniwersytetu Warszawskiego. - W Polsce często jest odwrotnie. Ministerstwo chętnie wydaje koncesje, za które przecież pobiera opłaty.

Tymczasem lokalna społeczność protestuje, bo obawia się budowy kopalni. Tymczasem pamiętajmy, że w Zlatych Horach chodzi o koncesję na prowadzenie prac poszukiwawczych i rozpoznanie złoża.

Ewentualna koncesja na samo wydobycie to drugi etap, do którego wcale nie musi dojść. Przeciętnie na świecie na tysiąc projektów badań geologicznych tylko w jednym przypadku dochodzi do budowy kopalni.

Poszukajmy w Głuchołazach

Turystyka to za mało
17 grudnia 1993 roku w starej kopalni w Zlatych Horach na powierzchnię wyjechał ostatni wózek z urobkiem. Przywitali go górnicy w galowych strojach. Zaproszeni dziennikarze zrobili pamiątkowe zdjęcia. Kilkuset pracowników kopalni dostało odprawy i wypowiedzenia. Rozległy teren kilku zakładów wydobywczych oraz leżący w dolinie Złotego Potoku wielki zakład wzbogacania rudy został zamknięty na trzy spusty. Jego dozorowaniem i stopniową likwidacją do dziś zajmuje się spółka Diamo. W górach jeszcze widać młody las w miejscach, gdzie znajdowały się wjazdy do sztolni, drogi i składowiska urobku. Wejścia do podziemi zabetonowano, wysadzono w powietrze, ale od 10 lat liczne grupy poszukiwaczy przygód i badaczy podziemi wykopują i odsłaniają boczne wejścia. Pod ziemią pozostał bowiem nie ruszony system ok. 100 kilometrów korytarzy, drążonych od średniowiecza. Można w nich znaleźć fascynujące cuda natury i pozostałości ludzkiej pracy - drewniane rury z XVI wieku albo pełną infrastrukturę XX-wiecznej kopalni z wózkami, szynami, windami, schodami, pomieszczeniami socjalnymi dla górników.
Najwięcej problemów z zabezpieczeniem sprawia Czechom zapadlisko Żebraczka, na granicy Zlatych Hor i Hermanovic. Technika wydobycia rudy prowadzonego w tym miejscu od lat 60. powodowała powstawanie pod ziemią ogromnych pustych przestrzeni, komnat. W 1985 roku nad komorą górniczą B 211 zapadł się skalny strop o grubości kilku metrów. Zapadlisko o długości 95 metrów, szerokości 55 metrów, głębokie na 65 metrów nagle ukazało z powierzchni fascynujący świat podziemi. Zarządca terenu ogrodził go płotem, ale Żebraczka stała się nieoficjalną atrakcją turystyczną. Widownia pokonywała dziury w płocie, schodziła na dno zapadliska, dostawała się do korytarzy kopalnianych. W 2011 roku czeskie Ministerstwo Przemysłu wpadło na pomysł, że zagrażające ludziom miejsce trzeba zasypać 140 tysiącami metrów sześciennych ziemi. Szacowany koszt operacji to 100 mln koron, czyli ok. 15 mln zł. Ministerstwo już zaczęło szukać wykonawcy, jednak po ujawnieniu informacji przez media ktoś popukał się w głowę i wstrzymał projekt. Ostatecznie w ubiegłym roku Żebraczkę otoczono nowym, wysokim płotem z systemem kamer przemysłowych połączonych z firmą ochroniarską.
- System podziemnych korytarzy jest tak rozbudowany, że nadal można znaleźć wejście z innej strony - opowiada jeden z polskich poszukiwaczy. - Byłem ostatnio w Żebraczce, ale dostałem się tam od tyłu.
Władze Zlatych Hor po zamknięciu kopalni postawiły na rozwój turystyki. W 2006 roku uruchomiono stację narciarską na górze Przecznej. Wyciąg przechodzi obok jednego z największych obszarów wydobywczych Mir. W dolinie potoku Oleśnica zbudowano dla turystów skansen złota.

Zrekonstruowano kanał wodny z czasów średniowiecza, wejście do sztolni, zbudowano młyn do kruszenia rudy. Po 1993 roku staraniami Kościoła i wiernych odbudowano istniejące od XVII wieku sanktuarium Matki Boskiej Pomocnej na górze Przecznej. W czasach komunistycznych zostało ono całkowicie zburzone ze względu na sąsiedztwo innego obszaru górniczego.

W górach wytyczono kilometry szlaków geologicznych. Wszystkie te miejsca stopniowo zyskują coraz większą popularność, także wśród polskich turystów. Ale nie stały się trampoliną gospodarczego rozwoju okolicy.

Historycy i geolodzy szacują, że od wczesnego średniowiecza do XVIII wieku w Zlatych Horach wydobyto w sumie ok. 1,5 tony złota. W latach 1990-1993, kiedy miejscowa kopalnia nastawiła się głównie na pozyskiwanie złota, wydobyto także ok. 1,5 tony.

Kopalnię zamknięto ze względu na niską opłacalność. W 1993 roku, gdy wyjechał ostatni wagonik, cena złota na światowych giełdach wahała się wokół 400 dolarów za uncję (31,1 grama).

Od 2004 roku złoto zaczęło się umacniać, osiągając w 2011 roku maksymalną wartość 1900 dolarów za uncje. Od 2012 cena spada, ale ostatnio ustabilizowała się na poziomie ok. 1,3 tysiąca USD za 31,1 grama. Według geologicznych opracowań, jakie pozostały po zlikwidowanej w 1993 roku kopalni, w zbadanych złożach jest jeszcze 6-8 ton złota. Jego wartość w ciągu ostatnich 20 lat podniosła się z 80-100 milionów do 250-330 milionów dolarów.
- W ziemi jest jeszcze tyle złota, żeby wznowienie wydobycia było opłacalne - powiedział czeskiej gazecie "MF Dnes" geolog Jan Hauk.

- Zgodnie z kryteriami bilansowości złoże powinno zawierać minimum 50 ton złota, a w rudzie powinno być co najmniej 1,5-2 gramy złota na tonę, żeby wydobycie było opłacalne - komentuje dr Jan Wierchowiec z Uniwersytetu Warszawskiego. - Z tego co wiem, w Zlatych Horach chodzi nie tylko o wznowienie prac na terenie starej kopalni, ale o przeprowadzenie prac badawczych także w nowych miejscach. Szczegóły są zawarte we wnioskach o koncesję na badania, które nie zostały ujawnione.

Obecne starania trzech firm (Potamon GTS z Pragi, Cukmantel z Jesenika i Stanisław Stanek ze Zlatych Hor) o koncesję poszukiwawczą to już drugie podejście do złotohorskich złóż. W 2004 roku praska firma Altenberg także wystąpiła o takie pozwolenie i również spotkała się z odmową ministerstwa środowiska.

Wtedy do opinii publicznej przedostał się argument, że do wydobycia będą wykorzystywane chemiczne metody ługowania złota ze złoża bez wydobywania na powierzchnię, za pomocą roztworu zawierającego cyjanek. A to negatywnie wpłynie na środowisko naturalne.

W tym na wody Złotego Potoku, który kilka kilometrów dalej przekracza polską granicę, płynie przez Jarnołtówek, Pokrzywną, wpada do rzeki Prudnik, Osobłogi i Odry.

- W mediach stale pojawia się informacja, że do wydobycia miałby być używany cyjanek - mówi burmistrz Milan Rac. - W złożach Zlatych Hor występuje taki typ rudy, w którym nigdy nie używano ani nie będzie się używać cyjanku!

- Nie tylko wydobycie, ale też przetwórstwo rudy, z której powstaje koncentrat, będzie się znajdować pod ziemią - powiedział gazecie "MF Dnes" geolog Jan Hauk. - Wokół kopalni nie powstaną także hałdy urobku. Pod ziemią jest dość wolnej przestrzeni po starej kopalni, którą można stopniowo zasypywać. Oprócz złota uzyskiwano by także inne występujące tu minerały - miedź, cynk, ołów, srebro.

Wątpliwości dotyczące zasobności, wielkości złoża i optymalnych technik wydobywczych rozstrzygną dopiero aktualne badania geologiczne, na które nie chce się zgodzić Ministerstwo Środowiska w Pradze. Jest to o tyle dziwne, że same badania przebiegają początkowo bezinwazyjnie i są całkowicie bezpieczne dla środowiska i ludzi.

Dopiero w drugim etapie potrzebnych jest wykonanie ok. 100 próbnych odwiertów. Koszty są wysokie, ale skoro firmy chcą ponieść ryzyko finansowe, to znaczy, że są gotowe inwestować dalej. Unijne przepisy gwarantują polskiej Dyrekcji Ochrony Środowiska udział w wydawaniu zgody na wydobycie, które będzie oddziaływać na środowisko także po polskiej stronie granicy. Potencjalny sukces kopalni w Zlatych Horach może zresztą przyciągnąć inwestora do sąsiednich Głuchołaz.

- Nie wykluczam, że złoże może występować także na granicy polsko czeskiej i po naszej stronie granicy - komentuje dr Jan Wierchowiec. - Jest tylko przykryte osadami skalnymi z okresu trzecio- i czwartorzędu, których grubość dochodzi do 100 metrów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska