Tusk przekonuje, że tylko jedna lista może zagwarantować „opozycji demokratycznej” zwycięstwo w jesiennych wyborach parlamentarnych. Jest to oczywiście błędne myślenie, bowiem przykład Koalicji Europejskiej z wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazuje, że jedna lista może przegrać z PiS. Mimo wszystko szeroka grupa akolitów polityków opozycji, wskazuje, że każdy kto zamierza wystartować z własnego komitetu, szkodzi idei przejęcia władzy w państwie. Problem w tym, że Lewica, PSL czy ruch Szymona Hołowni nie chcą być zarządzane, czy może nawet w przyszłości przejęte, poprzez wchłonięcie przez Donalda Tuska. Dlatego rozpoczyna się gra w kotka i myszkę.
Nikomu oprócz Tuskowi nie zależy na wspólnej liście, ale każdy z liderów wyżej wymienionych partii, będzie mówił o konieczności stworzenia takiego projektu, choć wewnętrznie nie będzie do niego dążył, czy wręcz będzie podejmował działania do jego storpedowania.
Wszystko po to, żeby w oczach wyborców opozycji, nie uchodzić za element powodujący destrukcję. Kto na tym korzysta?
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że Prawo i Sprawiedliwość, bowiem konflikt i podział na opozycji oczywiście jest w interesie partii rządzącej. Może również skorzystać Konfederacja, choć tu pole wyborców mogących oddać głos na tę formację jest ograniczone. W mojej ocenie na konflikcie toczonych o jedną listę może mimo wszystko skorzystać Lewica i jej liderzy doskonale o tym wiedzą. Jeśli uda im się przekonać wyborców, że całą winę za upadek idei ponosi Donald Tusk, jakaś grupa rozczarowanych wyborów może do nich dołączyć.
Sportowcy dla powodzian
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?