Guy Hemmler. Francuski łącznik

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Guy Hemmler z psem Rambo z akcentem na ostatnią samogłoskę.
Guy Hemmler z psem Rambo z akcentem na ostatnią samogłoskę. Krzysztof Strauchmann
Francuskiego emeryta stać w Polsce na znacznie więcej. Dlatego Guy mieszka teraz w Prudniku.

Nie potrzebuję wiele. Mieszkania, miejsca do spaceru z psem. Jedyną moją słabością są papierosy. Palę trzy paczki dziennie i już się chyba tego nie oduczę. Na szczęście w Polsce papierosy są znacznie tańsze niż we Francji - opowiada o sobie Guy.

Wynajął mieszkanie w bloku na Piastowskiej, w środku miasta. Kawalerkę. Chętnie zaprasza do środka, pokazuje dokumenty na swój temat. - Przecież nie mam nic do ukrycia - opowiada szczegółowo o swoich sprawach w Polsce, a w tym czasie czarny pies, Rambo, z akcentem na ostatnią literę, tarza się po łóżku i rozgryza poduszkę na strzępy.

Rambo otrzymał od znajomych z Prudnika. Pies mobilizuje go do spacerów kilka razy, w czasie których może z sąsiadami pogadać po niemiecku, angielsku albo francusku. O ile potrafią. Bo Guy polskiego jeszcze nie opanował.

Samotność w Prudniku

W konsulacie w Krakowie potwierdzili, że jest jedynym na Opolszczyźnie Francuzem na emeryturze. Takich zwykłych Francuzów na wycieczce, wakacjach, w odwiedzinach czy nawet pracujących w Polsce nie brakuje.

W sumie od 2007roku w województwie zarejestrowało się 29 Francuzów na pobyt czasowy, a 15 przyznano prawo czasowego pobytu (rezydenci). Tylko w tym roku urząd wojewódzki w Opolu zarejestrował na pobyt czasowy dwóch obywateli Francji i ani jednego na pobyt stały.

- Jestem Alzatczykiem ze Strasburga - mówi o sobie Guy Hemmler, lat 65, z czego 4 ostanie przemieszkane w Prudniku. Guy od samego początku stara się o przyznanie prawa rezydenta w Polsce. Nie doczekał się jeszcze. Ma nadzieję, że dostanie w przyszłym roku, kiedy spełni wymóg pięcioletniego mieszkania w Polsce.

- Jestem samotny. We Francji nie mam nikogo - opowiada o sobie Guy Hemmler. - Moi rodzice zmarli, umarła moja siostra i kuzyni. Nigdy nie miałem żony ani dzieci. Kiedy miałem 30-40 lat, chętnie spotykałem się z przyjaciółmi w restauracjach. Kilka razy w tygodniu spędzaliśmy razem wieczory na kartach. Ale teraz oni mają swoje rodziny, swoje sprawy. Nie mają dla mnie czasu.

- On bardzo lubi rozmawiać i ma ochotę uczyć się polskiego, ale jakoś zawsze kiedy już miał załatwione lekcje, coś stawało na przeszkodzie - opowiada Regina Sieradzka, emerytowana nauczycielka francuskiego i znajoma prudnickiego Francuza. - Ostatnio znalazła się pani, która chciała uczyć go polskiego nieodpłatnie, w zamian za możliwość doskonalenia swojego francuskiego. Nawet go zaprowadziłam na miejsce zajęć, ale na umówioną godzinę nie dotarł. Tłumaczył potem, że coś mu wypadło.

Guy przepracował 40 lat, głównie jako księgowy w Strasburgu. W 1998 roku jego firma wpadła w kłopoty ekonomiczne, stracił pracę w księgowości. Założył własną działalność. Sprowadzał z Polski ogrodowe krasnale i świętych Mikołajów.

Handlował nimi na targowiskach we Francji i Niemczech. Po dwóch latach moda na krasnale z Polski się skończyła. Guy znalazł sobie na nowo pracę księgowego. W wieku 60 lat doczekał się praw emerytalnych, po 40 latach pracy.

Miał szczęście, bo niedługo potem pan Sarkozy zmienił przepisy i wydłużył obowiązkowy czas pracy do 41,5 roku. A ostatnio pan Hollande dołożył do tego jeszcze 1,5 roku pracy, ale zwiększane stopniowo do 2035 roku. O swoich prezydentach Guy Hemmler mówi per "pan", z szacunkiem. Nawet jeśli nie jest z nich zadowolony.

- We Francji miałem przyjaciela Polaka, Romana, który też mieszkał i pracował w Strasburgu - opowiada Guy. - Kiedy byłem już na emeryturze, Roman napisał do mnie i zaprosił mnie do Prudnika. Nigdy nie byłem w Krakowie czy Warszawie, więc nie zastanawiałem się nad wyjazdem w inne miejsce. Prudnik znałem, bo byłem tu już wcześniej, w 1998 roku. Dlatego przyjechałem do Prudnika. Dobrze mi tutaj. Chcę tu zostać do śmierci.

Podatek dla Polski

Jak przystało na księgowego, systematycznie i skrupulatnie załatwił wszystko. Przeniesienie emerytury z Francji, która trafia do polskiego banku i jest mu wypłacana w złotówkach. Prawo pobytu, choćby czasowego.

Ubezpieczenie zdrowotne w Narodowym Funduszu Zdrowia, żeby mógł korzystać z polskiego lekarza. Na szczęście Guy specjalnie nie choruje.

- Kiedyś zadzwoniła do mnie lekarka, żeby skonsultować stan jego zdrowia, bo nie była pewna, czy go dobrze zrozumiała. Na szczęście trafił do mojej znajomej - opowiada Regina Sieradzka, która cierpliwie pomaga Hemmlerowi. - Czasem się irytuje, że nie może się dogadać ani po francusku, ani po niemiecku, ani po angielsku, nawet u lekarza. Czasem denerwuje go, że czegoś nie może załatwić w naszych urzędach.

Złoszczą go też młodzi ludzie, którzy zaczepiają go i domagają się drobnych albo papierosów. Bo on w ich wieku potrafił na papierosy zapracować. Poza tym bardzo szybko zaprzyjaźnia się z ludźmi.

- Bez prawnego statusu rezydenta w Polsce nie mam wielu uprawnień - skarży się Guy - Nie mogę dostać kredytu w banku, nie mogę sobie załatwić telefonu z abonamentem. A przecież mam stałe dochody, nigdy nie byłem karany. Nie mam gotówki, żeby sobie kupić w Polsce mieszkanie, dlatego muszę je wynajmować. Kiedy więc dostanę prawo stałego pobytu, będę chciał sobie tu coś kupić.

Wielu przyjaciół w Polsce nie zdobył. W jego domu odwiedza go Roman. On sam czasem wpada na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Latem wędkuje, bo wędkarstwo było jego pasją jeszcze we Francji. W Prudniku go zaakceptowano, jako swoistą ciekawostkę lokalną, ale są też ludzie, których irytuje, gdy głośno woła za znajomymi albo na ulicy wabi po francusku swojego psa Rambo.

Jego emerytura to prawie 1,1 tys. euro miesięcznie.
- We Francji czy Niemczech to bardzo mało. Tu - dużo. Nawet jeśli muszę od tego zapłacić podatek - komentuje. Ten podatek to jeden z urzędowych problemów Guy. Rocznie płaci ok. 9 tysięcy złotych do polskiego urzędu skarbowego.

- We Francji nie płaciłbym ani grosza, bo tam emerytury są zwolnione z podatku dochodowego - opowiada. - Tak powinno być w całej Unii. Płacę tu fortunę.

W kwietniu Guy Hemmler napisał oficjalny wniosek do naczelnika Urzędu Skarbowego w Prudniku, żeby mu oddał jego podatek za poprzednie lata i żeby go zwolnił z podatku na przyszłość. Ktoś mu jednak wyperswadował, że w Polsce to niemożliwe.

Trzy lata temu, kiedy Hemmlerowi wypowiedziano najem poprzedniego mieszkania, poszedł do urzędu miasta zapytać, czy może dostać mieszkanie komunalne. Urząd mu odmówił. Biorąc pod uwagę wysokość jego dochodu, nie kwalifikował się do takiej pomocy. Próbował załatwić w Prudniku organizację giełdy staroci, takiego francuskiego pchlego targu. Skoro w Strasburgu świetnie funkcjonują dwa, to w Prudniku powinien się przyjąć przynajmniej jeden. Też niczego nie zwojował.

- To wymaga znalezienia miejsca, organizatora, zgody władz miejskich na zwolnienie z opłaty targowej - wymienia Guy Hemmler. - Nie mogłem nikogo przekonać, że warto się tym zająć.

Chyba najbardziej w Polsce zaszokowało Guy, że wyrzucamy na śmieci tyle dobrych rzeczy. Po przyjeździe do Prudnika sam dość często odwiedzał śmietniska. Zebrał na nich godną podziwu kolekcję figurek, laleczek i zabawek. Z plastiku, ceramiki, metalu, nowoczesnych i starodawnych. Od zajączków i piesków po figury świętych. Stoją dziesiątkami na półkach w jego mieszkaniu.

- Proszę zobaczyć, przecież to jest całkowicie dobre, nie uszkodzone, nowe - pokazuje nie kryjąc oburzenia. - Jak można wyrzucić coś takiego! W Strasburgu są sklepy, które skupują takie kolekcje i ponownie je odsprzedają kolekcjonerom. Tam można to wszystko sprzedać. Czekam na okazję, żeby to ze sobą zabrać do Francji i spieniężyć.

- Chyba ma dużo odwagi, bo ja jednak wolałabym w tym wieku zostać w swoim kraju - przyznaje Regina Sieradzka. - Guy sam wybrał takie życie. Pozostaje nam tylko trzymać za niego kciuki, żeby sobie poradził.

Przybywajcie, emeryci

Na Opolszczyźnie prawo stałego pobytu posiada obecnie prawie 370 cudzoziemców - obywateli Unii Europejskiej. Najwięcej jest Niemców (216), a potem Czechów i Słowaków (po 22). Jeśli chodzi o zarejestrowany w urzędzie wojewódzkim pobyt czasowy, to cudzoziemców mamy w województwie 711. Najwięcej z Niemiec (269), Bułgarii (107) i Wielkiej Brytanii (56).

W sumie razem z nami mieszka ponad tysiąc obcokrajowców tylko z krajów Wspólnoty.
Mimo zapowiadanego w mediach napływu emerytów z Zachodu, zwabionych tanimi kosztami życia i opieki w Polsce, na naszym terenie tego zjawiska nie zaobserwowano.

Bardzo liczni Polacy, którzy część emerytury wypracowali w Niemczech, wolą siedzieć za granicą. Bo gdy się przeprowadzą, to stracą prawo do świadczeń naliczanych przez Niemców, a więc wyższych. Będą się musieli zadowolić tym, co wypłaci im ZUS.

- Obcokrajowców nie mamy, za to trzy czwarte naszych pensjonariuszy to polscy emeryci, których rodzina wyjechała za granicę, do Niemiec, Holandii. Belgii czy Stanów Zjednoczonych i nie jest w stanie opiekować się swoimi rodzicami w Polsce - przyznaje Bożena Maćko z prywatnego Domu Pomocy Społecznej "Spokojna Przystań" w Chomiąży.

- Mieliśmy u nas kilka osób, Polaków, którzy wrócili na emeryturę do kraju - mówi Ewa Krzyżowska, kierownik niepublicznego DPS "Potok" w Jarnołtówku. - Po kilku miesiącach u nas decydowali się jednak wynająć sobie opiekę w domu. Nasz personel jest dwujęzyczny, bo spodziewaliśmy się większej liczby chętnych z Niemiec, ale dotychczas tylko słyszałam o takim zjawisku.

I jak pokazują przygody Guy Hemmlera, nie ma się co dziwić, że nie przyjeżdżają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska