Halina Młynkowa: Gorąca i seksowna

Katarzyna Kownacka
Rozmowa z Haliną Młynkową, piosenkarką, byłą wokalistką zespołu Brathanki

- Pojawiłaś się na festiwalu w Opolu, bywasz na imprezach muzycznych w Polsce, widać Cię w telewizji i prasie. Wracasz?
- Zdecydowanie. I obiecuję sobie i wszystkim solennie, że nigdy już nie będę robić aż tak długiej przerwy (śmiech).

- Kiedy płyta?
- W październiku - jeśli się nic nie zmieni. Materiał już jest. Teraz dopieszczamy wszystko, wprowadzamy kosmetyczne poprawki i sprawdzamy, jak się podoba na koncertach.

- Krążek będzie tak seksowny i gorący, jak piosenka "Kobieta z moich snów" promująca płytę?
- To chyba najbardziej żywiołowy utwór z całej płyty, choć jest jeszcze kilka rytmicznych, porywających melodii. Ale generalnie cała płyta na pewno będzie kobieca. Znak rozpoznawczy to teksty nasycone emocjami. Na pewno nie będzie to krążek polityczny (śmiech).

- A erotyczny? Pierwsza piosenka i teledysk do niej wręcz epatują seksem, jest aż czerwony...
- Robię to z premedytacją, bo uważam, że w muzyce można sobie pozwolić na więcej. Rzadko się zdarza, żeby kobiety publicznie wyrażały swoje najskrytsze marzenia. Nasza kultura raczej oczekuje więcej skromności. Wyrażanie marzeń, wręcz histeryczne wymienianie kolejnych - jak w mojej piosence, nie powinno powodować zgorszenia, bo to po prostu piosenka.

- Przewrotnie zapytam: jaka powinna być kobieta marzeń?
- Nie ma wzorca - ale na pewno odważna. Taka kobieta może zrobić wszystko. Za odwagą pojawia się siła i chęć działania. Kiedy odwagi brakuje, pojawiają się frustracje, lęki, brak wiary w siebie i kompletna niemoc.

- Kobiety w Polsce są odważne?
- Coraz bardziej. Coraz wyraźniej pokazują, że są równorzędnymi partnerami dla mężczyzn. Mało tego - potrafią więcej. Umieją być nie tylko aktywne zawodowo, ale i doskonale radzić sobie w domu. Zawiadują firmą i rodziną. A ten dom, mam wrażenie, mimo wyraźnych zmian i tak pozostaje na głowach 90 procent kobiet.

- Mocno im ciąży?
- Czy ja wiem… Jeśli kobieta spełnia się na każdym polu, również zawodowym, to ten ciężar może być lekki jak piórko. Może wręcz dodawać skrzydeł.

- Ty - gwiazda estrady, kobieta wyzwolona, na kilka lat zniknęłaś właśnie dlatego, że pojawił się dom, rodzina, dziecko.
- Bo dla mnie we wszystkim musi być równowaga - muszę mieć scenę, muzykę - bez nich nie wyobrażam sobie funkcjonowania. Ale muszę mieć również kochany, ciepły dom. Uwielbiam go, choć wiem, że gdyby nie było muzyki i szans na zawodowe spełnienie, to bym się w nim dusiła. Zresztą - był taki czas, że właśnie tak było. Byłam przyzwyczajona do życia ptaka - w trasach, na wolności. I nagle na dłuższy czas wpadłam w monotonny rytm dnia, który wyznaczał mi cykl życia dziecka. Ta powtarzalność zaczęła mnie pogrążać. Wtedy dopiero doceniłam kobiety, które decydują się poświęcić swoje życie po to, by zająć się domem. To wielkie wyzwanie wymagające również odwagi. Dla mnie to najtrudniejszy zawód, jaki znam.

- Kiedy powiedziałaś: dłużej już nie dam rady, muszę wrócić?
- Niekoniecznie był to jeden moment. Tak naprawdę przekonanie o tym, że koniecznie muszę wrócić na scenę, towarzyszyło mi od wczesnych tygodni macierzyństwa. Ale chciałam też spędzić czas z synkiem. Po drugie - świadomie się nie pokazywałam i nie przyjmowałam zaproszeń do czasu, gdy nie miałam materiału. Nie chciałam być celebrytką kojarzoną nie wiadomo z czym. Wolałam zaczekać do momentu, gdy będę miała coś do zaprezentowania.

- Dlaczego?
- Choćby po to, by nie pytano mnie tylko o sprawy prywatne albo te, które już przebrzmiały - były zespół, byłe przeboje. Minęło siedem lat, nim wróciłam. Ciągle coś zmieniałam i poprawiałam w tworzonej muzyce. Materiału, który powstał w tym czasie, starczyłoby na kilka albumów. Stałam się kretem domowo-studyjnym. Ale teraz mam pewność, że to jest to, o co mi chodziło. I cieszę się, że wreszcie wracam.

- Czego Ci najbardziej brakowało z tego "światowego" życia?
- Sceny, pędu z miejsca w miejsce, spotkań z ludźmi na koncertach - to dla mnie sól tego, co robię. Bardzo mnie też pociąga budowanie swojego scenicznego wizerunku od nowa, bez śpiewania "Czerwonych korali".

- Masz jakąś awersję?
- Nie, ale przez jakiś czas nie miałam ochoty ani słuchać, ani śpiewać tej piosenki. Wykonałam ją przecież niezliczoną ilość razy.

- Wracając do kobiet w Polsce - jesteś feministką? Chodzisz na wiece z okazji 8 marca?
- Nie, nie chodzę. Ale angażuję się w inne prokobiece akcje - choćby program dotyczący ochrony przed rakiem szyjki macicy. Sam feminizm jako taki nigdy mnie zbyt mocno nie pociągał. Kobietą po prostu jestem i zawsze będę popierać kobiety. Tak było również w programie "Bitwa na głosy". Choć życzliwie wspieraliśmy się wszyscy, to w finale jednak dopingowałyśmy się z Ulą Dudziak - choć był Piotr Kupicha. Wracając do macierzyństwa - moja kobiecość w pełni objawiła się właśnie, kiedy urodziłam syna. Poczułam się bardziej dowartościowana, świadoma, odpowiedzialna.

- A wspomniane marcowe manify: śmieszą, straszą, urzekają?
- Nie urzekają na tyle, by w nich brać udział, za to bardzo szanuję ich uczestniczki. Do takich wystąpień nadal trzeba odwagi. To ciągle w wielu miejscach jedyny sposób na to, by zwrócić uwagę na fakt, że nie wszystko jest jeszcze jak być powinno. Choć mamy XXI wiek. Żyję w Warszawie, gdzie chyba wszystko rządzi się swoimi prawami i nie ma jawnej dyskryminacji - choćby w kwestii zarobków czy pięcia się po stopniach kariery. Ale wystarczy wyjechać 50-70 kilometrów poza Warszawę. W niewielkich miejscowościach i wsiach wiele rzeczy nie zmiana się od dziesiątków lat. Dlatego mam przekonanie, że kobiety, które wychodzą na ulicę stolicy, robią to w imieniu tych, które siedzą w tym czasie w domach. Cieszę się, że w tych działaniach o równe prawa wspierają nas panowie. Przy takich problemach na zmiany może wpłynąć tylko masa. Mam nadzieję, że za kilka lat zarobki kobiet wszędzie będą takie same jak mężczyzn, dostęp do stanowisk też. A małżeństwo dziewczyny z małej miejscowości nie będzie oznaczać tego, że automatycznie zakopie się w garach. Mam nadzieję, że kobiety będą mogły w pełni same kierować swoim życiem i wybierać zawodową drogę.

- Nawet jeśli któraś wybierze siedzenie w garach?
- Oczywiście, tak się przecież dzieje. Znam szczęśliwe panie domu i matki. I to też jest fantastyczne. A propos nierówności - możliwość dokonania takiego wyboru - być panią domu czy nie - jest niezbywalnym przywilejem kobiety. I nie dajmy go sobie odebrać!

- Jak sobie wyobrażasz łączenie roli matki i gwiazdy sceny? Trasy, koncerty wiążą się przecież z życiem w podróży, wielomiesięcznymi sesjami w studiu.
- Mój syn ma już 7 lat, a przecież są artystki, które, mając bardzo małe dzieci, ruszają w trasy. Piotr jest już na tyle duży, że ma świadomość mojego powrotu do pracy. Myślę też, że minęło też tyle czasu, iż ma pewność, że jest kochany i czuje się dowartościowany. Przez ostatnie lata o to właśnie dbałam najbardziej będąc z nim.

- Nie masz w planach, by go zabierać ze sobą?
- Nie. Tym bardziej, że nie ma takiej potrzeby. Piotr ma swój świat, swoje zainteresowania. Nie ciągnie go ani do studia, ani na koncerty. Owszem, pewnie cieszyłby się na wyjazd razem z mamą, ale potem bardzo szybko znudziłby się na próbie czy koncercie.

- A nie obawiasz się, że jest na tyle duży, że może się przejąć tym, co piszą brukowce? O Tobie i Łukaszu Nowickim, Twoim mężu, swego czasu czytałam sporo o drastycznych dietach odchudzających.
- Ja jeszcze czytałam, że Łukasz mnie bija. To kompletne bzdury i do takiego myślenia o tych "newsach" staramy się przyzwyczaić syna. Czasem bardzo otwarcie przy nim rozmawiamy o plotkach. Właśnie po to, by go oswoić. Dopytuje oczywiście, skąd te kłamstwa, a my to próbujemy jakoś wyjaśniać. Póki co, nie było bardzo przykrych zdarzeń. I myślę, że nie będzie - póki sami nie zrobimy czy nie powiemy jakichś głupot, przez które syn się będzie musiał wstydzić (śmiech). Zobaczymy jeszcze, co będzie, jak pójdzie do szkoły. Tam zetknie się z poglądem na świat nie tylko naszym, ale też innych dzieci, ich rodziców. Będziemy musieli tego pilnować. No i tego, żeby przypadkiem jemu samemu nie odbiła palma. Żeby nie próbował w starciu na argumenty "mój tata robi to, a moja mama tamto" być zbyt przekonany o wartości naszych zawodów.

- Jaką jesteś matką na co dzień? Zaborczą, łagodną? Planujesz przyszłość synowi, układasz mu życie?
- Trochę się uczę na błędach swoich rodziców, a trochę od nich ściągam. Pamiętam na przykład, że bardzo mi się nie chciało chodzić do szkoły muzycznej. A rodzice gonili… Mama powtarzała, że za kilka lat będę jej za to przymuszanie wdzięczna. No i jestem. Mój syn teraz uczy się gry na skrzypcach i też narzeka. Twierdzi, że wolałby gitarę albo w ogóle nie ma na nic ochoty. Ale mu nie odpuszczam. Jeszcze gdybym wiedziała, że mu nie idzie… A jemu wszystko przychodzi ot tak. Jest bardzo zdolny, więc go przypilnuję. Dostanie ode mnie edukację muzyczną. Czy ją kiedyś wykorzysta - będzie zależeć tylko od niego.

- Twoje marzenie - matki i artystki.
- Matki - żeby moje dziecko odnalazło się w życiu, cokolwiek zdecyduje się robić. Jeśli zechce być piekarzem, kierowcą tira, profesorem czy muzykiem. Ma być spełniony i powinien radzić sobie w życiu. A artystki - wejść na szczyt i nigdy nie zejść.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska