Jak dyrektor sklepu okradał Media Markt

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
- Dyrektor miał przekonanie, że opolski sklep Media Markt jest jego i może tu wszystko - mówiła podczas przesłuchań w prokuraturze jedna z pracownic. - Lubował się w kilku markach: Canon, Philips, Miele, ale i innymi nie gardził.

Sylwester B. ma 44 lata, żonę, dwoje dzieci, dom pod Opolem. W kierownictwie opolskiego Media Marktu, supermarketu ze sprzętem elektronicznym i artykułami gospodarstwa domowego, był od momentu otwarcia tej placówki w Opolu, czyli od wiosny 2003 roku. Jak mówią pracownicy, przez większy okres tego czasu karty rozdawał w nim osobiście.

Ze sklepu zrobił wypożyczalnię

- To za jego czasów na przykład zaczął obowiązywać w naszym sklepie system wypożyczalni - mówił podczas przesłuchań na policji Jarosław T., jeden z pracowników opolskiego marketu. - Chodziło o to, że on oraz kadra kierownicza mogli zabierać do domów płyty z filmami czy grami. Dyrektor wpadał na stoisko, pytał się, czy są jakieś nowości. Jak były, to zabierał. Czy oddawał? Tego już nie wiem.

Pracownicy działu z grami mówili śledczym, że zaglądał do nich najczęściej, kiedy wychodziła jakaś nowa gierka, ale sam też pytał regularnie, czy są na stanie nowości oraz co warto wziąć.

- Ot tak wpadał bez zapowiedzi na dział, kazał ściągać takie specjalne elektroniczne zabezpieczenia na towarze i zabierał do gabinetu - wyjaśniał z kolei Michał S., kolejny z przesłuchanych przez prokuraturę pracowników opolskiego Media Marktu.
Ale gry i płyty z filmami to tylko czubek góry lodowej...

Wyparował sprzęt za 130 tys. zł

Prokuratura Rejonowa w Opolu oskarżyła Sylwestra B. o przywłaszczenie na szkodę koncernu, w którym pracował, towaru o łącznej wartości ponad 130 tysięcy złotych.

Początkowo śledczych informowano, że sieć sklepów ze sprzętem elektronicznym i gospodarstwa domowego straciła nawet 315 tysięcy złotych, ale prokuratura zebrała dowody na mniejszą kwotę.

Chodzi o zmywarki, zamrażarki, telewizory, laptopy, odkurzacze, aparaty fotograficzne, telefony komórkowe, drogie torby na sprzęt elektroniczny, a nawet… żarówki. Jak to robił? Według śledczych miał kilka sposobów.

Pierwszy to przekręt na bony, a raczej karty podarunkowe przeznaczone dla klientów sieci. Jak twierdzi prokurator, dyrektor kazał drukować je dla siebie kilka razy w tygodniu. Minimalna kwota wynosiła sto złotych.

- I to właśnie takimi bonami "płacił" za wzięty przez siebie towar - napisał w akcie oskarżenia Przemysław Grzesik, asesor w Prokuraturze Rejonowej w Opolu.
Według opolskich śledczych w ten sposób naraził sklep, którym kierował, na straty w wysokości ponad 70 tysięcy złotych.

- Nie było miesiąca, by dyrektor nie płacił za sprzęt kartami podarunkowymi - zeznała Ewelina D., pełniąca obowiązki kierownika kas.

W 2009 roku koncern wycofał tradycyjne, papierowe bony i zastąpił je plastikowymi kartami, coś na wzór tych bankomatowych. Zwykle wyglądało to tak, że klient płacił w kasie kwotę na przykład 100 zł, a w zamian za to sklep drukował kartę o pewnej wartości, za którą mógł zrobić kolejne zakupy.

Dyrektor polecił i dla siebie drukować takie karty, z tym, że oczywiście nie wpłacał przy tym do kasy ani złotówki. Jak ustaliła prokuratura, sieć straciła na tym kolejne 15 tysięcy złotych. Według ustaleń śledczych w ten sposób płacił nawet za doładowywanie telefonów swoich i swoich dzieci.

Żonglowanie paragonami

Podczas swoich rządów Sylwester B. wykazał się wielkim sprytem. Nie bez kozery wszak sieć sklepów Media Markt reklamuje się hasłem "Nie dla idiotów".

Jak ustalili śledczy, oskarżony szybko wpadł też na kolejny pomysł, jak tu wystrychnąć na dudka swojego pracodawcę. Chodziło o drukowanie żurnali kasowych, czyli specjalnych dokumentów zastępujących paragon.

Klient dostaje taki żurnal, kiedy zgubi paragon fiskalny. To na jego mocy może np. reklamować wadliwy towar albo zwrócić go do sklepu. No i dyrektor też kazał drukować sobie takie żurnale i na ich podstawie dokonywał w sklepie fikcyjnych zwrotów sprzętu RTV oraz AGD, który nigdy przez nikogo nie został kupiony.

Gotówkę z takiej operacji zabierał sobie. Według opolskich śledczych najczęściej za jedną taką operację kasował około tysiąca złotych. By ukryć swoją działalność, Sylwester B. wybierał przedmioty cieszące się największym powodzeniem u klientów, bo to zmniejszało ryzyko wpadki.

Po pewnym czasie kazał kierownikom działów wystawiać zlecenia na sprzedaż fikcyjnie zwróconego sprzętu, ale już po mocno obniżonej cenie, kwalifikując go jako wadliwy lub uszkodzony. Taka operacja powodowała, że sprzęt schodził ze stanu magazynowego, uniemożliwiając wykrycie wcześniejszego fikcyjnego jego zwrotu przez fikcyjnego klienta.

Lubował się w nowościach

Z informacji zawartych w akcie oskarżenia rysuje się obraz dyrektora jako człowieka, którego pazerność nie zna granic. Według śledczych Sylwester B. przynosił również do pracy stary sprzęt RTV i AGD, który miał w domu, i wymieniał na nowy albo dokonywał zwrotów, a za pieniądze kupował nowsze modele.

- Pamiętam, lubował się w takich białych telewizorach od Philipsa, bardzo drogich. Kiedy wchodził na rynek nowy model, zawsze wymieniał sprzęt - mówiła śledczym Iwona L., jedna z pracownic opolskiego marketu.

Odchodząc ze stanowiska w 2010 roku, B. miał jeszcze przywłaszczyć sobie dwa drogie wielofunkcyjne odkurzacze i potrzebne do nich akcesoria. Policjanci znaleźli sprzęt podczas przeszukania w jego domu pod Opolem. Został już zwrócony właścicielowi.

- On miał przekonanie, że Media Markt jest jego i może tu wszystko - dodaje Iwona L. - Lubował się tak naprawdę w kilku markach: Canon, Philips, Miele, ale i innymi nie gardził. Sama przynosiłam mu do gabinetu aparaty fotograficzne i pieniądze ze zwrotów.
Pracownica opowiedziała też śledczym, że podczas okresowej oceny załogi szef rozesłał do kadry kierowniczej maila z pytaniem, co by zmienili w firmie, jaką ścieżkę kariery sobie wymarzyli oraz jaką przyszłość widzą w koncernie.

- Ja napisałam, że przyszłości tutaj dla siebie nie widzę żadnej i że jest mi go tak po ludzku żal, że ma tak silną potrzebę posiadania - zeznała. - To było przed ślubem kolegi z pracy. Choć był zaproszony, na imprezę nie przyszedł. Pewnie dlatego, że było mu głupio.

Dyrektor: jestem niewinny

Sylwester B. odszedł z pracy w opolskim Media Markcie w grudniu 2010 roku. Cała sprawa wydała się pod koniec 2011 roku. Właśnie wtedy nowe szefostwo zarządziło inwentaryzację. Szwindel wyszedł na jaw podczas dwudniowego spisywania stanu magazynowego. Pracownicy nie potrafili wyjaśnić nowym władzom sklepu braku towaru, mimo że system pokazywał, że w magazynie jest go pełno.

Wtedy też przedstawiciele koncernu Media Markt powiadomili prokuraturę. Podczas przesłuchań Sylwester B. nie przyznał się do winy, odmówił również składania wyjaśnień.

Jego obrońca domagał się natomiast, by prokuratura przesłuchała członków zarządu sieci Media-Saturn (zarządza sklepami Media Markt) oraz porównała rentowność innych marketów Media Markt na terenie całego kraju z tym opolskim. Miało to dowodzić, że Sylwester B. jedynie realizował polecenia wydawane mu przez zwierzchników, tak samo jak innym dyrektorom marketów.

Prokuratura odrzuciła jednak wnioski, uznając, że to przecież samo Media Markt złożyło zawiadomienie do prokuratury. Śledczy uznali również, że żadna strategia czy też polityka marketingowa firmy nie może zezwalać dyrektorowi jednego ze sklepów należących do sieci na niczym nie skrępowane rozporządzanie mieniem jak własnym.

Sprawę karną przeciwko Sylwestrowi B. rozpozna Sąd Rejonowy w Opolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska