Jak leśniczy kombinował z drewnem

sxc.hu
Leśniczy gromadził drewno, poza ewidencją, na własne potrzeby, na opał.
Leśniczy gromadził drewno, poza ewidencją, na własne potrzeby, na opał. sxc.hu
Leśniczy ze Smolarni stracił pracę, bo przy swojej leśniczowce zgromadził drewno niewiadomego pochodzenia. Nie wpisał go do ewidencji, jego zwierzchnicy nie powiadomili jednak policji. W Nadleśnictwie Prószków wrze.

- To były tylko pewne nieprawidłowości - twierdzi nadleśniczy Lech Olczyk. - On gromadził drewno, rzeczywiście poza ewidencją, na własne potrzeby, na opał. Został zwolniony, drewno odzyskaliśmy, dodatkowo za nie zapłacił. W tej sytuacji nie widziałem powodu, by zawiadamiać o wszystkim organy ścigania.

Leśniczy ze Smolarni przepracował w prószkowskich lasach kilkanaście lat. Zwolniony został w trybie natychmiastowym, ale za porozumieniem stron. Z leśniczówki wyprowadził się następnego dnia.

- Zrobiliśmy wszystko, co było trzeba - uważa nadleśniczy Olczyk. - Nawet nie wiem, co się z nim teraz dzieje i jak się z nim skontaktować. W lasach na Opolszczyźnie z pewnością nie znajdzie już zajęcia.

Sprawą zajmuje się teraz komisja, powołana przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Katowicach.

- Podczas zleconej przez nadleśniczego inwentaryzacji stwierdzono niedobór drewna o wartości 2925,31 zł. Z kolei wartość drewna niewiadomego pochodzenia wynosiła 32071,58 zł - wyjaśnia Krzysztof Chojecki z katowickiej dyrekcji. - Nie ma dowodów, by leśniczy próbował to drewno sprzedawać. Ustaliliśmy, że nadleśniczy rozważał zgłoszenie tej sprawy do prokuratury, ale po zasięgnięciu opinii w kancelarii prawnej upewnił się, że nie ma takich podstaw.

Komisja nie stwierdziła dotąd, by prószkowski nadleśniczy starał się ukryć czy wyciszyć aferę. Ostateczne wyniki i wnioski z jej prac powinny być znane pod koniec stycznia.

Część załogi prószkowskiego nadleśnictwa jest zdumiona i oburzona sposobem załatwienia sprawy. - To przecież oczywista kradzież, nawet jak kradł na opał, to jednak kradł - mówi jeden z pracowników. - Słyszałem o podobnych przypadkach, w które zamieszani byli leśnicy. Za każdym razem kończyło się to sprawą karną. Tym razem, z niezrozumiałych dla mnie powodów, pozamiatano wszystko pod ściółkę.

Liczba kradzieży w lasach na Opolszczyźnie maleje w ostatnich latach. Na przykład w Nadleśnictwie Opole w 2011 roku zanotowano 16 takich przypadków. Skradziono 52,5 m sześc. drewna wartości 9687 zł. W minionym roku, w 10 kradzieżach przywłaszczono 29,17 kubików o wartości 6222 zł.

- Bo coraz lepiej pilnujemy państwowego mienia - mówi Adam Sikorski, komendant posterunku Straży Leśnej w Opolu. - Bardzo pomaga nam w tym elektronika, na przykład kamery rejestrujące każdy ruch. Już pierwsza zamontowana kamera zrobiła zdjęcia złodziejowi, za którym uganialiśmy się przez rok. W ściętych pniach umieszczamy też niewielkie nadajniki GPS. Uruchamiają się one pod wpływem ruchu i pozwalają zlokalizować skradzione drewno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska