Jak władze w PRL-u traktowały Niemców

Redakcja
Richard i Rudolf Urban prezentują transparent, którym mniejszość niemiecka powitała w Krzyżowej Helmuta Kohla. Msza św. Pojedniania była dla nich symbolicznym końcem PRL-u.
Richard i Rudolf Urban prezentują transparent, którym mniejszość niemiecka powitała w Krzyżowej Helmuta Kohla. Msza św. Pojedniania była dla nich symbolicznym końcem PRL-u. Krzysztof Świderski
Sebastian Rosenbaum z katowickiego IPN-u zaprasza na międzynarodową konferencję. Sympozjum odbędzie 28 i 29 listopada w Gliwicach.

- Tematem konferencji organizowanej przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Instytut Studiów Politycznych PAN i Instytut Pamięci Narodowej jest polityka władz komunistycznych wobec w Niemców w Polsce w latach 1945-1989. Najbardziej jednoznaczna była ta polityka zaraz po wojnie. Wyznaczały ją wysiedlenia i obozy pracy w rodzaju Łambinowic, Świętochłowic itp.
- Do tego pierwszego okresu trzeba też dorzucić weryfikację. Czyli proces selekcji autochtonów kończący się wysiedleniem tych, którzy nie przeszli weryfikacji - z punktu widzenia władz - pozytywnie i zostali uznani za Niemców.

- Ale weryfikacja ujawniła także pewną grę władz. Z jednej strony tropiły one i wysiedlały Niemców, z drugiej robiły wszystko, by możliwie wielu miejscowych jednak uznać za Polaków i tym samym uzasadnić obecność Polski na “prastarych ziemiach piastowskich".
- W punkcie wyjścia sformułowano tezę, że mieszka tu ludność etnicznie polska, skażona niemieckością. Toteż generalnie weryfikację prowadzono dość liberalnie. Najpierw po to, by zapewnić ciągłość funkcjonowania przemysłu i rolnictwa. Po drugie, starano się państwom zachodnim pokazać, że Polska wraca na swoje ziemie, na których mieszka ludność polska. Na wiedzę, którą mamy dziś - o wielokulturowości i skomplikowaniu etnicznym Śląska - nie było wówczas miejsca. Ale pierwsze lata powojenne i najbardziej wyraziste prześladowania Niemców są stosunkowo słabo obecne w programie konferencji. Badaczy bardziej interesowało, co działo się z Niemcami w Polsce później.

- A co działo się z nimi poza Górnym Śląskiem, czarnym i zielonym?
- Musimy pamiętać, że na Dolnym Śląsku i Pomorzu Zachodnim władze założyły po prostu obecność Niemców, którzy w efekcie takiego myślenia generalnie zostali wysiedleni. Ale wysepki - na początku liczące nawet kilkadziesiąt tysięcy osób - tzw. Niemców uznanych pozostały aż do początku lat 60. Te grupy miały swoje gazety, np. “Arbeiterstimme" we Wrocławiu i Wałbrzychu, a na pomorzu zachodnim ukazywał się nawet “PGR-Arbeiter". Takich Niemców uznanych na Górnym Śląsku oficjalnie nie ma. Tych, którzy zostali, uważano za Polaków. Takie było odgórne założenie polityczne. Natomiast np. w Łodzi funkcjonowali Volksdeutsche. Nie w rozumieniu okupacyjnym: Polacy udający Niemców, tylko w rozumieniu niemieckiej historiografii: Niemcy żyjący poza granicami starej Rzeszy. Z czasem te grupy stopniowo wyjeżdżały lub zanikały.

- Pod koniec lat 80., kiedy system komunistyczny się kruszy, ujawnia się oficjalnie - poprzez zbieranie podpisów i zakładanie pierwszych kół - mniejszość niemiecka. A co działo się z tymi Niemcami wcześniej, od odwilży 1956 roku?
- Funkcjonowały dwa równoległe zjawiska. Władze miały wyrazistą świadomość, że ta ludność niemiecka i sympatyzująca z Niemcami mieszka na Śląsku. Ale mówiły o tym tylko w zamkniętym kręgu. Widać to z akt Urzędu Bezpieczeństwa. W dyskursie oficjalnym Niemców nie ma. W okresie odwilży 1956 Komitet Wojewódzki partii komunistycznej w Opolu przez chwilę zmierzał do legalizacji ruchu mniejszościowego, ale szybko się z tego wycofano. Pragmatyka Służby Bezpieczeństwa na Śląsku Opolskim i Śląsku Katowickim była taka, że z braku opozycji politycznej tropiła ona przede wszystkim sympatie proniemieckie rodzimej ludności. Śledzono ludzi uczących w domach dzieci po niemiecku, posiadających niemieckie książki i wymieniających się nimi, przyjmujących często odwiedziny z Niemiec itd. Ludzie otwarcie sympatyzujący z Niemcami byli - obok Kościoła - uważani za głównego wroga. Ubeckie dokumenty nie zostawiają pod tym względem wątpliwości.

- A propos Kościoła. Pamiętam dobrze, jak w mojej rodzinnej miejscowości ludzie wychodzą z kościoła po majowym nabożeństwie. Tu stoi grupka rozmawiających po polsku czy po śląsku, ale inna grupka na tym samym placu kościelnym mówi po niemiecku. Byłem wtedy młodym ministrantem. To mogła być połowa lat siedemdziesiątych...
- Przestrzeń kościelna była taką chwilową oazą i ułudą wolności zwłaszcza tam, gdzie proboszcz czy wikary był Ślązakiem i tych, którzy mieli takie pragnienie, spowiadał po niemiecku. To automatycznie generowało takie zaufanie, jakiego nie mogła uzyskać żadna władza. Księża z diecezji opolskiej - która wtedy obejmowała także dużą część czarnego Śląska - z Bytomiem, Zabrzem, Gliwicami, byli atakowani nie za to, że są ludźmi prymasa Wyszyńskiego czy “szpiegami Watykanu". Władze akurat tutaj wolały im zarzucać rewizjonizm, czyli sprzyjanie Niemcom. Taki pretekst za podstawę miała także akcja wysiedlenia księży i sióstr zakonnych w latach 50. Usuwano z diecezji także tych księży, których w okresie III Rzeszy prześladowano i chciano wysiedlać jako kapłanów propolskich. A oni po prostu byli dwujęzyczni i próbowali służyć swoim wiernym. Za czasów nazistowskich spowiadali po polsku tych, którzy mieli taką potrzebę, za PRL-u robili to po niemiecku. I jak ich wierny zagadnął po niemiecku, to mu tak odpowiadali.

- Elementem polityki wobec Niemców na Śląsku była także zgoda - lub brak zgody - na wyjazd do Niemiec...
- To jest jeden z ciekawszych aspektów polityki społecznej w Polsce ludowej. Od 1956 do końcówki lat 80. z PRL tylko do Republiki Federalnej Niemiec wyjechało 1,2 mln ludzi. Zdecydowana większość z Górnego Śląska. Działo się to zarówno podczas tzw. pierwszej akcji łączenia rodzin po roku 1956, jak i w czasie funkcjonowania układu normalizacyjnego, kiedy wyjazdy nasilają się w latach 70. w perspektywie procesu odprężenia w Helsinkach, ale także w kontekście wypuszczania ludzi do Niemiec z PRL-u w zamian za kredyty. Jestem zdania, że Śląsk zaznał wtedy strat, jakich nigdy nie odrobi. Te wyjazdy go spustoszyły. Przyroda z czasem wyrówna straty ekologiczne, a ci ludzie - często aktywni, przedsiębiorczy, odważni, świadomi swoich korzeni - nigdy już nie wrócą i nie będą tej ziemi kształtować.

- Ale czy nie jest tak, że te masowe wyjazdy do Niemiec, a więc i deklaracje bycia Niemcami przez wyjeżdżających, stanowiły swego rodzaju przygrywkę do przyszłego legalnego zafunkcjonowania mniejszości niemieckiej?
- My często tych wyjeżdżających w latach 70. traktujemy z lekceważeniem. Nazywa się ich czasem Volkswagendeutsche, sugerując, że jedyną motywacją ich wyjazdów był wyższy poziom życia na Zachodzie. Nie mówię, że motyw ekonomiczny był nieważny. Ale źródła pokazują także wyraźnie, że ogromna liczba spośród tych ludzi całkowicie świadomie jako motyw wyjazdu podawała swoją niemiecką tożsamość. Archiwa Służby Bezpieczeństwa pełne są takich świadectw, kiedy specjalne komisje w zakładach pracy wypytywały wyjeżdżających o ich motywację. Przypominały: przecież pan się urodził w Polsce Ludowej. I często słyszały w odpowiedzi: ale czuję się Niemcem. Zdarzały się przypadki zwalniania za to z pracy. A potem taki człowiek dostawał odmowę wyjazdu za odmową. Znajdował się na lodzie. Więc te deklaracje niemieckości miały swoją cenę. Oczywiście, wiele osób wyjechało wyłącznie lub głównie z motywów ekonomicznych, ale nie podejmę się rozstrzygać, jak wielki był to procent.

- Jak Niemców w Polsce postrzegały władze, a jak ziomkostwa w RFN?
- W Niemczech mieszały się dwa zjawiska. Dla władz Niemcami byli wszyscy, którzy przed rokiem 1938 byli obywatelami Niemiec. Nie wnikali w tożsamość narodową tych osób. Co było uproszczeniem, bo obywatelstwo niemieckie mieli także np. działacze Związku Polaków w Niemczech. Ale taka obywatelska definicja obowiązywała. Zgodnie z nią w PRL żyło około miliona Niemców. Natomiast ziomkostwa operowały w sposób bardziej wyrazisty narodowością osób. Ale i one - niezbyt precyzyjnie - traktowały 90 procent autochtonów na Śląsku jako Niemców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska