MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jan Paweł II - 25 lat temu na Górze św. Anny

Krzysztof Ogiolda
Prof. Dorota Simonides i prof. Antoni Guzik (z lewej) darowali Ojcu św. gobelin z Matką Boską Opolską.
Prof. Dorota Simonides i prof. Antoni Guzik (z lewej) darowali Ojcu św. gobelin z Matką Boską Opolską. Ze zbiorów ks. dra Andrzeja Hanicha
Tej pielgrzymki miało nie być, ale kiedy papież do nas przyjechał, milionowy tłum na Górze św. Anny skandował: Zostań z nami!

Zanim rozbrzmiało słynne już "Sto lat" na papieskich nieszporach, zanim Ojciec św. przemówił do Opolan, a właściwie podjął z nimi żywą rozmowę, wylądował na boisku u podnóża Góry św. Anny. Jedną z osób, które znalazły się wtedy blisko papieża, dosłownie na wyciągnięcie ręki, był długoletni fotoreporter naszej gazety, Tadeusz Kwaśniewski.

- Czułem na sobie nie tylko spojrzenie Ojca św. Czułem wręcz jego oddech - wspomina po latach. - Byłem niesłychanie przejęty. Mój ówczesny aparat zrywał czasem film, więc drżałem na myśl, że taka przygoda spotka mnie w tej historycznej chwili. Papież zauważył widać to moje zdenerwowanie, bo w pewnym momencie spytał: - A pan skąd przyjechał na piękną ziemię opolską? Odpowiedziałem, że ze Lwowa, gdzie się urodziłem i zostałem ochrzczony w kościele św. Elżbiety. On popatrzył na mnie i powiedział: "O, tajojku, Lwów to piękne miasto". A mnie dusza podskoczyła z radości.

Pan Tadeusz pamięta dobrze, że papież wydał mu się jednocześnie dostojny i bliski, odległy i ciepły.

To ciepło wzięło górę, gdy Tadeusz Kwaśniewski znalazł się raz jeszcze tuż przy Ojcu św. już tam, wysoko, przy papieskim ołtarzu.

- Moja żona była wtedy poważnie chora w szpitalu i czekała na operację - opowiada pan Tadeusz. - Szepnąłem Ojcu św., że proszę o modlitwę o jej zdrowie. - Proszę przekazać żonie moje błogosławieństwo - powiedział papież i zrobił mi na czole krzyżyk. Kiedy po wszystkim papieski helikopter poleciał już w stronę Krakowa, ja pojechałem do szpitala i to moje czoło przytuliłem do czoła swojej żony. Operacja zakończyła się szczęśliwie.

Blisko papieża na lądowisku była też Aneta Górzna. Wtedy opolanka, dzisiaj mieszkanka Bielska-Białej. Czekała na Ojca św. razem z grupą młodzieży. Zagrali w marynarza, by rozstrzygnąć, kto da kwiaty papieżowi, a kto dostojnikom z jego świty. Aneta wygrała.

- Wręczając bukiet, prosiłam o błogosławieństwo dla naszej opolskiej ziemi i dla nas - mówi Aneta. - Ojciec Święty przyjął kwiaty bez słowa. Ktoś odsunął mnie na bok i papież witał się z kolejnymi osobami. Dopiero kiedy po czerwonym dywanie zmierzał do papamobilu, ustawiliśmy się w szeregu, prosząc o błogosławieństwo. Wtedy spojrzał na mnie i powiedział: A to ta, co mi się kazała zachowywać przyzwoicie.

Tej wizyty miało nie być

Mało kto dziś pamięta, że niewiele brakło, by nie było tych anegdot o papieskim powitaniu, bo i samych nieszporów z papieżem by nie było. Bo Jana Pawła II właściwie miało na Opolszczyźnie nie być.

- Według wstępnego programu pielgrzymki do Polski w roku 1983 nad nami miał tylko przelecieć w drodze między Wrocławiem a Katowicami - mówi ks. arcybiskup Alfons Nossol. - Na spotkaniu Rady Stałej Episkopatu Polski tłumaczyłem, że nasi diecezjanie będą to sobie tłumaczyć po swojemu. Powiedzą, że papież do nas nie przyjechał, bo mamy w regionie mniejszość niemiecką. W ten sposób nieobecność papieża się u nas upolityczni. Ówczesny sekretarz Episkopatu Polski zdenerwował się wtedy na mnie za tę argumentację i kazał mi jechać w tej sprawie do Watykanu.

Biskup opolski wspomina, że na całe szczęście dopiero co wrócił z międzynarodowego spotkania ekumenicznego i nie oddał jeszcze paszportu. Do Rzymu mógł więc polecieć już następnego dnia rano.

- Miejsce w samolocie załatwił mi - przez swego sekretarza - kardynał Józef Glemp. On też pożyczył mi pieniądze na bilet. Nazajutrz byłem już u papieża na kolacji - opowiada ks. biskup. - Powiedziałem Ojcu św. wprost, że niestety, jak zawsze, o Opolszczyźnie zapomniano. Papież zapytał ks. Stanisława Dziwisza, swego sekretarza, kiedy definitywnie Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej zamyka program pielgrzymki do Polski. Okazało się, że następnego dnia w południe. Zdążyłem w samą porę.

- Przekonywałem Ojca św., że wystarczy o dwie godziny skrócić pobyt we Wrocławiu, gdzie papież i tak spędzi dwa dni, i o godzinę wizytę w Katowicach i to na nasze nieszpory w sam raz wystarczy - dodaje ks. abp.- A przy okazji - zaproponowałem - ukoronujemy obraz Matki Bożej Opolskiej papieskimi koronami. Ojciec św. się zmartwił, że decyzji o koronacji nie uda się tak na szybko przeforsować w odpowiedniej watykańskiej kongregacji. Przekonywałem, że jak papież powie, że mu na tym zależy, to kongregacja się pospieszy. Okazało się przy tym, że Jan Paweł II zna nasz obraz z opolskiej katedry, bo gdy odwiedzał Opole jako profesor i biskup, zawsze chodził się przed nim modlić za biskupa Jopa, który był jego współkonsekratorem. W końcu powiedział, że by mu na tej Świętej Annie zależało, zwłaszcza gdy mu opowiedziałem, że był u mnie w kurii staruszek, Ślązak z jednej z podopolskich parafii. "Słyszołżech, że Łojciec Świynty do nos nie przijadom - mówił mi dziadek. - U nos we wsi wszyscy rządzom, że papiyż niy chcom do nołs przijechać, bo łoni som barzi Polołkiem niż Łojcym Świyntym". "Ty też tak myślisz?" - zapytał nieco zdenerwowany papież. - Nie - odpowiedziałem - ja tylko pokazuję, jak nasi ludzie to odczytują, że papieża może u nas nie być, i z jakim żalem to przeżywają. Ojciec św. w odpowiedzi kazał mi przyjść nazajutrz na obiad i wtedy zapadła definitywna decyzja na tak.

Święta Anna swoje robi

Prof. Dorota Simonides i prof. Antoni Guzik (z lewej) darowali Ojcu św. gobelin z Matką Boską Opolską.
(fot. Ze zbiorów ks. dra Andrzeja Hanicha)

O tych rozmowach z bpem Nossolem papież przypomniał podczas nieszporów:

- Przypominam sobie: przyszedł do mnie raz ksiądz biskup Nossol. Zaprosiłem go na kolację po starej znajomości, a on w tej jadalni, gdzie jedliśmy kolację, czyli wieczerzę, ustawił figurkę św. Anny Samotrzeciej. I ta św. Anna Samotrzecia tam stoi i swoje robi - i swoje zrobiła...

Ks. arcybiskup przyznaje, że bał się, że Jaruzelski i jego ekipa będą mnożyć trudności. Zaproponował więc na miejsce spotkania przestrzeń przy pomniku Powstańców Śląskich, wiedząc, że czemu jak czemu, ale idei powstań władze nie będą się przeciwstawiać. Tymczasem już przy pierwszym spotkaniu organizacyjnym to miejsce odrzuciła - jako zbyt małe - strona watykańska. Bo też przy pomniku można było zmieścić najwyżej 30 tysięcy ludzi, a na spotkanie z papieżem przyjechało, skromnie licząc, milion i 50 tysięcy wiernych.

Mimo że nieszpory z papieżem zaplanowane było dopiero na 17.00, a msza celebrowana pod przewodnictwem kardynała Johna Króla z Filadelfii w południe, to tłumy zbierały się od ciemnego świtu. Już rano do sektorów pieszo, samochodami pociągami dotarło około stu tysięcy ludzi. Do godziny 15.00, na którą zaplanowano zamykanie sektorów, wiernych było dziesięć razy więcej.

- Pielgrzymów było tak wielu, że w ostatniej chwili trzeba było przygotować dwa dodatkowe sektory - wspomina abp Nossol. - Ponieważ spotkanie wypadło w czerwcu, należało skosić jeszcze niedojrzałe zboże, żeby ludzie mieli gdzie usiąść. Franciszkanie zawarli z miejscowymi rolnikami umowę, że oddadzą im tyle zboża, ile normalnie w tym miejscu żniwowali. Pod tym warunkiem rolnicy zgodzili się skosić swoje pola i nakarmić tym zbożem zwierzęta. Ogłosiliśmy w diecezji na ich rzecz zbiórkę ziarna i dostaliśmy go trzy razy więcej, niż było potrzeba. Zaopatrzyliśmy nie tylko rolników, ale jeszcze okoliczne klasztory w mąkę.

Kiedy wyznaczono datę spotkania z Ojcem Świętym na 21 czerwca 1983 roku, na przygotowania zostało bardzo niewiele czasu. Do pracy przy budowie ołtarza i sektorów ruszyło około pięciuset osób. Mimo ówczesnych trudności z zaopatrzeniem, na budowę ołtarza można było kupić potrzebne materiały. Ołtarz podobny trochę w kształcie do nieodległych kalwaryjskich kapliczek rósł w oczach. A do przyjazdu papieża szykowała się nie tylko strona kościelna.

Milicja twarzą do papieża

- Przez trzy tygodnie przed przyjazdem Jana Pawła II praktycznie nie opuszczałem Góry św. Anny i jej okolic - wspomina młodszy inspektor policji Dariusz Stachowiak, obecnie odpowiedzialny w Komendzie Wojewódzkiej Policji za kontakty międzynarodowe, wówczas pracownik wydziału kryminalnego. - Odwiedziliśmy wtedy wszystkie bez wyjątku domy położone przy trasie od lądowiska do miejsca, gdzie odprawiono nieszpory. Tłumaczyliśmy, że nie wolno wpuszczać do domów obcych, którzy chcieliby zobaczyć przejeżdżającego papieża z bliska. Przekonywaliśmy, że w mieszkaniu mogą przebywać tylko domownicy i bliscy krewni. Ponieważ było to już po zamachu na papieża, ludzie rozumieli, że o jego bezpieczeństwo trzeba dbać.

Wizyta papieża była wydarzeniem na tyle niezwykłym, że milicjanci mieli w związku z nią pewne wątpliwości regulaminowe.

- Ludzie podczas przejazdu papieża zachowywali się bardzo emocjonalnie - wspomina inspektor Stachowiak. - Nikt pod papamobil nie próbował wskakiwać, ale część ludzi klękała na widok Jana Pawła II. Tymczasem policjanci powinni właściwie stać twarzą do czekających na papieża tłumów, a tyłem do Ojca św., trochę tak jak obecnie policja, która na meczach stoi plecami do boiska. Tylko czy wypada stać tyłem do papieża? A skoro ludzie nawet klękają, to czy milicjanci powinni papieżowi salutować? Ostatecznie wyszło na to, że salutować nie trzeba, ale jak papamobil będzie się zbliżał, milicjanci odwrócą się twarzą w jego stronę.

Funkcjonariusze byli oczywiście obecni nie tylko na trasie przejazdu. Papieskiemu samochodowi towarzyszyli milicyjni komandosi na specjalnie przystosowanych tarpanach. No i oczywiście funkcjonariusze umundurowani i po cywilnemu stali między pątnikami w tłumie.

- To nie było nic dziwnego i charakterystycznego wyłącznie dla PRL - mówi Dariusz Stachowiak. - Na masowych imprezach policjanci też zawsze są w tłumie, by na wypadek jakiejś paniki nie dobiegać tam, gdzie coś się dzieje, ale od razu być na miejscu i pomagać, jeśli trzeba. Ale na Górze św. Anny było bardzo spokojnie, a pielgrzymi okazali się bardzo zdyscyplinowani.

Profesor Dorota Simonides, która spotkała się z papieżem bardzo blisko jako członek delegacji środowiska naukowego, po przyjeździe na Górę św. Anny udała się do "kurnika", czyli kolonijnego ośrodka dla dzieci zbudowanego przez ówczesnego proboszcza katedry, ks. prałata Stefana Baldego.

- Zauważyłam po drodze, że milicji jest wszędzie pełno. To miało swój wymiar polityczny, bo nie pozwalało zapomnieć o stanie wojennym - opowiada prof. Simonides. - W drodze do "kurnika" usłyszałam w pewnym momencie, jak milicjanci gdzieś za mną mówią: przebieramy się. Pomyślałam, że pewnie zamieniają mundury na sutanny i komże i w tym przebraniu wmieszają się w tłum. Poszłam o tym natychmiast powiedzieć prałatowi. Poprosił mnie, żebym wróciła i jeszcze raz dyskretnie obejrzała to przebieranie. Okazało się, że milicjanci zamienili tylko mundury na cienkie popielate bluzki, bo tego dnia było strasznie gorąco. Ale myśmy się po nich spodziewali najgorszego.

Papież mówił prosto

Nie wpływało to jednak na niesamowity klimat nieszporów. Papież podczas kazania dialogował z ludźmi. Na podium ołtarza wszedł witany okrzykami: "Niech żyje papież!" i "Kochamy papieża!". - Trzeba dodać: na Górze św. Anny - odpowiadał Jan Paweł II.

Do historii przeszło kilkakrotnie odśpiewane papieżowi "Sto lat". Wszystko przez odpowiedź Ojca św., który przypomniał, że od dziecka chodził na nieszpory, śpiewał je i odprawiał jako kapłan, ale pierwszy raz słyszy, żeby na nieszporach śpiewać "Sto lat". - To jakaś nowa liturgia - żartował.

- Entuzjazm był niesamowity, ludzie śpiewali, krzyczeli. Wcześniej każdy śmigłowiec witali tak, jakby nim leciał Ojciec św., ale kiedy papież przemówił, była cisza jak makiem zasiał. Ludzie czuli, że to jest coś wyjątkowego, co może się już nie powtórzyć - przypomina sobie ks. dr Andrzej Hanich, wtedy sekretarz biskupa opolskiego.

W kazaniu papież przypomniał dzieje Śląska, mówił, że nasza ziemia wciąż potrzebuje wielorakiego pojednania. Prosił Opolan, by Góra św. Anny wciąż była miejscem, na którym wspólnie modlą się dziadkowie, rodzice i wnuki. Oddał też szacunek powstańcom śląskim.

- Homilia była bardzo prosta - wspomina ks. Hanich - ale znalazły się w niej odwołania do historii naszej ziemi. Papież mówił, że ta ziemia potrzebuje wielorakiego pojednania z ludźmi obecnymi i nieobecnymi. Wspomniał tym samym Opolan, którzy wyjechali za granicę, do Niemiec. To było wtedy, w czasach działającej cenzury, bardzo ważne. A kiedy papież się żegnał z Opolanami, prawie tańczył z radości. Był pogodny, wyluzowany, bez żadnego stresu czy napięcia. Pod tym względem Góra św. Anny wyróżniała się wśród miejsc, które odwiedził. Bardzo mi zależało, by na pamiątkę tego dnia na Górze św. Anny stanął pomnik papieża. Udało się. A teraz to już właściwie nie jest pomnik, tylko figura świętego.

Prof. Dorota Simonides ma przed oczami wypełniony po brzegi ludźmi plac przed ołtarzem, a w uszach świetnie grającą orkiestrę, o której kardynał John Król powiedział, że w życiu nie widział takiej wielkiej bandy (band to po angielsku orkiestra). Ale ślad na całe życie zostawiło w niej krótkie osobiste spotkanie z papieżem.

- Z profesorem Guzikiem z Opola i innym profesorem z gliwickiej politechniki, którego nazwiska nie pamiętam, wręczyliśmy papieżowi gobelin z wizerunkiem Matki Boskiej Opolskiej - wspomina prof. Simonides. - Ojciec Święty mówił nam, że obowiązkiem ludzi nauki jest strzec prawdy. Przypominał, że mamy żyć dla prawdy i dawać jej świadectwo poprzez swą działalność. To mi zostało mocno w pamięci, no i jego głębokie spojrzenie prosto w oczy. Znałam je już, bo w latach 50. spotkaliśmy się w duszpasterstwie akademickim w krakowskim kościele św. Anny. Przypomniałam papieżowi o tym.

Jan Całka rozmawiał z papieżem jako przedstawiciel zdelegalizowanej "Solidarności" wraz z Franciszkiem Szelwickim i Janem Piątkowskim.

- Papież był na Górze św. Anny we wtorek, a w sobotę na spotkaniu w urzędzie wojewódzkim pojawił się pomysł, by zatrzymać - jak wtedy mówiły władze - ekstremistów "Solidarności". Ks. biskup zaprotestował i powiedział, że podczas powitania poinformuje papieża o tych zatrzymaniach - opowiada ks. Andrzej Hanich. - Władze ustąpiły. Ale transparenty "Solidarności", które pojawiały się na placu, w wielu miejscach były przez ubeków zrywane i zabierane.

Szkatułka do rentgena

Delegaci "Solidarności" wręczyli papieżowi drewnianą szkatułkę z umieszczonym w środku krzyżem z drutu kolczastego. Władze z trudem przełknęły ten prezent, ale dla pewności kazały go wcześniej prześwietlić rentgenem.

- Pięć miesięcy przed spotkaniem z papieżem opuściliśmy więzienie - wspomina Jan Całka. - Zanim przeszliśmy z klasztornego podwórza do strefy zero, rewidowali nas także esbecy. Byli przebrani w mundury straży pożarnej, ale poznałem ich, bo niektórzy z nich robili mi w domu rewizję. Poza tym zdradzili się, bo cały czas uparcie nas fotografowali i kręcili kamerą, a po co strażakom byłyby potrzebne nasze zdjęcia.

Jan Całka nie pamięta dosłownie, co mówił im papież. Na pewno zachęcał do wytrwania i poświęcił im nieco więcej czasu niż innym delegacjom.

- Nakładałem papieżowi stułę i pilnowałem, żeby wszystko dobrze przebiegało - mówi ks. prof. Helmut Sobeczko, który zaplanował przebieg papieskich nieszporów i nadzorował je jako ceremoniarz. - Ojciec św. był bardzo dyspozycyjny, robił wszystko, co mu podpowiadaliśmy, no i bardzo chętnie śpiewał z nami. Teraz nabożeństwa na pielgrzymki papieskie przygotowuje się w Watykanie, my mogliśmy sami nasze nieszpory przygotować od początku do końca i bardzo się papieżowi podobały.

Jej szczególnym elementem była koronacja papieskimi koronami obrazu Matki Boskiej Opolskiej.

- Papież najpierw ukoronował Dzieciątko, ale że był nieco niższy ode mnie, wspiął się na palce, by dosięgnąć do głowy Matki Bożej - wspomina ks. abp Alfons Nossol. - Wreszcie wyszeptał w moją stronę: pomóż mi, bo nie sięgam. A ja stałem z boku, bo gdzie mi się było mieszać do papieskich koron. Ale tak ponaglony pomogłem i razem umieściliśmy koronę nad głową Matki Bożej. A papież odsunął się trochę od obrazu, uklęknął, popatrzył i wyszeptał: Jaka Ona piękna. Był bardzo rozradowany.

- Dziękuję wam za tę piękną liturgię, liturgię nieszporów. I jeśli o coś mogę was prosić tu, w tym sanktuarium, a prosiłbym o to na wielu miejscach, to abyście tę piękną, nieszporną liturgię dalej kultywowali tak, jak to dzisiaj sprawowaliście wspólnie z papieżem. To tyle myśli przychodzi mi do głowy - na razie. Teraz chciałbym jeszcze odwiedzić sanktuarium i robić, co do mnie należy, to znaczy wsiadać w helikopter i lecieć do Krakowa. Tam w Krakowie macie swoich rodaków, tam jest św. Jacek, tam jest bł. Bronisława. Chociaż w Krakowie - to i tak będę pod Górą Świętej Anny. Kraków pod Górą Świętej Anny! - zakończył Jan Paweł II i po krótkiej modlitwie w sanktuarium i spotkaniu z franciszkanami odleciał do Krakowa.

- Po zakończeniu nabożeństwa leciałem z papieżem śmigłowcem do Krakowa - wspomina abp Nossol. - Siedzieliśmy naprzeciw siebie, a on pytał mnie, co widać pod nami. Na szczęście przeszedłem u naszych milicjantów szybki kurs topografii i dałem sobie radę. Pokazałem papieżowi, gdzie kończy się Śląsk Opolski, a zaczyna katowicki, w którym miejscu przebiegała przed wojną granica itd. Kiedy znaleźliśmy się bliżej Krakowa, to już Ojciec św. mnie tłumaczył, co widzimy z okien helikoptera. W pewnym momencie powiedział mi: Wiesz, gdybym nie przyjechał na Górę św. Anny, mojej pielgrzymce brakowałoby czegoś ważnego. Piękne były te wasze nieszpory. Wspominał je zresztą nie tylko papież, ale i jego kamerdyner. Kiedy na obiedzie u Ojca św. nalewał mi zupę, to przy drugiej kielni dodawał zwykle "za świętą Annę". Mówił mi potem, jak bardzo podobał mi się śpiew i entuzjazm naszego ludu.

Pątnicy tymczasem wracali do domów. Nie potwierdziły się obawy, że będzie bałagan. Milion ludzi szybko i sprawnie opuściło Górę św. Anny.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska