30 śmiałków wskoczyło dziś do Odry w Bierawie z nadzieją na dopłynięcie do Koźla. Nie spodziewali się, że warunki będą aż tak trudne.
Spływ Twardzieli organizowano już po raz ósmy. Dotychczas jego 7-kilometrowa trasa prowadziła głównie rzeką Kłodnicą, a dopiero ostatni odcinek śmiałkowie pokonywali płynąc Odrą.
Tym razem zmieniono trasę, wydłużając ją do 10 kilometrów i przenosząc w całości zawody nad Odrę.
- Ta rzeka jest dużo trudniejsza do pływania, bo nie ma tu takiego jak w Kłodnicy prądu, który sam pchał pływaków - tłumaczyli strażacy.
30 śmiałków ubranych w tzw. mokre skafandry (przepuszczające wodę) i płetwy wskoczyło do Odry o 10.20.
Już po godzinie trzeba było wyjąć z wody trzech piekielnie zziębniętych śmiałków. Niedługo potem następnych trzech zabrano na brzeg, by okryć ich kocami i napoić ciepłą herbatą.
Do mety na kozielskiej Wyspie pod dwóch godzinach przypłynął jako pierwszy Janusz Tyka, jeden z członków klubu morsów "Dębowa". Tyka o dziwo nie wyglądał na zmęczonego.
- Wspaniały mróz, wspaniała pogoda - zachwycał się.
Kolejni byli wyczerpani.Wielu nie umiało o własnych siłach wyjść na brzeg. Mimo to dopisywały im humory.
- Usiądź sobie i odpocznij - zaproponował Tyka swojemu koledze Adamowi Gietowi, gdy ten wygramolił się wreszcie z wody. - Na zimnym kamieniu mam usiąść? - zażartował Giet, który ponad dwie godziny spędził w wodzie o temperaturze jednego stopnia Celsjusza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?