Jedziemy razem w pociągu życia...

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Tak śpiewają w jednym z badżanów soliści zespołu "Sonalika". Trójka muzyków z Ukrainy, Białorusi i Polski od roku mieszka i ćwiczy w Kędzierzynie-Koźlu.

Irina siada po turecku przy harmonium, Guenadi posypuje ręce talkiem i po raz ostatni sprawdza dźwięk tabli, Ihar dostraja gitarę. - Najpierw zaśpiewamy kilka badżanów, a potem opowiemy ich treść - mówi Irina.
Tak rozpoczyna się sobotni koncert zespołu "Sonalika" w zdzieszowickim klubie "Dookoła Świata". Kameralne grono, może trzydziestu słuchaczy w różnym wieku. Młodzi uśmiechają się pod nosem, kiedy Irina i Ihar próbują jeden z badżanów, ale nie opuszczają sali.

To trzeci koncert grupy. Grali w Koźlu, Nysie i teraz po raz trzeci w Zdzieszowicach. - Do tej pory dużo ćwiczyliśmy i mieliśmy inne zajęcia. Teraz chcielibyśmy zacząć koncerty po Polsce - opowiada Irina (jedyna z trójki muzyków dobrze mówi po polsku, bo tu się urodziła).
Zespół siedzi po turecku na rozłożonych matach. Trzaska drewno w kominku, po drugiej stronie zapalone świece. W powietrzu piwnicy unosi się zapach trociczek. Irina ubrana w czerwoną krótką bluzkę i sari w fioletoworóżowej tonacji ze złotym lampasem. Guenadi ma na sobie beżowe szerokie spodnie i długą, luźną koszulę w poziome bure pasy. Ihar nosi się cały na biało: szerokie spodnie i krótsza koszula.

Grają ze sobą od ponad roku. Wszyscy studiowali po kilka miesięcy na wydziale muzyki indyjskiej w rosyjskim Togliatti, gdzie wykładowcami byli Hindusi. Uczyli się nie tylko gry na instrumentach i wiedzy o kulturze, ale i języka hindi oraz sanskrytu.
Każdy z nich spędził też kilka miesięcy w Indiach na festiwalach muzycznych, gdzie podpatrywali narodowych wykonawców. - Bo tego grania nie da się nauczyć w szkole - tłumaczy Irina. - Tam nie ma nut. Są za to tonacje, według których gra muzyk. Reszta to improwizacja. Dlatego każdy utwór jest inny, nawet kiedy wykonuje go jedna osoba.
Sama gra na harmonium, instrumencie z angielskim rodowodem. To jakby przecięty na pół akordeon, położony na ziemi. Prawą ręką uderza się w klawisze, a lewą porusza mały miech, dzięki któremu wydobywa się dźwięk. Z wykształcenia Irina jest muzykiem. Uczy w szkole muzycznej w Kędzierzynie. Kiedyś grała na fortepianie, jeździła na konkursy, ale zrezygnowała.

- W muzyce europejskiej jest tak: dostajesz nuty i musisz je jak najlepiej odtworzyć - opowiada Irina. - Właściwie to oceniający, krytycy, wyznaczają ci sposób wykonania. W tej muzyce nie ma ciebie. Tutaj jest inaczej. Ty jesteś rzeczywistym autorem, kiedy improwizujesz. To daje wiele satysfakcji i pozwala na wyrwanie się z tego skołowanego świata.
Guenadi ani Ihar nie mówią dobrze po polsku. Razem przyjechali do Kędzierzyna i kupili tam dom. Irina mieszkała kiedyś w Polsce i dlatego wybrali ten kraj. Ale nie wiedzą, jak dalej potoczą się ich losy. - Może pojedziemy na Białoruś? - zastanawia się Irina.
Guenadi na razie chciałby koncertować w Polsce. Łamaną polszczyzną wyjaśnia, czym różni się muzyka hinduska od europejskiej: - Jest bardzo emocjonalna, spontaniczna, w przeciwieństwie do uporządkowanej europejskiej. Każda z nut wschodnich (arabska, hinduska) wytwarza specyficzny klimat. Daje spokój, radość.

Nazwali się "Sonalika" - od imienia hinduskiej kobiety, które bardzo spodobało się Irinie. Nie wiedzą, czy ono coś oznacza. Do wykonywania wybrali najprostsze instrumenty, bo sarot czy sitar trzeba bardzo długo stroić, a w polskich zmiennych warunkach klimatycznych trudno dostroić nawet table.
To dwa bębenki (jeden metalowy, drugi drewniany), obciągnięte skórą. Ustawia się je na obręczach, w których można je odpowiednio przechylić. Guenadi stroi table przez kilkanaście minut, bo skóra mocno reaguje na zmiany temperatury. (W zasadzie tabla to mniejszy bębenek, a daga większy. Wbrew pozorom ważniejszy jest mniejszy). Guenadi wystukuje rytm na skórze i sprawdza, czy odpowiada on zapisanemu na elektrycznym stroiku.

W muzyce indyjskiej jest kilkanaście stylów. Muzycy z "Sonaliki" na razie opanowali dwa: kawali i badżany. Na każdy koncert przygotowują nowy repertuar. Tematyka jest bardzo różna: o świętach narodowych Hindusów, uczuciach matki do dziecka, związku człowieka z matką ziemią, uczuciach, jakie rodzą się w ludziach: radości, smutku, cierpieniu.
- Jedziemy wszyscy w pociągu życia, śmiejemy się, płaczemy, nie wiemy, która stacja będzie nasza - tłumaczy tekst jednego z badżanów Irina. Niektóre przypominają polskie kolędy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska