Kierowca zabił w Tułowicach dwie osoby. Ruszył proces

fot. Mario/.archiwum
fot. Mario/.archiwum
Nawet 12 lat więzienia grozi 32-letniemu Mariuszowi Ł., który zabił pod Tułowicami dwoje rowerzystów i uciekł z miejsca wypadku.
Kierowca zabił w Tułowicach dwie osoby. Ruszył proces

Zabił mi córkę i zięcia, ale nie wyraził skruchy, nie przeprosił też za to co zrobił - mówi ojciec jednej z ofiar - 21-letniej Marty. - Jest mi też przykro, że winę spycha na tych co nie żyją.

Dziś przed Sądem Rejonowym w Opolu ruszył proces 32-letniego Mariusza Ł. z Tułowic. Prokuratura oskarża go o spowodowanie wypadku, w którym zginęło dwoje ludzi oraz ucieczkę z miejsca tragedii. Sprawa zbudziła duże zainteresowanie. W sądzie stawili się m.in. rodzice ofiar, ich bliscy i znajomi oraz przyjaciele.

Po odczytaniu przez prokuratora aktu oskarżenia, przemówił sprawca wypadku. - To ja kierowałem samochodem i potrąciłem rowerzystów, ale nie byłem pijany, ani pod wpływem narkotyków - mówił przed sądem Mariuszusz Ł. - Byłem w szoku po tym co się stało. To dlatego odszedłem. Ale zrobiłem to jak była już policja i pogotowie.

Już na początku zakwestionował też opinię biegłego, który wykazał, że w momencie wypadku samochód jechał z prędkością 137 km/h.

- 400 metrów wcześniej był ostry zakręt, żeby w niego wjechać musiałem znacznie zwolnić. Potem na tak krótkim odcinku nie mogłem dostawczym samochodem tak się rozpędzić - mówił oskarżony.

Do wypadku doszło 26 marca ubiegłego roku w Tułowicach. Był późny wieczór, około godz. 21.00. Według prokuratury kierujący fiatem ducato jechał z prędkością 137 km na godzinę. Mężczyzna nie zauważył jadących przed nim dwoje rowerzystów i wjechał w nich. Siła uderzenia była ogromna.

Jeden z rowerów owinął się o znak z nazwą miejscowości, a części jednośladów porozrzucane były w promieniu kilkudziesięciu metrów. Kompletnie zniszczony został też przód samochodu.

Rowerzyści nie mieli szans. Ich obrażenia to m.in. złamanie kości czaszki, złamanie żeber, kręgosłupa, stłuczenie i rozerwanie płuc, śledziony, wątroby, nerek. Zginęli na miejscu, kilkaset metrów od domu. Niespełna 21-letnia Marta i jej 25-letni mąż Kuba wracali z pracy na stacji benzynowej w Rzędziwojowicach.

Gdy na miejscu była już policja, pojawił się 21-letni mężczyzna. Powiedział, że to on prowadził fiata ducato. Po przesłuchaniach został jednak zwolniony. Okazało się, że był podstawiony. Odpowie za utrudnianie śledztwa.
Natomiast Mariusz Ł., który jest sprawcą wypadku zgłosił się na policje dzień później. Był trzeźwy. Ale nic na tym nie wskórał. Ucieczka z miejsca wypadku traktowana jest jak jazda po pijanemu. Teraz grozi mu do 12 lat więzienia.

Oskarżony na dzisiejszej rozprawie mówił też, że rowery były nieoświetlone i nie jechały ścieżką dla nich przeznaczoną.

- To nieprawda - mówi tata Marty. - To były nowe rowery, z całym potrzebnym wyposażeniem. Miały światła i dzieci zawsze ich używały po zmroku. Druga sprawa. Od zakrętu, o którym mówił oskarżony do miejsca wypadku jest około kilometra. Miał więc gdzie się rozpędzić.

Na kolejnej rozprawie zaplanowanej na 8 kwietnia. Przesłuchiwani będą wówczas świadkowie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska