Mężczyźni mieszkali w tym samym budynku w Głuchołazach. Znali się, czasami nawet wspólnie pili alkohol.
- Sąsiad pił codziennie. Ja mu zwracałem uwagę, bo robił to na klatce schodowej, zostawiając pełno butelek i petów - wyjaśniał w postępowaniu przygotowawczym Andrzej P. - On oddawał też mocz na klatce schodowej, a sąsiedzi mieli później pretensje do mnie, bo myśleli, że ja to robiłem.
Do tragicznych w skutkach wydarzeń doszło w marcu tego roku. Mężczyźni pili tego dnia, ale osobno. Andrzej P., gdy zabrakło mu alkoholu, wybrał się do sklepu, a po drodze spotkał uciążliwego sąsiada w towarzystwie jeszcze jednego kompana.
- Tamten drugi darł się, więc powiedziałem, że ja go nauczę śpiewać. Wtedy on uciekł. Sąsiad został, więc zapytałem go, kto nasikał obok skrzynki na listy. Odpowiedział, że nie wie - relacjonował oskarżony.
Wtedy Andrzej P. stracił cierpliwość i dwukrotnie uderzył sąsiada w twarz. W pewnym momencie zaatakowany stracił równowagę i spadł ze schodów, uderzając z impetem o twarde podłoże. Biegły uznał, że to nie ciosy, ale właśnie ten upadek spowodował zagrażające życiu obrażenia. Poszkodowany zmarł po dwóch dniach w szpitalu.
Oskarżony o śmierci sąsiada dowiedział się po czasie. Nie sądził, że miało to związek z pobiciem. - On po tym upadku próbował się podnieść. Nie było żadnej krwi. Nie wiedziałem, że takie będą konsekwencje - mówił dziś przed sądem.
Na sali rozpraw byli obecni rodzice zmarłego mężczyzny. Andrzej P. płakał, mówił, że nie chciał zabić ich syna i przepraszał za to, co się stało.
Wyrok zapadł po pierwszej rozprawie. Mężczyzna ma spędzić za kratkami trzy lata.
Wyrok nie jest prawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?