Kolejna potęga na drodze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów. "Nie nazwałbym nas faworytem" [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Siatkarze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle potwierdzili w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, że nie ma dla nich zadań niemożliwych.
Siatkarze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle potwierdzili w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, że nie ma dla nich zadań niemożliwych. Wiktor Gumiński
Rosyjski Zenit Kazań będzie półfinałowym rywalem Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów. - Opinia o tym, że przystępujemy do tej rywalizacji w roli faworyta będzie trochę na nas ciążyła. Osobiście uważam, że nim nie jesteśmy - mówi Sebastian Świderski, prezes klubu z Opolszczyzny.

Pańskie ciśnienie już w normie?
Już tak, ale w czwartek schodziło praktycznie przez cały dzień. Kiedy jednak dowiedzieliśmy się, że gramy z Zenitem Kazań, musieliśmy szybko wziąć się do intensywnej pracy. Gdybyśmy trafili na PGE Skrę Bełchatów, nie mielibyśmy żadnych problemów logistycznych. W przypadku wyjazdu do Rosji jest zupełnie inaczej, to bardzo skomplikowana operacja. Nieszczęśliwie dla nas, pierwszy mecz gramy w Kazaniu tuż po turnieju finałowym Pucharu Polski (13-14 marca – red.). Mamy tylko nadzieję, że Europejska Konfederacja Siatkówki nie każe nam grać we wtorek, bo nawet nie wiadomo, czy do tego czasu dolecimy do Kazania. Wnioskowaliśmy o rozegranie potyczki w czwartek i mamy nadzieję, że nasza prośba zostanie rozpatrzona pozytywnie. Dopóki jednak nie mamy dokładnej informacji, nie możemy również nic konkretnie zaplanować.

Wracając jeszcze na moment do dwumeczu z Cucine Lube: skoro już po pierwszym meczu podobno uronił pan łzę, to jakie emocje towarzyszyły panu tuż po zakończeniu „złotego seta”?
Przez całe rewanżowe spotkanie nie mogłem sobie znaleźć w hali miejsca, a połowy to właściwie nie widziałem. Podczas meczów rozgrywanej w naszej hali rzadko oglądam je „od deski do deski”, ale „złotego seta” nie mogłem odpuścić. Nie wytrzymałem i poszedłem do tunelu koło boiska, by z bliska poczuć bojową atmosferę, jaka towarzyszyła naszej drużynie. Kiedy wybrzmiał ostatni gwizdek, po raz pierwszy od grudnia, kiedy doznałem kontuzji nogi, wykonałem półbieg z radości. Towarzyszyło temu również lekkie skakanie. Głowa chciałaby więcej, ale nogi na to nie pozwalały. Niezależnie od ograniczeń fizycznych radość była jednak ogromna, bo wyeliminowaliśmy drużynę, która już wielokrotnie wygrała wszystko, co było do wygrania.

Z ręką na sercu: przed decydującą odsłoną była pan pełen obaw?
Nie, dominowała we mnie wiara w końcowy sukces. A to dlatego, że widziałem, jak zaciekle walczyli nasi zawodnicy w każdym z trzech przegranych setów. Ani przez moment nie odpuścili i nie myśleli o tym, by nastawić się tylko na „złotego seta”. Nawet w trzeciej partii, kiedy przegrywaliśmy już nawet 13:18, nie było nerwowych ruchów, głębokich zmian. Cały czas u chłopaków widać było przysłowiowe „serducho” i taka ich postawa została nagrodzona w najważniejszym momencie.

W czasach pańskiej prezesury w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, drużyna kiedykolwiek był tak mocna psychicznie?
Trudno porównywać pod tym względem ze sobą ekipy z różnych lat, ale rzeczywiście, w tym sezonie jesteśmy bardzo silni mentalnie. Nawet jeśli przegrywamy seta z teoretycznie słabszym rywalem, w następnym wychodzimy jeszcze bardziej zmotywowani i pokazujemy, co mamy najlepsze. W rewanżu z Cucine Lube również nam nie szło. Nie graliśmy na tym poziomie, co we Włoszech, lecz nie powodowało to paniki czy niepotrzebnych nerwów. Nadzieja na sukces nie zgasła w nas ani przez chwilę.

Teraz na waszej drodze stanie kolejna siatkarska potęga. Ale już pojawiają się głosy, że to Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest faworytem dwumeczu z Zenitem Kazań.
Taka opinia będzie na nas trochę ciążyła. Nie nazwałbym nas faworytem, patrząc na to, jakie wyniki osiągał w ostatnich latach zespół z Kazania. Co prawda w naszej drużynie gra kilku mistrzów świata, ale w wyjściowym składzie Zenitu również są sami zawodnicy, którzy w ostatnich latach regularnie walczyli o najwyższe cele. Tacy siatkarze jak Aleksander Butko, Artem Wolwicz, Maksim Michajłow czy Earvin Ngapeth mają więcej obycia na najwyższym międzynarodowym poziomie od naszych graczy. Do tego dochodzi jeszcze świetnie ostatnio grający nasz rodak Bartosz Bednorz. Przed nami więc kolejne niezwykle trudne wyzwanie.

Czyli nie zgadza się pan z opinią, że zmierzycie się z najsłabszym Zenitem od wielu lat?
Może to być bardzo złudne podejście. Co prawda z Zenitu odszedł Wilfredo Leon, który potrafił w pojedynkę robić różnicę, ale za niego przyszedł Earvin Ngapeth. Czasami spisuje się on poniżej oczekiwań, lecz z drugiej strony jest również zawodnikiem zdolnym do robienia rzeczy pozornie niemożliwych. Pamiętajmy, że Zenit nie przegrał jeszcze w tej edycji Ligi Mistrzów ani jednego spotkania. Nie chciałbym więc pochopnie osądzać, czy my jesteśmy faworytem, albo czy oni są najsłabsi od lat. Nastawiamy się na wielką wojnę, bo koniec końców o wszystkim i tak znowu zadecyduje boisko.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska